Jeśli pijesz jak reszta kraju, większość z tego, czego dowiesz się o Fireballu, zapomnisz do rana. I to jest sprawiedliwe. Nie jest to napój stworzony do przemyślanego popijania przy ognisku.
Ale biorąc pod uwagę meteoryczny wzrost sprzedaży Fireball Cinnamon Whisky, która z 1,9 mln dolarów sprzedaży w 2011 r. urosła do 863,5 mln dolarów w 2014 r., trudno nie być trochę ciekawym tego trunku – z jakiego smoczego legowiska pochodzi, powiedzmy, lub dlaczego ludzie tak bardzo go kochają.
Na cześć strzału, który nie przestaje dawać, czy tego chcemy, czy nie, oto 10 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o Fireball.
Technicznie nie jest to „whisky.”
Whisky jest definiowana jako alkohol „butelkowany z zawartością alkoholu nie mniejszą niż 40% objętości (80 proof).” Fireball, którego zawartość alkoholu wynosi 33% (66%), jest raczej aromatyzowaną whisky lub, technicznie rzecz ujmując, destylowanym spirytusem „specjalnym” – aczkolwiek takim, który stara się podnieść swój iloraz złości dzięki nazwie Fireball i choremu logo ze smokiem.
Możemy podziękować Kanadzie za Fireballa.
Jakkolwiek mitologia „Fireballa” istnieje, przynajmniej jedna z historii jego powstania wskazuje na kanadyjskiego barmana, który próbował rozgrzać się podczas jednej z tych klasycznie niewybaczalnych, a jednak seksownych kanadyjskich nocy. Najwyraźniej sama gorzałka nie wystarczyła (nie rozgrzewa też tak naprawdę), więc nasz tajemniczy barman dodał cynamon i cukier. Tak jakbyś wznosił toast, ale tak, żeby się nim upić. Istnieje również solidna szansa, że ten napój został wymyślony, kiedy ktoś wrzucił kilka Mike and Ike Hot Tamales do bimbru i po prostu poszedł na to.
Czas strachu! Fireball został wycofany z powodu obaw, że zawierał składnik używany w środkach przeciw zamarzaniu.
Inaczej znany jako glikol propylenowy, inaczej znany jako część mieszanki używanej do odladzania samolotów. W 2014 roku Fireball został wycofany w krajach europejskich, ponieważ poziom glikolu propylenowego został uznany za zbyt wysoki dla tych rynków. Ale nie martwcie się, imprezowicze, zarówno FDA, jak i CDC uznały glikol propylenowy za bezpieczny przy niskim poziomie spożycia (według FDA „około 50 gramów na kilogram” w żywności). Fireball natychmiast wymienił swoje europejskie butelki i nie wycofał żadnych produktów w USA. Ponadto, prawdopodobnie spożywasz glikol propylenowy już od jakiegoś czasu; jest on używany we wszystkim, od kosmetyków, przez e-papierosy, po, Boże dopomóż, pyszne lody.
Ludzie gotują z nim. Celowo.
Przeciw zamarzaniu czy nie, ludzie wciąż z radością włączają Fireball do szerokiej, dziwnej gamy przepisów, od pianek marshmallows po klopsiki. Oczywiście istnieje trylion różnych przepisów na shoty Fireball, ale jedzenie jest tam, gdzie robi się naprawdę ciekawie. Naszym osobistym faworytem może być firmowy przepis na „Firebagel”, który zdecydowanie zdobywa punkty za łatwość wykonania, a także za to, że jest zupełnie niepotrzebny.
Chris Pratt kiedyś się nim upił i dawał lekcje aktorstwa.
Nie wiadomo, czy ten filmik z szeptem dinozaura Chrisa Pratta był rażącym lokowaniem produktu, wynikiem szczerej miłości do Fireballa, czy też jednym i drugim, ale jest to filmik wart obejrzenia. Pod koniec wywiadu dla GQ, Pratt został poproszony o udzielenie kilku darmowych lekcji aktorstwa, co też uczynił, popijając Fireball. Jego najlepsze rady pojawiają się na końcu – albo kiedy Pratt radzi, jak przekonać współmałżonka, że nie przegapiłeś jego urodzin, albo jak naprawdę zrobić to w Hollywood. Jedno jest pewne: to wszystko mądrości podsycane przez 'Ball.
Fireball był późnym rozkwitem.
Fireball jest jak dziewczyna z filmu, która nosi okulary, zdejmuje okulary, odchodzi z orkiestry marszowej, dostaje metamorfozę od pyskatej przyjaciółki i zaczyna wirujący romans z królem balu, który w prawdziwym życiu prawdopodobnie doprowadziłby do nieplanowanej ciąży i gorzkiego rozwodu. Fireball istnieje od 1984 roku, ale Ameryka zakochała się w nim dopiero pod koniec XXI wieku. Częściowo opóźnienie w popularności może być związane z faktem, że do 2001 roku utknął w Kanadzie pod niezbyt seksowną nazwą „Dr. McGillicudy’s Fireball Whisky”. Ale Sazerac kupił ją, poddał wspomnianej wcześniej metamorfozie i – co najbardziej imponujące – wyszedł na ulice, by promować ją twarzą w twarz. Być może ambasadorzy marki mieli rozmarzone oczy; tak czy inaczej, Ameryka zakochała się po uszy.
Była też krótka, nieudana próba wprowadzenia Fireballa na rynek.
Nie każdy eksperyment z marką Fireball się udał. Weź całą klasę Fireballa i dodaj całą klasę wina w kartonie, a otrzymasz nieudany eksperyment z 2016 r. znany jako „Firebox”, który, ponownie, jakoś nie odniósł sukcesu, mimo że był tak cholernie klasyczny.
Ty też możesz mieć swag Fireballa.
Dwa udane aspekty zmiany Fireballa przez Sazerac: rebranding z tym ostrym smoczym logo i promowanie go poprzez agresywny merchandising (gorący sos, stringi, koszulki z hasłami, które wydają się być jakąś połowiczną obroną prawną). Smok jest mocno widoczny w gadżetach Fireball, lecz istnieje również slang specyficzny dla smoków. Na przykład, picie Fireballa jest nazywane „slayin'”, jak w: „Odwołaj swoje plany na jutro, Derek, bo dziś wieczorem jesteśmy slayin'.”
Fireball pojechał na Coachella, a ty nie.
Kolejnym ważnym elementem odrodzenia marki jest jej zaangażowanie w media społecznościowe, z prawie 80 tys. obserwujących na Instagramie i kampaniami z hashtagiem #FireballAroundtheWorld, w których Fiery 'Ballers (jak można nie mieć takiego pseudonimu?) fotografują się z Fireballem wszędzie, od gorących kąpieli w Nikaragui po (źle zaplanowane?) wycieczki w ośnieżone góry. Fireball zdobył nawet bilety na Coachella. Tradycyjnie, oczywiście, większość z nas pije Fireballa z kubka Solo w zatłoczonej kuchni naszego brata lub, jeśli to był naprawdę długi tydzień, po prostu wali go z powrotem do wanny.
Jest na to aplikacja.
A dokładniej, jest aplikacja do oficjalnej gry Fireballa do picia, „Smoki, kości & Dares”. Niestety w grze jest bardzo mało wyzwań związanych ze smokami. Zamiast tego zobaczysz klasyczne wyzwania związane z rozbieraniem się, wymuszone przyznanie się do wstydliwej historii osobistej i, oczywiście, wyzwania związane z papierem toaletowym. Smakuje jak niebo. Pali jak diabli. Przekonuje cię do założenia papieru toaletowego na głowę.