Dispatches | May 17, 2013

Przez cały maj The Missouri Review będzie wyróżniać jedno krótkie opowiadanie, aby uczcić Narodowy Miesiąc Krótkich Opowiadań. Poprosiliśmy zróżnicowaną grupę czytelników i pisarzy o udział w tym przedsięwzięciu poprzez podzielenie się opowiadaniem, które domaga się przeczytania. Dzisiejszy wpis pochodzi od Rachel Cochran.

Będę pierwszą osobą, która przyzna, że nie „załapałam” „Chryzantem” Johna Steinbecka za pierwszym razem, gdy je czytałam. Miałam dziewiętnaście lat, a lektura ta została mi przydzielona na zajęciach z warsztatu pisarskiego, które prowadziłam, wciśnięta między lektury bardziej ekscytujące i dziwaczne (na myśl przychodzi mi „Bullet in the Brain” Wolffa). Znałem i lubiłem Steinbecka za „Myszy i ludzi” oraz „Grona gniewu”, ale „Chryzantemy” wlokły się przez kilka stron. Obserwowałem Elisę Allen w jej ogrodzie, „nadgorliwą, nadpotężną”, ale nie poruszyła mnie jej historia. Dialogi wydawały mi się niebanalne, symbolika jawna, a ja ciągle czekałam, aż coś się wydarzy. Historie, do których byłam przyzwyczajona, miały przecież uzależnionych od opium i ciała zamurowane w piwnicach na wino.

Zakończenie mnie zaskoczyło. Po tym, jak Elisa się rozpłakała, przewracałam stronę w poszukiwaniu dalszego ciągu, a tu nic. Szukałam wyjaśnienia, akcji, ale to nie była historia, którą napisał Steinbeck. Nastoletni ja mentalnie przerobiłbym zakończenie, w którym Elisa Allen idzie na brutalną walkę i patrzy, jak rękawice boksera nasycają się krwią, żyje przez jeden dzień jako człowiek. Może nawet opuściłaby swój dom, wyruszyłaby w drogę jak wędrowny cinkciarz, którego życie tak ją zafascynowało i zainspirowało, znajdując pracę, gdzie się dało, i śpiąc na tyłach wozów.

Zdziwienie szybko zamieniło się w zakłopotanie, a ja spojrzałam wstecz na tę historię jak na łatwą łamigłówkę, której nie udało mi się poskładać. Zawsze bystry uczeń – odwieczny ulubieniec moich nauczycieli angielskiego – nie zamierzałem pozwolić, by tak krótka historia przeszła mi koło nosa bez zrozumienia wszystkiego, co można było o niej wiedzieć. Podchodząc do tej historii z nowymi oczami, przeczytałem ją ponownie.

Odkryłem, że czytanie odebrało mi energię. Waga, jaką przywiązywałem do każdego słowa, do wszystkich niuansów dialogu, pozytywnie mnie wykańczała. Zacząłem rozumieć, że w dziele takim jak to, bardziej niż w powieści, każda fraza musi się rozpychać, a to, co dociera do czytelnika, jest najsłabszym spojrzeniem na życie człowieka. Ale jeśli naprawdę się uważało, to te spojrzenia nie były skierowane na twarze, ramiona i ciała mężczyzn i kobiet przy pracy, nie na ich działania czy nawet myśli, ale w jakiś sposób na najmocniejszą esencję tego, czym byli. Postacie w powieściach mogą marnieć i powoli się kształtować w taki sposób, w jaki nie mogą tego robić postacie w krótkich opowiadaniach. Elisa była w stanie istnieć tylko przez jedno popołudnie swojego życia, ale zamiast nasycać prozę krótką historią życia Elisy, abym mógł zrozumieć, dlaczego płacze na końcu, Steinbeck pozwolił mi stanąć w jej miejsce i samemu dostarczyć tego zrozumienia. Jeśli oznacza to, że niektórzy czytelnicy odchodzą od tej historii niezadowoleni, tak jak ja byłem za pierwszym razem, to Steinbeck był gotów podjąć takie ryzyko.

To, czego nauczyły mnie „Chrystantemy”, to fakt, że podczas gdy wydarzenie może być zewnętrzne, zmiana jest wewnętrzna. To nauczyło mnie sposobów mówienia bez mówienia. Elisa tłumi i płacze, bo wszyscy tłumimy i płaczemy. Za drugim razem, gdy dotarłam do zakończenia, płakałam razem z nią.

Rachel Cochran otrzymała tytuł BFA na Uniwersytecie w Evansville. Obecnie jest studentką studiów magisterskich na kierunku Creative Writing – Fiction na University of Missouri.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *