Atlanta i Jackson są wśród miast z potężnymi muzeami poświęconymi długiej i wciąż niekompletnej walce Afroamerykanów o równe prawa, a w stolicy kraju jest jeszcze jedno duże muzeum.
Niedawno w Montgomery w Alabamie otwarto oszałamiająco potężny pomnik i muzeum poświęcone ofiarom linczu.
A Nowy Orlean?
Mamy imponujące świątynie poświęcone rybom, owadom i II wojnie światowej. Czcimy sztuki wizualne i jazz w dobrze urządzonych muzeach, a bogów sportu czcimy na ogromnych arenach. Mamy kilka małych, domowych ekspozycji afroamerykańskiej sztuki i artefaktów – choć jedno z nich, Muzeum Afroamerykańskie w Tremé, od lat walczy o ponowne otwarcie. Istnieją też wspaniałe zasoby naukowe w Historic New Orleans Collection’s Williams Research Center i Tulane’s Amistad Research Center.
Ale brak głównego muzeum skupiającego się na historii i kulturze afroamerykańskiej zawsze wydawał mi się anomalny, zarówno dlatego, że większość mieszkańców Nowego Orleanu ma afrykańskie pochodzenie, jak i z ekonomicznego punktu widzenia, ponieważ jesteśmy miastem tak bardzo zależnym od turystyki przyciągającej naszą dynamiczną kulturę afro-karaibską.
Czy przegapiliśmy ten moment? Czy z tymi wszystkimi muzeami Nowy Orlean ma jeszcze coś do powiedzenia?
Prowadzony przez senegalskiego badacza Ibrahima Secka, John Cummings w fascynujący i dziwaczny sposób przywołuje życie niewolników w Whitney Plantation w Edgard, godzinę drogi w górę rzeki. Cummings nie przeprasza za wiejski charakter książki: „Plantacje są tam, gdzie byli niewolnicy”, powiedział w niedawnej rozmowie telefonicznej, i ma rację. Interesy rolnicze – przede wszystkim plantatorzy bawełny i cukru – były siłą napędową niewolnictwa.
Ale okrucieństwo zostało zinstytucjonalizowane w innej formie w Nowym Orleanie: w zagrodach niewolniczych, gdzie Afrykanie trzymani w niewoli byli sprzedawani na aukcjach jak bydło.
Przypuśćmy, że Nowy Orlean uczyniłby to ponure dziedzictwo – targi niewolników – punktem wyjścia dla światowej klasy muzeum dokumentującego nieludzki horror ekonomii niewolniczej, sposób, w jaki rozdzierano rodziny, rozdzielano rodziców, wyrywano dzieci z ramion matek, by nigdy więcej ich nie zobaczyć.
Byłby to sposób, by raz na zawsze skończyć z głupim mitem „przegranej sprawy” o południowym rycerstwie, mglistą wersją „Przeminęło z wiatrem” o historii, która w rzeczywistości jest sadystyczna i odrażająca.
Robilibyśmy tak, jak zrobiły to Niemcy z nazistowskimi obozami zagłady, które teraz są otwarte dla publiczności: czyniąc z przywołania handlu niewolnikami akt publicznej pokuty, bez ogródek w swojej szczerości. Muzeum lub pomnik niewolników i rynku ludzkiego mięsa, który był skoncentrowany w Nowym Orleanie, mógłby być tak dosadny, jak Kambodżanie byli o historycznych zbrodniach przeciwko ludzkości popełnionych pod rządami Pol Pota.
Nie jestem historykiem, ani nie jestem Afroamerykaninem. To do innych, aby kształtować muzeum niewolnictwa i określić, jak i gdzie do centrum to. I tak poruszałem tę kwestię z naukowcami i aktywistami lepiej wykwalifikowanymi niż ja do tej dyskusji.
Jak radził Seck w niedawnej rozmowie, zbrodnie przeciwko ludzkości muszą zostać wyznane – w pełni uznane – zanim pojawi się jakakolwiek szansa na uzdrowienie. Aby zoperować zgniłą część ciała, trzeba ją całą wyciąć” – powiedział.
Seck popiera ideę pokazania zarówno horroru niewolnictwa – kajdany, warunki, w jakich żyli jeńcy i sadystyczne sposoby, w jakie ich obrabiano – ale także sposobów, w jakie Afroamerykanie „przyczynili się do stworzenia kultury i jak ta nowoorleańska kultura zaczęła definiować kulturę amerykańską”.”
Czy brutalne szczegóły niewoli mogą być zbyt traumatyzujące dla niektórych ludzi, zwłaszcza dla afroamerykańskich dzieci? „Nie ma co ukrywać,” powiedział Seck. „Opowiedz historię tak, jak było”. Widzi on edukację jako jedyną drogę do prawdziwej wolności dla czarnych Amerykanów. I wierzy, że prawda historyczna, jakkolwiek bolesna, jest niezbędna dla edukacji.
Edukator André Perry zgodził się: „Ludzie powinni doświadczyć symbolicznego przedstawienia historii, które wyjaśnia, jak terroryzm białych Amerykanów przyczynił się do nierówności na lokalnych i globalnych rynkach”, powiedział mi w niedawnym e-mailu. „Zrozumienie i edukacja zapobiegają obecnym i przyszłym okrucieństwom. Odrzucam pomysł, że tego rodzaju pomnik jest zbyt bolesny. Spróbuj żyć z konsekwencjami handlu niewolnikami, segregacji Jim Crow i de facto dyskryminacji, co Afroamerykanie robią każdego dnia.”
Tulane historyk Lawrence Powell popiera pomysł, że rynki niewolników mogą być odpowiednią drogą do tematu dla Nowego Orleanu:
„Pomnik handlu niewolnikami jest już dawno spóźniony”, powiedział Powell, autor „The Accidental City: Improvising New Orleans”, decydującej i wiecznie popularnej relacji z wczesnych lat Nowego Orleanu. „Antebellum Nowy Orlean był dla międzystanowego handlu niewolnikami tym, czym H2O jest dla życia: kluczem do wszystkiego.
„Więcej zniewolonych ludzi z Górnego Południa przeszło przez miejskie zagrody niewolników w drodze na pola trzciny cukrowej i bawełny niż zostało przywiezionych do całej Ameryki Północnej podczas atlantyckiego handlu niewolnikami.”
I gdzie ten pomnik mógłby zostać umieszczony?
„Handel był tu tak wszechobecny, że trudno wyróżnić jedno miejsce”, powiedział Powell przez e-mail. W Richmond, w Wirginii, innym dużym rynku, handel niewolnikami był ukryty. W Nowym Orleanie, powiedział, „ukrywał się na widoku. Wyglądało to tak, jakby miasto się tym rozkoszowało.”
Według badań Erin Greenwald, dawniej pracującej w Historic New Orleans Collection, a obecnie w Muzeum Sztuki w Nowym Orleanie, w Nowym Orleanie istniały nie mniej niż 52 rynki niewolników. Greenwald jest jedną z głównych osób zaangażowanych w wysiłki zmierzające do wzniesienia pomników upamiętniających niewolnictwo i handel niewolnikami. Była kuratorem wystawy Historic New Orleans Collection z 2015 roku, „Purchased Lives: New Orleans and the Domestic Slave Trade, 1808-1865”. I jest współautorką, wraz z teksańskim uczonym Jonathanem Rothmanem, elokwentnego artykułu wstępnego na temat obowiązku miasta do stawienia czoła swojemu niewolniczemu dziedzictwu.
Pracę nad oznakowaniem w miejscach związanych z tą historią prowadzi Nowoorleański Komitet do Wzniesienia Historycznych Markerów na temat Handlu Niewolnikami, któremu przewodniczy Freddi Williams Evans, autor książki „Congo Square: African Roots in New Orleans”, oraz Luther Gray, perkusista Bamboula 2000, który współzałożył Congo Square Foundation (obecnie Congo Square Preservation Society).
Odrębnie, Tricentennial zrodził Komitet Kulturalno-Historyczny pod przewodnictwem liderki Historic New Orleans Collection Priscilli Lawrence oraz Sybil Morial, wdowy i matki burmistrzów Nowego Orleanu Dutcha i Marca Morialów. Podkomitet, któremu przewodniczy Greenwald, nosi nazwę New Orleans Slave Trade Marker and App Project. W jego ramach zostanie umieszczonych pół tuzina tablic pamiątkowych w Faubourg Marigny, CBD i Dzielnicy Francuskiej. Komitet tworzy również aplikację do oprowadzania turystów po historii handlu niewolnikami w Nowym Orleanie. Zarówno tablice, jak i aplikacja zostaną odsłonięte w ciągu najbliższych dwóch do trzech miesięcy, powiedział Greenwald.
Aby zagłębić się w codzienny horror rynków niewolników w Nowym Orleanie, czytelnicy mogą sięgnąć po „Soul by Soul” historyka z Harvardu Waltera Johnsona, wstrząsającą książkę, która stawia twarze na abstrakcji zwanej niewolnictwem. Johnson ożywia okrucieństwo, zarówno jako doświadczenie życiowe, jak i nadrzędny system ekonomiczny. Inna wnikliwa analiza znajduje się w nowszej książce historyka z Cornell Edwarda Baptista „The Half Has Never Been Told.”
Johnson popiera kampanię stawiania znaków upamiętniających niewolnictwo w Nowym Orleanie, ale widzi miejsce na więcej. „Myślę o całym mieście,” powiedział w e-mailu, „i naprawdę o całej Dolinie Missisipi – levele, wykarczowane pola, plantacje, nawet lasy i bagna – jako pomnik zniewolonych i wolnych Afrykanów i Afroamerykanów, ich siły i umiejętności, ich nieposkromionej woli przetrwania, a nawet, czasami, rozkwitu.”
Ten sens pomnika tak wielkiego jak wszystko na zewnątrz jest zgodny z myśleniem stojącym za Whitney Plantation i innymi doświadczalnymi podejściami do przywoływania nawiedzonej przeszłości.
„Muzea tego nie rozumieją”, powiedział właściciel Whitney Plantation, Cummings. „Wchodzisz do budynku i widzisz to na ekranie telewizora – wszystko to jest bardzo interesujące, ale musisz wyjść tam, gdzie twój umysł jest wolny, a serce otwarte.”
Cummings popiera pomysł umieszczenia znaczników na wszystkich 212 odcinkach wału przeciwpowodziowego pomiędzy Dzielnicą Francuską a Poland Avenue, aby stworzyć coś, co nazywa „marszem do wolności”. Każdy znacznik miałby przypominać o ważnym momencie w długim przejściu Afroamerykanów z niewoli do czegoś bardziej zbliżonego do wolności, a kiedyś może nawet do pełnej równości.
Bunt niewolników z 1811 roku byłby jednym z takich momentów. Inny, Cummings powiedział w obszernej rozmowie telefonicznej, skupiłby się na 24 700 niewolnikach, którzy zaciągnęli się do armii Unii, gdy Admirał Farragut przypłynął do Nowego Orleanu w 1862 roku i uwolnił miasto od Konfederacji. Jeszcze innym byłoby niedawne przyznanie przez Uniwersytet Georgetown, że jest winien odszkodowanie potomkom 272 niewolników, których jezuici sprzedali, by ratować instytucję podczas kryzysu finansowego w 1838 r.
Jacques Morial włączył się do rozmowy, zachęcając czytelników, by pamiętali, że ludzie od lat pracują na rzecz właściwego rozliczenia się z niewolnictwem. Przedstawił listę tych, którzy zajęli stanowisko, począwszy od Malcolma Subera z grupy Take 'Em Down NOLA, która walczyła o usunięcie pomników Konfederatów, po weteranów Freedom Riders, którzy wciąż są wśród nas.
„I nie zapomnijcie o Ripie Lazardzie” – dodał Morial.
Lazard od dawna pielęgnował marzenie o zacumowaniu repliki kutra U.S. Revenue-Marine Dallas przy nabrzeżu Governor Nicholls Street Wharf, obecnie odstąpionym przez Port Nowego Orleanu pod kontrolę miasta.
W 1820 roku, 19 lat przed 53 niewoli Afrykanów na pokładzie statku niewolników Amistad słynne i skutecznie zbuntował się przeciwko załogi dostarczanie ich do plantacji cukru, Dallas przechwycił statek niewolników Antelope. Na pokładzie znajdowało się około 280 jeńców, z których ponad 100 pozwolono ostatecznie powrócić do ojczyzny.
Lazard powiedział, że spodziewa się, iż koszt okrętu zbliży się do 35 milionów dolarów i mając to na uwadze, ma nadzieję, że uda mu się przekonać Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych do realizacji projektu. Ponadto, powiedział, „Jesteśmy w momencie, w którym możliwe jest uzyskanie międzynarodowego finansowania. Nawet Haiti ma diamenty i złoto w ziemi.”
Jeden aspekt całej sagi o Antelope, który intryguje Lazarda: adwokat, który z powodzeniem walczył o prawo jeńców do powrotu do Afryki, to nikt inny jak Francis Scott Key, właściciel niewolników, który w końcu uwolnił swoich pracowników, ten sam Francis Scott Key, który napisał wiersz, który później został umuzyczniony jako „The Star-Spangled Banner”. (Należy zauważyć, że Key nie jest pozbawiony krytyków wśród historyków epoki niewolnictwa.)
Ale czy epoka niewolnictwa może zostać odesłana do historycznej pamięci, nawet teraz, półtora wieku po Proklamacji Emancypacji? Dla pisarza Lolisa Elie jest to skomplikowane:
„Brak muzeum niewolnictwa jest przykładem na to, że nasze miasto często traktuje swoich afroamerykańskich obywateli, nawet teraz, jako coś więcej niż służących”, zauważył Elie w niedawnej rozmowie telefonicznej.
Gospodarka Nowego Orleanu opiera się na turystyce, zauważył. „Jest to gospodarka zakorzeniona w muzyce z Afryki Zachodniej, jedzeniu, które jest zakorzenione w Afryce Zachodniej i historycznej architekturze w dużej mierze zbudowanej przez niewolników. Zdaniem Elie, turystyka czerpie zyski z pracy mieszkańców Afryki Zachodniej, Haitańczyków i czarnych mieszkańców Nowego Orleanu, ale dolary podatkowe wydawane na promocję tej turystyki płyną w dużej mierze od białych ludzi do innych białych ludzi. „Jeśli zdefiniujesz niewolnictwo jako pracę bez zysku, zaczniesz dostrzegać, że kontinuum rozciąga się od epoki niewolnictwa do czasów współczesnych.”
Carol Bebelle, współzałożycielka i dyrektorka Ashé Cultural Arts Center, chciałaby, abyśmy spojrzeli poza to, co nazywa naszą „pełną wyzwań i podziałów teraźniejszością”. W ostatnim e-mailu zaproponowała następujące słowa: „Widząc przeszłość w pełnych szczegółach jako pomnik lub muzeum Niewolnictwa, stwarzamy potencjał kryzysu sumienia, który mógłby pomóc doprowadzić nas do punktu jasności.
„Te szczegóły”, powiedziała, „obalają odkażone słowa i konceptualne odniesienia, takie jak 'middle passage', 'transatlantycki handel niewolnikami' itp. które, jak powiedział kiedyś Ellis Marsalis, sprawiają, że niewolnictwo brzmi 'jak wakacje na statku wycieczkowym”
„Widzieć znaczy wierzyć”, kontynuowała Bebelle. „Te obrazy ran, narzędzi tortur, niebezpiecznej pracy i sytuacji życiowych ożywiają koszmarną egzystencję zniewolonych ludzi pochodzenia afrykańskiego. Zmusza również do uznania południowców za bezimiennych i pozbawionych twarzy sprawców tych zbrodni przeciwko ludzkości. Wreszcie, pozwala na powiązanie tej niechlubnej przeszłości z obecną rzeczywistością, z którą mamy do czynienia jako stan z najwyższym wskaźnikiem uwięzienia na świecie.
„I być może trudniej jest przypisać te okoliczności ubóstwu, słabej edukacji, bezrobociu czy brakom charakteru. Kiedy przeszłość ma oczy”, powiedziała, „naruszenia i rany można zobaczyć na własne oczy.”
Poglądy wyrażone w sekcji Opinia niekoniecznie są poglądami The Lens lub jego pracowników. Aby zaproponować pomysł na kolumnę, skontaktuj się z założycielką The Lens, Karen Gadbois.