To miłe, że trzej członkowie Rush wciąż są przyjaciółmi. Trzy i pół roku po ostatnim wspólnym występie progresywnego zespołu, Geddy Lee, Alex Lifeson i Neil Peart nie poszli swoimi drogami. „Alex i ja przylecieliśmy do Neila dwa tygodnie temu i spędziliśmy ze sobą kilka dni” – mówi Lee, otoczony resztkami wysokiej herbaty w jednym z okazałych, ale dyskretnych londyńskich hoteli. „Przez pierwsze kilka miesięcy mieliśmy emocjonalnego kaca. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka w przyszłości, więc nie rozmawialiśmy zbyt wiele. A potem znów zaczęliśmy się komunikować.”
Bez Rush do śpiewania i grania na basie, Lee zajął się kompilacją książki – Geddy Lee’s Big Beautiful Book of Bass – która brzmi jak książka dla niszowej publiczności. Z drugiej strony, tak właśnie ludzie myśleli o Rush, a oni skończyli wypełniając areny przez 40 lat i dołączyli do Rock and Roll Hall of Fame, więc kto wie? W książce Lee przygląda się karierze jedynego zespołu progresywnego, o którym napisano hollywoodzki bromance.
Finding My Way (1974)
Młodzi Rush byli raczej zdani na siebie, Kanada nie miała wielu zespołów próbujących swoich sił w progresywnym hard rocku. „Graliśmy w wielu szkołach średnich”, mówi Lee. „Przyjeżdżałeś do Magnetawan w Ontario, rozstawiałeś sprzęt i zaczynałeś grać, a tłum patrzył na ciebie i mówił: 'Co to jest? Nie mogę do tego tańczyć! Więc zaczęliśmy od bycia niepopularnymi w szkole średniej. A potem, kiedy skończyliśmy 18 lat, staliśmy się niepopularni w środowisku barowym, ponieważ byliśmy zbyt głośni.”
Nagrali swój debiutancki album, Rush, podczas późnonocnych sesji – po graniu pięciu setów w nocy w torontońskim barze zwanym Gasworks – tylko po to, aby odkryć, że początkowe miksy były „słabe i słabe. Kiedy to usłyszeliśmy, mieliśmy złamane serce”. Terry Brown został sprowadzony do remiksowania, i poprosił zespół o więcej piosenek. „Jedną z nich było Finding My Way. Zagraliśmy mu tę piosenkę, a on ją pokochał. 'OK, nagrajmy to i jeszcze jedną piosenkę, a my zremiksujemy pozostałe' – powiedział. I tak powstała ta płyta. Finding My Way stał się dla mnie symbolem ocalenia naszego pierwszego albumu.”
2112 (1976)
To, co zmieniło Rush z bezdusznych kopistów Led Zeppelin w tytanów progresji, było zastąpienie perkusisty Johna Rutseya przez Neila Pearta. „Był jednym z najgłupiej wyglądających facetów, jakich kiedykolwiek widziałem. Był bardzo wysoki, szczupły. Podjechał tym małym sportowym samochodem, z każdego rogu wystawały bębny. Wszedł do środka, ten wielki, głupkowaty facet z małym zestawem perkusyjnym, a Alex i ja pomyśleliśmy, że to jakiś wieśniak z prowincji. Potem usiadł za tym zestawem i walił w bębny – i w nas. Jeśli chodzi o mnie, był zatrudniony od momentu, gdy zaczął grać.”
Peart odpowiadał pragnieniu Lee i Lifesona, by tworzyć bardziej złożoną muzykę. Co więcej, był szczęśliwy, że może pisać teksty. Album 2112 był ostatnim rzutem kostką dla Rush z ich wytwórnią, Mercury: „Oni naprawdę chcieli, żebyśmy byli Bad Company 2, a my mieliśmy większe aspiracje, więc trzymaliśmy się od tego z daleka i upieraliśmy się przy własnym sposobie robienia rzeczy. Byliśmy gotowi pójść na dno wraz ze statkiem, i prawie nam się to udało.”
Niewiarygodnie, 2112 stworzyło zespół, a fani rzucili się na jego tytułowy utwór, poboczną suitę o (głębokim oddechu) tym, jak kapłani Świątyń Syrinx kontrolują życie w Federacji Słonecznej i walce głównego bohatera o wyrażenie swojej indywidualności po odkryciu gitary. Inspiracją była Ayn Rand, co doprowadziło do oskarżeń, że Rush są prawicowymi propagandystami. „Byliśmy bardzo, bardzo zaskoczeni” – mówi Lee. „Byliśmy pod wpływem Ayn Rand, tak, ale dla mnie The Fountainhead był artystycznym manifestem. W tamtym okresie naszego życia chcieliśmy pisać oryginalny materiał i nie chcieliśmy iść na żadne kompromisy. The Fountainhead dało mi komfort. Kiedy ta cała sprawa pojawiła się w prasie, wydawało się, że ma ona dziwny polityczny wydźwięk, co nie do końca było naszym celem.”
La Villa Strangiato (An Exercise in Self Indulgence) (1978)
„To był utwór, w którym musiałbym powiedzieć, że nasze pomysły przerosły nasze możliwości ich zagrania,” – mówi Lee o dziewięcioipółminutowej, dwunastoczęściowej suicie instrumentalnej, która wyznaczyła nowe standardy dla zespołów, które mają nadzieję, że ich instrumenty mogą być bardzo długie. „Pomyśleliśmy: 'Napiszemy ten długi utwór, a potem nagramy go na żywo z podłogi i bum! Ale to było naprawdę trudne. To nas przerosło. Zamieściłem go tutaj, ponieważ zaskoczyło mnie, jak bardzo popularny był ten utwór wśród naszych fanów. Oni po prostu uwielbiają, kiedy wchodzimy w ten szalony tryb. Tak, to jest pobłażanie, ale wydaje się, że to był dla nas kluczowy moment w tworzeniu fanów, którzy chcieli, żebyśmy byli tacy.”
Zaangażowanie Rush w noodling uczyniło z nich wymarzony zespół dla publiczności, która w przeważającej większości była męska. „Nie da się tego obejść” – mówi Lee. „Żartowaliśmy o tym za kulisami. 'Widzisz jakieś dziewczyny w pierwszym rzędzie?' 'Nie. Kilku atrakcyjnych chłopaków. Dużo brzydkich chłopców. Kiedy wszystko zaczęło się zmieniać – a tak się stało – zauważyliśmy: 'W pierwszym rzędzie są dziewczyny'. Albo z tyłu był napis: 'Pogromcy mitów: Dziewczyny, które kochają Rush’a'”. Lee wzdycha i śmieje się. „Ale byliśmy już za starzy, żeby to wykorzystać do tego momentu.”
Tom Sawyer (1981)
Lee nie chciał włączyć Toma Sawyera. „Ale jak mógłbym tego nie zrobić? To zmieniło nasze życie.” Tom Sawyer stał się zszywką klasycznego rockowego radia i regularnie pojawia się w kulturze popularnej – Futurama, The Colbert Report, Freaks and Geeks, Family Guy, South Park. W filmie „I Love You, Man” odegrał główną rolę jako klej łączący Jasona Segela i Paula Rudda (pojawił się też sam Rush). „Kiedy John Hamburg zwrócił się do nas w tej sprawie, instynkt podpowiadał nam, żeby odmówić. Ale przechodziliśmy właśnie fazę, w której zdecydowaliśmy się przyjąć podejście George’a Costanzy do naszej kariery. Zdecydowaliśmy, że cokolwiek, czemu instynktownie powiedzielibyśmy „nie”, teraz powiemy „tak”. Bardzo dobrze nam to służyło.”
Przez wszystkie lata Peart był w Rush, Lee nigdy nie napisał żadnego tekstu. Zawsze był nośnikiem słów Pearta. „Czasami było to dziwne uczucie”, mówi. „Czasami czułem się bardzo komfortowo, czasami bardzo niekomfortowo. Bycie tłumaczem Neila było dla mnie wyjątkową przyjemnością i jednocześnie naprawdę trudną pracą, ponieważ nie zawsze jestem po tej samej stronie co on. W miarę jak rozwijaliśmy się jako zespół, zaufał mi, że mogę być jego deską rozdzielczą i redaktorem, a jeśli nie mogłem się w coś wczuć, zostawiał to w spokoju. To jest właśnie piękno związku, który trwa.”
Roll the Bones (1991)
Przez lata 80-te Rush odsunęli na bok gitarę Alexa Lifesona i wysunęli na pierwszy plan syntezatory, ale w Roll the Bones nastąpił zwrot. „Alex prowadził wtedy zespół i dał nam jasno do zrozumienia, że toniemy w syntezatorowym hałasie, a on chciał, żeby gitara wróciła na należne jej miejsce” – mówi Lee. „To jest w porządku. To mnie w pewien sposób odciążyło. Zaakceptowałem, że może zabrnąłem o jeden most za daleko”. Lee sugeruje, że zawsze był najmniej asertywnym członkiem zespołu, że na początku Peart miał najsilniejszą wolę z całego trio, a potem „myślę, że w miarę jak nasze relacje ewoluowały, Alex stał się bardziej facetem do przekonywania, a Neil i ja rozluźniliśmy się w swoich rolach.” Uśmiecha się. „Właśnie zdałem sobie z tego sprawę.”
To rzadki utwór Rush, który jest, według słów Lee, „rytmicznie zrelaksowany. To był naprawdę sposób na uspokojenie się. Rush ma tendencję do grania bardzo hiper, bardzo szybko. Nie byliśmy po prostu zbyt dobrzy w graniu w stanie relaksu. Roll the Bones było naszą odpowiedzią na to.”
Grace to Grace (2000)
W ciągu 10 miesięcy pomiędzy latem 1997 a latem 1998, Neil Peart stracił córkę (zabitą w wypadku samochodowym) i partnera (na raka). Wycofał się całkowicie, a Lee założył, że to koniec dla Rush, i nagrał solowy album. „Po kilku latach znalazłem ukojenie w pracy i pisaniu. Naprawdę miałem obsesję na tym punkcie i zakopałem się w tym. Neil tak mocno uciekał od całego tego bólu, że było dla mnie zrozumiałe, jeśli nie chciał wracać do rzeczy, które przypominały mu o życiu, które zostało mu skradzione. Nie sądziłem, że wróci, więc to było dla mnie wybawienie.”
To, co Lee odkrył, nagrywając w Seattle z młodszymi muzykami, w tym Mattem Cameronem z Soundgarden i Pearl Jam, to fakt, że on i Rush byli kochani. „Nie byłem do tego przyzwyczajony. Wszyscy ówcześni lokalni muzycy z Seattle wpadali, żeby się przywitać. Chcieli wyrazić swój szacunek, a ja nie zdawałem sobie sprawy, że jestem ikoną dla nich i muzyki, na której się wychowali. Dorastając bez prawdziwej sceny muzycznej i bez interakcji z innymi muzykami, znalezienie się nagle w środku kwitnącej społeczności muzycznej było dla mnie bardzo dobre. Cieszyłem się jak diabli z tego doświadczenia.”
Headlong Flight (2012)
Rush jednak powrócili, na trzy kolejne albumy, i zatoczyli pełne koło na swojej ostatniej płycie, kolejnym wielkim koncepcyjnym dziele Pearta – Clockwork Angels – które doprowadziło również do powstania dwóch powieści i serii komiksów. Tak więc, Geddy Lee, czy kiedykolwiek byłeś w stanie nadać sens jakiemuś albumowi koncepcyjnemu? „Nie bardzo.” Nawet twój własny? „Ledwo. Dorastałem słuchając Yes. Szczerze mówiąc, nadal nie potrafię powiedzieć, o czym jest którakolwiek z tych płyt. Nie sądzę, żeby to miało znaczenie, ponieważ muzyka i teksty tworzą dźwięk, a to daje ci obraz znaczenia. Czasami to wystarczy, żebyś je pokochał.”
A czy kiedykolwiek pomyślałeś, że jedyną rzeczą, która uczyniłaby ten album lepszym, byłaby nowelizacja? Lee śmieje się. „… albo powieść graficzna, a potem film, a potem serial telewizyjny, a potem kreskówka. To nie był mój pomysł. Podobał mi się koncept tej płyty i uważam, że to nasze najlepsze dzieło. To była trudna płyta pod względem lirycznym, musieliśmy ją sprowadzić do czegoś, z czym Alex i ja mogliśmy żyć, co opowiadało wystarczająco dużo historii, by zadowolić koncepcję Neila. Jest coś w Headlong Flight, co dla mnie jest niemal historią mojego zespołu. To jest w pewnym sensie autobiograficzne. Czterdzieści lat w karierze, a to już tak mija. Sentyment w tej piosence to 'Chciałbym móc zrobić to wszystko jeszcze raz' i to jest prawda.”
Working Man (2015)
Nagranie na żywo – z ich ostatniej trasy – utworu, który był przełomem Rush, kiedy został podchwycony przez WMMS w Cleveland w 1974 roku. „To była moja ulubiona piosenka, którą grałem każdej nocy i dlatego chciałem zamieścić wersję na żywo”. Była to również ostatnia piosenka, którą Rush zagrali na swoim ostatnim koncercie, 1 sierpnia 2015 roku. Czy Lee wiedział wtedy, że to już koniec? „Nie w 100%. Neil był dość nieugięty, że tak było, i zagrał to tak, jakby to miał być ostatni koncert. I to dlatego właściwie opuścił tron perkusyjny, wyszedł i uściskał nas na scenie, czego przysięgał, że nigdy nie zrobi. Chyba byłem trochę optymistą. Ale nie. Myślę, że Alex bardziej zaakceptował to jako koniec. Myślałem, że naprawdę zabiliśmy tę noc, ale ciężko było to stwierdzić, ponieważ w ostatnich 20 minutach zrobiło się naprawdę emocjonalnie. To był pierwszy raz, kiedy zadławiłem się przy mikrofonie. Więc chyba część mnie wiedziała.
„Tęsknię za graniem z Rush. Nie tęsknię za podróżowaniem z Rush. Brakuje mi bycia z nimi na scenie, bo to był dla mnie szczególny zaszczyt. Jestem pewien, że pewnego dnia znów zagram na żywo, ale to nigdy nie zastąpi tej intensywności, jaką był trzygodzinny występ Rush: to było dla mnie wyzwanie na maksa, a to jest rzadkie w tym życiu.
„Geddy Lee’s Big Beautiful Book of Bass” ukazuje się nakładem Harper Design
Lee przygotował dłuższy elementarz twórczości Rush, zawierający powyższe utwory wraz z innymi ulubionymi z całej ich kariery; możesz posłuchać i zasubskrybować playlistę w Spotify poniżej