Kiedy byłem w ciąży, ostatnim miejscem, w którym spodziewałem się znaleźć siebie, był Tinder. Ale kiedy zostałam rzucona przez mojego tatusia dziecka pięć tygodni po porodzie (pomimo faktu, że byliśmy razem przez 12 miesięcy, w rzeczywistości nigdy nie było to tak poważne), zdecydowałam się odkurzyć złamane serce i objąć randki, gdy wciąż miałam wytrzymałość i – bądźmy szczerzy – stosunkowo płaski brzuch.
Nie założyłam kont randkowych online, aby móc zacząć seryjne podrywanie na jedną noc, ani nie szukałam figury ojca dla mojego nadchodzącego przyjścia na świat – wiedziałam nawet w tych pierwszych dniach, że bycie pobłogosławioną dzieckiem było całą miłością, jakiej potrzebowałam przez jakiś czas. Zamiast tego, przypisuję moją chęć wejścia w świat randek w ciąży czystemu FOMO. Ze wszystkiego, co czytałam o wychowywaniu dziecka, wiedziałam, że ledwo będę miała czas na prysznic, gdy pojawi się Bąbel, więc nie mogłam sobie wyobrazić, kiedy będę mogła pomalować paznokcie i nałożyć szminkę na spotkanie z nieznajomym.
Pomysł, że nie będę mogła umawiać się na randki w ciągu kilku miesięcy, sprawił, że chciałam to robić jeszcze bardziej. Szczerze mówiąc, nadal chciałam być pożądana przez płeć przeciwną i mieć to uczucie zastanawiania się, do czego może doprowadzić randka – do podrywu, wakacyjnego romansu, romansu – a nie pozwolić, by ciąża zmieniła mnie w kogoś, kto jest w porządku z poczuciem bycia pominiętą. Dodatkowo, moje grono przyjaciółek było podzielone na te, które były związane z długoterminowymi partnerami i te, które wciąż mocno uderzały w pole gry. Nie byłam pewna, gdzie ja pasuję do tej dynamiki: właśnie zerwano ze mną, ale nie mogłam utopić swoich smutków w butelce tequili i nie chciałam testować mojego świeżo osłabionego odruchu wymiotnego (dzięki, poranna choroba!), zadając się z zadowoloną z siebie, zamężną ekipą. To, czego chciałam, to cieszyć się cyfrowymi randkami, zanim moje dni będą wypełnione zmienianiem pieluch i drzemkami.
Kiedy przyszedł czas na stworzenie mojego profilu, doszłam do wniosku, że zupełnie obcy człowiek nie ma prawa znać każdego szczegółu mojego życia osobistego. W końcu nie powiedziałam nawet większości moich przyjaciół i rodziny podczas wczesnego etapu ciąży. Jeśli faktycznie spodobałabym się komuś na tyle, że zaprosiłby mnie na drugą randkę, poszłabym, a jeśli osiągnęlibyśmy trifectę, wyjawiłabym prawdę o moim obfitym apetycie i częstych wizytach w toalecie. W przeciwnym razie, prawdopodobnie nie była to ich sprawa.
Więc w ósmym tygodniu ciąży, zaczęłam swipować. Najpierw trafiłam na aktora, z którym spotkałam się na mrożonej kawie pewnego lepkiego letniego popołudnia. Zanim się spotkaliśmy, modliłam się, żeby nie był jednym z tych kolesi, którzy zadają pytania naprowadzające, np. czy mam dzieci, czy chcę mieć dzieci, czy je lubię? To byłoby zbyt konfrontujące i być może zbyt kuszące dla mnie, by zdradzić mój mały sekret, ale on nie zapytał i pożegnaliśmy się. Po drugiej randce, na którą poszłam – z facetem, który używał F-bomb lub gorzej w każdym zdaniu – dotarło do mnie, że byłam tak namiętna, aby zrobić kilka dziur w mojej karcie randkowej, że wygodnie zapomniałam, jak trafiony-lub-miss cały ten cholerny proces może być. Mimo to, nie byłam jeszcze gotowa do usunięcia moich profili.
Spotkałam się z Zawodnikiem Numer 3 na pizzy w trattorii na Upper East Side. Sukienka, którą miałam na sobie, była o wiele za ciasna na moje 10-tygodniowe ciało w ciąży i spędziłam dwie godziny, starając się świadomie ukryć swoje krągłości za pomocą szeregu akcesoriów – mojej torebki, serwetki, a nawet zaklinowałam się za rośliną doniczkową, podczas gdy on płacił rachunek. Dał jasno do zrozumienia, że nie ma czasu na nic poważnego, „w razie gdybyś chciała się zaangażować”, ale kilka dni później napisał sms-a, żeby sprawdzić, czy chcę się spotkać „dla jakiejś 'niezobowiązującej zabawy'.”
Pozwoliłam mojemu umysłowi błądzić przez chwilę, moje hormony i moja głowa wyraźnie były w stanie wojny. Jasne, chciałam być dotykana i całowana, ale jednocześnie coś czułam, że jest nie tak. Odmówiłam, wmawiając sobie, że moja teraz napuchnięta sylwetka nie jest w nastroju na kręcenie się z nieznajomym. Ale tak naprawdę, nie czułam się dobrze, będąc pod kołdrą z kimś, kto nie był ojcem mojego dziecka. Wydawało mi się to nie tylko nieodpowiedzialne, ale i pozbawione szacunku dla mojego nienarodzonego dziecka. Odpisał proste „OK”, a przez resztę nocy w mojej głowie odtwarzała się taśma z tym, jak to mogło wyglądać. Czy „ciążowe wyrzuty sumienia” powstrzymywały mnie przed randkami, na które naprawdę miałam ochotę? Zdecydowałam, że zamykanie ust to tyle zabawy, ile mogłam znieść.
Data czwarta odbyła się w ostatniej chwili, gdy mój czas snu zbliżał się do zachodu słońca, im dalej w ciążę się posuwałam. Poznałam faceta w barze przy ziemiance po kilku drinkach (dla mnie bezalkoholowych), a kiedy odprowadził mnie do domu, to, co myślałam, że może być szybkim pocałunkiem na dobranoc, zamieniło się w długą sesję makeout. Moje hormony ścigały się, a skóra mrowiła, gdy nasze usta się spotkały, ale gdy jego ręce zaczęły chwytać miejsca, które chciałam utrzymać poza granicami, nacisnęłam pauzę na moje pragnienie i zakończyłam je słowami „Dobranoc”. Nic z tego nie wyszło, z wyjątkiem komentarza „Powiedz CO?!”, który zostawił na poście w mediach społecznościowych, gdzie pokazałam mój biust sześć tygodni po naszej randce. Byłam bardzo ciekawa, co tak naprawdę pomyślał. Czy był zirytowany? Zdezorientowany? Nigdy się tego nie dowiem i byłam z siebie zadowolona, że pozostałam tajemnicza.
Gdy hormony ciążowe naprawdę dały o sobie znać, zdecydowanie zapragnęłam bliskości fizycznej, ale na tym etapie mój mały brzuszek urósł już do przykuwających uwagę rozmiarów. Ponieważ nie mogłam już dłużej cieszyć się beztroskim czasem, którego pragnęłam bez automatycznego ujawniania mojej ciąży, zaczęłam ogarniać mój kwitnący brzuch. Nie tęskniłam za randkami – byłam zbyt zmęczona i zajęta planowaniem narodzin dziecka, a kiedy tego nie robiłam, odkrywałam bardziej pomysłowe i pozbawione ryzyka sposoby na zaspokojenie popędu. Solo.
Ciekawe jest to, że kiedy byłam w trzecim trymestrze i wyglądałam/czułam się jak balon z gorącym powietrzem, zostałam wyproszona nie raz, ale dwa razy na ulicy. OK, więc była zima, a ja miałam na sobie płaszcz i najwyraźniej faceci nie zorientowali się od razu. W rzeczywistości, drugi facet, który był na tyle pewny siebie, by podejść do mnie na ruchliwym chodniku, był wyraźnie umartwiony i szybko odwrócił się i pobiegł w innym kierunku, gdy wskazałam na mój brzuch. Mimo to, pochlebiało mi to i sprawiło, że doceniłam ten ciążowy blask. Kto z nas nie chciałby być dziewczyną, do której podchodzi na ulicy przystojny obcokrajowiec?
Dzisiaj jest mało prawdopodobne, że zostanę spontanicznie poderwana na spacer z pięciomiesięcznym dzieckiem przypiętym do pasa, ukrywając bezsenne noce za wielkimi okularami przeciwsłonecznymi i zmagając się z torbą na pieluchy wielkości wakacyjnego bagażu podręcznego. Ale randki to ostatnia rzecz na mojej głowie, odkąd spędzam każdy dzień z miłością mojego życia. Nie wiem kiedy, ale pewnego dnia znów wskoczę na randki – tak bardzo jak kocham moją małą dziewczynkę, chcę znów mieć trochę zabawy tylko dla dorosłych. Kiedy nadejdzie czas, aby zamienić czas opowieści na szpilki, może nawet zmienię swój profil na „poszukujący samotnego ojca.”