„Ach, żeby jakiś odważny wojownik mógł się ze mną zmierzyć, żeby Kiso mógł zobaczyć, jak piękną śmiercią mogę umrzeć!”
Tomoe Gozen była prototypową japońską kobietą wojowniczką.
Miała „długie czarne włosy i jasną cerę, a jej twarz była bardzo piękna; ponadto była nieustraszoną jeźdźczynią, której nie zdołał pokonać ani najsroższy koń, ani najbardziej szorstki grunt, a tak zręcznie władała mieczem i łukiem, że dorównywała tysiącu wojowników, nadając się do spotkania z bogiem lub diabłem.”
Kobieta o tak wyśmienitym wyglądzie zasługuje na lepszą sławę. Pojawia się ona, zbyt przelotnie, w „Heike Monogatari”, XIII-wiecznej kronice XII-wiecznej wojny Genpei, klasycznej konfrontacji pomiędzy klanami Taira i Minamoto.
Minamoto wygrało, co zaowocowało przesunięciem władzy z Kioto, starożytnej stolicy, do odległego wschodniego obozowiska Kamakura.
Tomoe Gozen była – czym? kochanką? żoną? służącą? zachowane opisy różnią się – sojusznikiem Minamoto, którego niesubordynacja doprowadziła do wyeliminowania go dość wcześnie w kampanii. Był to Minamoto Kiso Yoshinaka, który, otoczony i stojący w obliczu pewnej śmierci, wezwał do siebie Tomoe i powiedział: „Jako że jesteś kobietą, lepiej by było, gdybyś teraz uciekła.”
„Jako że jesteś kobietą!” Oczywiście ledwie ją znał. Ale Japonia zawsze bała się swoich wojowniczek. Czasami są one niemalże wstydliwe, a ich istnienie jest ciosem dla męskiej dumy. Bushido, „Droga Wojownika”, jest „nauką przeznaczoną głównie dla płci męskiej”, napisał Inazo Nitobe w swojej książce „Bushido” (1900), klasycznym anglojęzycznym tekście na ten temat.
Ale wracając do Tomoe, która zżyma się na ślepotę Kiso na jej szlachetne cechy, „Odstawiła konia i czekała”, kontynuuje „Heike Monogatari”.”
„Obecnie Onda no Hachiro Moroshige z Musashi, silny i dzielny samuraj, podjechał z trzydziestoma zwolennikami, a Tomoe, natychmiast rzuciła się na nich, rzuciła się na Ondę i chwytając się go, ściągnęła go z konia, przycisnęła go spokojnie do lejców swojego siodła i odcięła mu głowę. Następnie, zdejmując zbroję, uciekła do Wschodnich Prowincji.”
Pogląd Nitobe jest powszechny, ale czy prawdziwy? Stara opowieść o samurajach, opowiedziana przez powieściopisarza Ihara Saikaku (1642-93) w „Opowieściach o honorze samuraja”, jest bardzo trafna.
Chłopiec i dziewczyna słyszą o sobie nawzajem i, niewidziani, zakochują się w sobie. Kiedy ich pan choruje i umiera, młody mąż decyduje się na seppuku (rytualne samobójstwo), aby udowodnić swoją bezgraniczną lojalność.
„Cóż, umrzyj odważnie”, mówi jego żona. „Jestem kobietą, a więc słabą i niestałą. Po twoim odejściu poszukam sobie innego męża.”
Zrażony tym nieoczekiwanym dowodem światowej próżności, mąż jest tym bardziej zdecydowany umrzeć. Popełnia chwalebne seppuku – a jego żona podąża za nim w śmierci, napisawszy: „Przy naszym ostatnim rozstaniu mówiłam zimno, niewiernie, chcąc rozgniewać męża, by mógł umrzeć bez żalu, że mnie opuścił.”
Morał tej historii? Japońscy mężczyźni nigdy nie znali swoich kobiet.
Prawdą jest, lub wydaje się, że jest, iż kobiety były tak samo przesiąknięte duchem Bushido jak mężczyźni, choć nie cieszyły się z tego powodu zbytnim uznaniem. Wszystkie japońskie kobiety były wojowniczkami.
Jakim był japoński wojownik?
„Ideą najbardziej istotną dla samuraja”, napisał XVII-wieczny wojownik Daidoji Yusan w „A Primer of Bushido”, „jest idea śmierci”. Wojownik żył tak, jakby nie żył, ponieważ w każdej chwili mógł zginąć, z własnej ręki, a nawet z ręki wroga. „Pomyśl, jak kruche jest życie”, powiedział Yusan, „zwłaszcza życie samuraja. Jeśli tak jest, to każdy dzień swojego życia będziesz uważał za swój ostatni.”
Do tego dodajmy jeszcze jedno pojęcie, bezwarunkową lojalność, a ideologia Bushido zostanie w zasadzie wyczerpana.
„Oddanie się kobiety dla dobra jej męża, domu i rodziny”, pisał Nitobe, „było tak samo chętne i honorowe jak oddanie się mężczyzny dla dobra jego pana i kraju. Wyrzeczenie się siebie (…) było kluczem do lojalności mężczyzny, jak również do domowości kobiety (…) Na wznoszącej się skali służby stała kobieta, która unicestwiała się dla mężczyzny, aby ten mógł unicestwić się dla pana, aby z kolei mógł być posłuszny Niebu.”
„Dobro jego pana i kraju”, powiedział Nitobe, ale w rzeczywistości aż do czasów nowożytnych pojęcie „kraju” było abstrakcyjne do tego stopnia, że nie istniało. Lojalność była czysto osobista. Jeśli chodzi o zagładę, to była ona obfita, mimo że archipelag był zabezpieczony przed wrogimi sąsiadami. Rzeź i samozagłada naznaczają historię Japonii – lub rozjaśniają ją, jeśli podzielasz nekrofilską etykę bushi – od wojen Genpei do wczesnych lat długiego pokoju okresu Edo (1603-1867).
„Dowody archeologiczne, choć skromne,” pisze historyk Stephen Turnbull w „Samurajkach 1184-1877” (2010), „w sposób tantalizujący sugerują szersze zaangażowanie kobiet w walkę, niż wynika to z samych tylko relacji pisanych.”
Zbroja i broń zostały znalezione w grobowcach władczyń z IV wieku. Czy potwierdzają one historyczność legendarnej cesarzowej Jingu? Mogą – lub nie; uczeni nie są zgodni.
W VIII-wiecznej kronice „Nihon Shoki” przypisuje się jej inwazję na Koreę w III lub IV wieku n.e. – choć datowanie (a właściwie samo wydarzenie) jest niepewne. Będąc w ciąży, ale nie zniechęcona, „wzięła kamień”, jak mówi „Nihon Shoki”, „który włożyła w swoje lędźwie i modliła się, mówiąc: 'Niech mój poród będzie w tej ziemi (Japonii) w dniu, w którym wrócę po zakończeniu naszego przedsięwzięcia'.”
I tak na czele swojej armii dokonała przeprawy, pilnowana przez dwa duchy opiekuńcze, „łagodnego ducha” i „szorstkiego ducha”. Inwazja zakończyła się sukcesem, a cesarzowa wróciła, by urodzić przyszłego cesarza Ojina, później deifikowanego jako Hachiman, szintoistycznego boga wojny.
Delikatny duch i szorstki duch rozstali się. Okresy Nara (710-784) i Heian (794-1185) były nieprzerwanie spokojne, jak to tylko możliwe w historii. Podczas tych stuleci, w których Japonia przyswajała, asymilowała i japonizowała chińską kulturę, łagodny duch rządził bez przeszkód. Wojna Genpei zaznaczyła jego abdykację lub obalenie.
Teraz przyszła kolej na szorstkiego ducha. „Duch chaosu” może być lepszą nazwą. Historycy rozpaczają nad sensem japońskiego „średniowiecza”, od końca XII wieku do początku XVII. Władcy terytorialni prowadzili swoich bezwarunkowo lojalnych, ochoczo poświęcających się samurajów przeciwko sąsiednim władcom terytorialnym prowadzącym swoich bezwarunkowo lojalnych, ochoczo poświęcających się samurajów. Rezultatem było zjednoczenie Japonii pod rządami szogunów Tokugawa na początku okresu Edo – ale zajęło to wieki pozornie niekończących się, bezcelowych rzezi i samobójstw.
Punktem kulminacyjnym był Sengoku Jidai („Wiek Kraju w Wojnie”), od końca XV wieku do końca XVI. Całe to widowisko wygląda z tej odległości jak nic innego, jak pogoń za śmiercią jako ideałem wyższym od życia. Jeśli to środowisko wyhodowało kobiety, których podobne trudno byłoby znaleźć gdzie indziej, czyż można się temu dziwić?
Czym dla mężczyzny był miecz – bronią uosabiającą jego duszę – tym dla kobiety była halabarda, przypominająca naginatę. Wyobraź sobie, mówi Turnbull, „skrzyżowanie miecza i włóczni z zakrzywionym, a nie prostym ostrzem.”
„Kiedy kobieta bushi (wojownik) wychodziła za mąż,” pisze historyk sztuk walki Ellis Amdur (w „Women Warriors of Japan”, 2002), „jednym z przedmiotów, które zabierała do domu męża była naginata. Podobnie jak daishō (długie i krótkie miecze), które nosił jej mąż, naginata była uważana za emblemat jej roli w społeczeństwie. Ćwiczenie z naginatą było sposobem na połączenie się z duchem samopoświęcenia, z uświęconymi ideałami klasy wojowników.”
„Młode dziewczęta,” dodaje Nitobe, „były szkolone do tłumienia swoich uczuć, do hartowania swoich nerwów, do manipulowania bronią, szczególnie naginatą” – nie, jak mówi, do służby na polu bitwy, ale raczej, „Z jej bronią strzegła swojej osobistej świętości z taką samą gorliwością jak jej mąż strzegł swojego pana.”
To może być prawda, ale Amdur, powołując się na XVI-wieczną kronikę, pokazuje nam żonę bushi, która „przerażona masowym samobójstwem ocalałych kobiet i dzieci w oblężonym zamku jej męża” – scena dość typowa dla tamtych lat – „uzbroiła się i poprowadziła 83 żołnierzy przeciwko wrogowi, 'kręcąc swoją naginatą jak kołem wodnym'. „
Jedna rzecz jest pewna: jeśli rycerstwo jest wyraźnie nieobecne w japońskiej tradycji, to nie bez powodu – nie sprawdziłoby się.
Legendarny starożytny brytyjski król Artur i jego Rycerze Okrągłego Stołu podobno złożyli przysięgę, pierwowzór zachodniego ideału rycerstwa, „walczyć tylko w słusznej sprawie, zawsze być miłosiernym i zawsze stawiać służbę damom na pierwszym miejscu.” W dawnej Japonii nie było takiego ideału, niewiele, co dziś uznalibyśmy za sprawiedliwość czy miłosierdzie, nie mówiąc już o służbie damom. Mimo to, być może nawet w Japonii istnieje instynktowna męska cześć wobec – a może po prostu pogarda dla – postrzeganej kobiecej słabości.
Turnbull, opisując wydarzenie znacznie późniejsze w czasie niż Sengoku Jidai, ale przypominające je w duchu, mówi o oblężeniu przez siły cesarskiej restauracji Meiji w 1867 roku ostatniego niepokonanego lojalisty Tokugawy w zamku Aizu w dzisiejszej prefekturze Fukushima: „To, co nastąpiło potem, było krwawym spotkaniem, które bardziej pasowałoby do historii Tomoe Gozen niż do roku 1868. Kiedy żołnierze cesarscy zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z kobietami, podnieśli krzyk, by wziąć je żywcem, ale wstrzymanie ognia oznaczało, że kobiety wkrótce się na nich uwzięły. Nakano Takeko” – o której więcej za chwilę – „zabiła pięciu lub sześciu mężczyzn swoją naginatą, zanim została zastrzelona.”
Nitobe wspomina o innej broni, którą posługiwały się kobiety bushi – ponownie, nie na polu bitwy, jak mówi, ponieważ ledwo uznawał obecność kobiet na tym polu. „Dziewczęta,” mówi, „kiedy osiągały wiek kobiecy, otrzymywały kaiken (dirks), które mogły być skierowane w piersi napastników, lub, jeśli było to wskazane, w ich własne. … Kiedy japońska panna widziała, że jej czystość jest zagrożona, nie czekała na sztylet ojca. Jej własna broń leżała zawsze w jej łonie. Hańbą było dla niej nie znać właściwego sposobu, w jaki powinna dokonywać samozniszczenia.”
Tomoe Gozen, według jednej z kilku wersji jej legendy, została mniszką i dożyła sędziwego wieku 91 lat, po tym jak „uciekła do Wschodnich Prowincji”. Jeśli to prawda, jest to uderzający wyjątek od ogólnej zasady, że życie w stanie natury lub wojny jest „paskudne, brutalne i krótkie”, jak wyraził to Thomas Hobbes dla Zachodu – lub ulotne jak kwiaty wiśni, jak mówi japońska tradycja. Różnica akcentów jest znacząca: Zachód ubolewa nad skróconym życiem; Japonia je upiększa.
Krótko żyjącym japońskim wojownikom płci męskiej przyznaje się literacką nieśmiertelność, ich czyny opiewane są przez przyszłe wieki. O ilu kobietach można to powiedzieć? Ile z nich jest znanych z nazwiska: Hangaku Gozen? Sakasai Tomohime? Myorin-ni? Albo wspomniana Nakano Takeko z Aizu?
Obejmują one całe wojownicze stulecia Japonii, od Hangaku (XII wiek) do Nakano (XIX). Dwie kobiety pomiędzy nimi pochodzą z okresu Sengoku Jidai, broniły na śmierć i życie oblężonych zamków – dwie spośród wielu, gdyż obrona zamku była obowiązkiem kobiety, gdy władca nie walczył, jak to prawie zawsze miało miejsce w tamtych latach.
Widoczny brak u tych ludzi najmniejszego strachu w najbardziej przerażających warunkach, całkowity brak – lub stłumienie? – instynktownej, zwierzęcej – a więc podludzkiej? – woli życia, czyni z nich świecące przykłady Drogi Wojownika, a dla niepraktykujących tej Drogi, więcej niż trochę mrożące krew w żyłach. Szczególnie godna uwagi jest śmierć Sakasai Tomohime. Jej mąż został zabity, a wróg triumfował. Ścięła ona swoją naginatą brązowy dzwon sygnałowy i, obciążona nim, zanurzyła się w zamkowej fosie, by utonąć. Był rok 1536. Miała 19 lat.
Hangaku i Nakano, siedem wieków różnicy, mają ze sobą wiele wspólnego; zrozumiałyby się nawzajem. Łączy je naginata, którą władały, ich wspólna rola obrońców zamku (choć XII-wieczny zamek nie był zbyt silną twierdzą), stan buntu, w którym się znalazły, ich niezachwiana lojalność wobec klanu i ich niewinność wobec jakiegokolwiek abstrakcyjnego ideału innego niż lojalność.
W przypadku Hangaku to ostatnie było naturalne; w przypadku Nakano należy się temu raczej dziwić. Kiedy klan Hangaku zbuntował się przeciwko szogunatowi Minamoto w 1189 roku, była to czysta walka o władzę. „Podczas gdy łucznicy (utrzymywali) ogień osłaniający z wieży nad bramą”, pisze Turnbull, „Hangaku Gozen (jechała) do akcji, wymachując naginatą”. Podobnie jak Tomoe, jej bliski rówieśnik, jest ona rzadkim ocalałym. Ranna i schwytana, została powstrzymana przed popełnieniem seppuku przez wrogiego wojownika, który szukał jej jako narzeczonej. To było pokręcone; jej fizyczne wdzięki były ponoć skromne. Jej późniejsze małżeństwo mówi coś o atrakcyjności surowej odwagi, o pięknie nieskażonego męstwa, w czasach takich jak jej.
Chociaż bardzo późno w japońskiej tradycji heroicznej, „kobiety Aizu”, pisze Turnbull, „były najbardziej autentycznymi kobietami wojowniczkami w całej japońskiej historii”. Dlaczego są bardziej „autentyczne” niż inne, nie jest jasne, ale z pewnością nie są mniej autentyczne.
Klan Aizu, gałąź Tokugawy z okolic miasta Aizu-Wakamatsu w dzisiejszej prefekturze Fukushima, wolał zagładę niż cesarską restaurację kosztem szogunatu Tokugawy. Rezultatem była wojna Boshin – być może pierwsza w Japonii, w której stawką były abstrakcyjne zasady, a nie zwykła terytorialna ekspansja.
Nowy reżim Meiji, który objął władzę w 1868 roku, opowiadał się za modernizacją, industrializacją i westernizacją – choćby po to, by pokonać wkraczających zachodnich „barbarzyńców” w ich własnej grze. Tokugawa oznaczał odosobnienie, stagnację, tradycję. Ale to było nieistotne dla obrońców Aizu, a wśród nich dla Nakano Takeko, która ze swoją naginatą szarżowała na działa sił cesarskich. Lojalność i możliwość pięknej śmierci były ich jedyną inspiracją. Tyle dowiadujemy się z wiersza śmierci pozostawionego przez inną obrończynię oblężonego zamku: „Za każdym razem, gdy umieram i odradzam się na świecie, pragnę powrócić jako niezłomna wojowniczka.”
Dotknięta kulą w klatkę piersiową, Nakano umierającym tchem nakazała swojej siostrze Yuko odciąć jej głowę i ocalić ją przed wrogiem. Ona miała 21 lat. Jej głowę pochowano pod drzewem na dziedzińcu świątyni.
„Choć nie jestem godna, by zaliczać się do potężnych wojowników… krzyczę odważnie, by rozpalić prawdziwe japońskie serca.”
Taseko Matsuo (1811-94) nie wymachiwała naginatą. Jej bronią był pędzel do pisania. Była chłopską poetką, krótko sławną w swoim czasie, wydobytą z zapomnienia przez historyka Anne Walthall („The Weak Body of a Useless Woman”, 1998).
Matsuo urodziła się w dolinie Iny w dzisiejszej prefekturze Nagano. Jej rodzina należała do „wiejskiej elity”. Warzyli sake, pożyczali pieniądze, hodowali jedwabniki i dobrze prosperowali. Jej ojciec, a później mąż byli sołtysami wsi. W rodzinie byli też poeci. Matsuo nie była typową wiejską dziewczyną, z których 90% na początku XIX wieku było analfabetami.
Przewędrowny poeta nacjonalistyczny przebywający w okolicy w 1852 roku zepsuł wczesne zaabsorbowanie Matsuo eleganckim 31-sylabowym wersem i nauczył ją poetyckiej „szczerości”. Od tej pory była, jak sama mówi, „oszalała z japońskiego ducha”. Podobnie jak Takeko Nakano, a jednak ich lojalności nie dało się pogodzić – Matsuo była oddana siłom cesarskim, przygotowanym do „czczenia cesarza i wypędzenia barbarzyńców”; Nakano – siłom Tokugawy, których uległość wobec zachodnich mocarstw, żądających zakończenia 250 lat przymusowej izolacji Japonii, przyspieszyła upadek szogunatu.
W 1860 roku Ii Naosuke, główny minister szoguna Tokugawa, został zamordowany przez nacjonalistów rozwścieczonych jego kapitulacją wobec „barbarzyńskich” żądań, by Japonia otworzyła kraj po wiekach izolacji.
„Dobrze!” zawołał Matsuo, według Walthalla: „Wojownicy krzyczą i krzyczą, rozpalając prawdziwego japońskiego ducha tych niezliczonych wysp”. O cudzoziemcach napominała: „Wytnijcie ich i pozbądźcie się ich – tych chwastów, które kwitną na polach lata.” Przeklinała swoją płeć za to, że trzyma ją na uboczu: „Jakże okropnie jest mieć gorące serce męskiego mężczyzny i bezużyteczne ciało słabej kobiety”
W 1862 roku nastąpiło przełomowe wydarzenie w jej życiu. W wieku 51 lat opuściła rodzinę i udała się do Kioto, gorącego ogniska nacjonalistycznej agitacji przeciwko szogunatowi. Poezja i polityka, poezja i wojna, były jednym. Wcześniej napisała: „Nawet jeśli nie mam ciała, by chwycić za długi miecz, gdyby coś się stało, czyż nie mogłabym zrobić czegoś dla kraju?”
Mogła. Spotkania poetyckie w Kioto były jej polem bitwy. „Bez względu na okazję naszych spotkań” – pisała w liście do męża – „jestem proszona o pisanie wierszy pełnych japońskiego ducha”. Przychodziło jej to naturalnie. Pisała takie wiersze jak: „Pomimo wielu perypetii wiek bogów z pewnością nadejdzie”; „Z szacunkiem witam świt epoki cesarskiej.”
Rozczarowanie było gorzkie. Era Meiji (1868-1912) nie była „wiekiem bogów”; zrównana z Zachodem, uprzemysłowiona potęga gospodarcza, jaką szybko stała się Japonia, nie była „wiekiem cesarskim”, za którym tęskniła. Napisała: „Moje założenie, że wracamy do boskiej epoki Kashiwara” – miejsca intronizacji Jimmu, mitycznego pierwszego cesarza Japonii – „stało się niczym więcej niż niemożliwym do spełnienia marzeniem”.”
A co do coraz bardziej widocznych i wpływowych obcokrajowców, „kiedy będzie można oczyścić to królestwo, wycinając i usuwając te szkodliwe barbarzyńskie chwasty, które tak się rozrosły?”
Wojna Boshin, zdaniem Turnbull, wyznacza koniec ery kobiet-wojowników: „Tak jak elitarna klasa samurajów ustąpiła miejsca armii poborowej modernizującego się rządu Meiji, tak samo kobiety-wojowniczki ustąpiły miejsca mężczyznom, a współczesne wojny Japonii, od wojny chińsko-japońskiej (1894-95) do II wojny światowej, były wyłącznie męskie.”
Czy rzeczywiście tak było? „Cała japońska rasa była w stanie wojny” – tak wyglądała II wojna światowa dla Tetsuko Tanaki. Była uczennicą szkoły średniej, ale „nasza edukacja stała się głównie pracą ochotniczą” – w jej przypadku, robieniem papieru do bomb balonowych, które miały siać spustoszenie w Stanach Zjednoczonych. Jej wspomnienia, a także wspomnienia kilku innych kobiet, które zasługują na miano wojowniczek II wojny światowej, na polu bitwy lub poza nim, zawarte są w książce „Japan at War: An Oral History”, autorstwa Haruko Taya Cook i Theodore F. Cook (1992).
Tanaka ma rację – duch walki szalał w całym kraju; Taseko Matsuo byłaby dumna. Typowe są doświadczenia i odczucia Toki Tanaka (bez związku), młodej żony rolnika w tym czasie, nie z natury wojowniczej, która wspomina: „Gdy wojna się przeciągała … ćwiczyliśmy z bambusowymi włóczniami na szkolnej ziemi pod palącym słońcem. Niektórzy mdleli z powodu gorąca. Mężczyźni robili dla nas włócznie i wieszali lalki ze słomy w kształcie mężczyzn. … Ale kiedy pomyślałam o trudach mojego męża na froncie, robienie tego wszystkiego wydawało mi się naturalne.”
Tetsuko Tanaka pochodziła z rodu samurajów: „Moja babcia powtarzała mi: 'Musisz zachowywać się jak córka rodziny wojowników'. Zawsze byłam tego świadoma.” Bomby balonowe były „tajną bronią” Japonii, lub jedną z nich. Wystrzelono ich około 9000, jak się okazało z niewielkim skutkiem. Dziewczęta ze szkoły Tanaki w prefekturze Yamaguchi rzuciły się w wir pracy, domagając się jedynie, by pracować ciężej: „Skierowałyśmy petycję do naszego dyrektora, przyrzekając się krwią. Jedna z dziewcząt, która mieszkała w pobliżu szkoły, pobiegła do domu po brzytwę, abyśmy mogły rozciąć sobie palce i napisać krwią: 'Proszę, pozwól nam służyć narodowi. „
„Dowiedzieliśmy się dopiero jakieś 40 lat później”, powiedziała, „że bomby balonowe, które zrobiliśmy, rzeczywiście dotarły do Ameryki. Wznieciły kilka pożarów lasów i spowodowały kilka ofiar, wśród nich dzieci. (…) Kiedy to usłyszałam, byłam oszołomiona.”
Kikuko Miyagi była studentką pielęgniarstwa służącą na polach bitewnych Okinawy. Zmobilizowana w lutym 1945 roku, „zapewniłam ojca i matkę, że zdobędę Cesarski Order Wschodzącego Słońca, ósmej klasy, i zostanę pochowana w Yasukuni. Ojciec był wiejskim nauczycielem. Powiedział: „Nie po to wychowywałem cię do 16 roku życia, żebyś umierał!”. Myślałam, że jest zdrajcą, mówiąc coś takiego.”
Haraktery, które przeżyła podczas straszliwej bitwy o Okinawę, wykraczają poza ramy tej historii. Amerykańskie siły zbliżały się do nas. „Po raz pierwszy usłyszeliśmy głos wroga. '…Mamy żywność! Uratujemy was! Oni rzeczywiście to zrobili!” Amerykanie nie byli jednak demonami. „Więc to, czego nas nauczono, pozbawiło nas życia. Nigdy nie wybaczę tego, co edukacja nam zrobiła!”
Czy bohaterki Bushido powiedziałyby to samo o swojej edukacji, gdyby mogły spojrzeć na życie z dzisiejszego punktu widzenia? Czy też współczesne czasy, zakorzenione w pogoni za długim życiem i osobistym szczęściem, wydałyby im się beznadziejnie zdeprawowane i dekadenckie?
Najnowsza książka Michaela Hoffmana to „Little Pieces: This Side of Japan” (Wydawnictwo VBW, 2010). Jego strona internetowa to www.michaelhoffman.squarespace.com.
W czasach zarówno dezinformacji, jak i nadmiaru informacji, dziennikarstwo wysokiej jakości jest bardziej istotne niż kiedykolwiek.renumerując, możesz pomóc nam w tworzeniu właściwej historii.
SUBSKRYBUJ TERAZ