Jamie Bernstein obserwuje swojego ojca, Leonarda Bernsteina, dyrygującego Filharmonią Nowojorską podczas próby do jednego z jego Young People’s Concerts, około jesieni 1962 roku. Bob Serating /New York Philharmonic Leon Levy Digital Archives hide caption
toggle caption
Bob Serating /New York Philharmonic Leon Levy Digital Archives
Jamie Bernstein nie może nazwać swojego dzieciństwa typowym. W każdy weekend w jej domu bywali Lauren Bacall, Isaac Stern, Richard Avedon, Mike Nichols, Stephen Sondheim, Lillian Hellman czy Sidney Lumet. Ojcem Jamie był Leonard Bernstein.
Sławny dyrygent, kompozytor West Side Story i gospodarz telewizyjnych Young People’s Concerts urodził się 100 lat temu, 25 sierpnia 1918 roku. Z okazji setnej rocznicy, Jamie Bernstein opublikowała książkę Famous Father Girl: A Memoir of Growing Up Bernstein, szczere wspomnienia o życiu rodzinnym i walce o odnalezienie siebie pośród „oślepiającego światła”, jakim był Leonard Bernstein, który zmarł w 1990 roku.
Jamie Bernstein nazywa swojego ojca „garstką”, która potrafiła być obrzydliwa. Ale pamięta również jego ciepło, geniusz, błyskotliwy dowcip i siłę jego czasami niezrozumiałej muzyki. W swoim domu na Manhattanie Jamie Bernstein otwarcie mówiła o swojej książce, o tym, dlaczego wybrała mówienie o muzyce, a nie jej tworzenie, oraz o swoim życiu dorastając jako dziecko jednej z najbardziej rozpoznawalnych osobowości Ameryki.
Ten wywiad został zredagowany dla długości i przejrzystości.
Tom Huizenga: Twoja książka sprawia, że zastanawiam się, czy prowadziłaś pamiętnik, ponieważ pamiętasz wszystkie te małe szczegóły o swoim życiu. Na przykład wypisujesz poszczególne gry słowne, których używał przyjaciel rodziny Stephen Sondheim, grając w anagramy z tobą, twoim ojcem i twoim rodzeństwem, Alexandrem i Niną.
Jamie Bernstein: Tak ceniliśmy te słowa, że właściwie je zapamiętaliśmy. Ale to prawda, że prowadziłem dzienniki. Były dla mnie nieocenionym materiałem źródłowym, bo inaczej pamiętałbym nie więcej niż połowę tego, co mam w książce.
Czy zdecydował się pan na prowadzenie dziennika, bo zdał sobie sprawę, że pański ojciec to słynny Leonard Bernstein?
Gdy byłem młody, nie obchodziło mnie aż tak bardzo, że to był Leonard Bernstein. Nie miałem poczucia obowiązku zachowania jego spuścizny; w rzeczywistości mój brat, siostra i ja zadaliśmy sobie wiele trudu, by zdystansować się od jego spuścizny i jego zawodowych względów. Cała ta strona biznesowa w ogóle nas nie interesowała. Chcieliśmy po prostu zostać w domu, być rodziną i grać w anagramy. Dopiero po odejściu naszego ojca zdaliśmy sobie sprawę, że jest ta inna praca do wykonania i że mamy interes w jej wykonywaniu.
Jamie Bernstein z dramatopisarką Lillian Hellman w Martha’s Vineyard. Hellman współpracowała z Bernsteinem przy jego musicalu Candide. Dzięki uprzejmości rodziny Bernsteinów hide caption
toggle caption Dzięki uprzejmości rodziny Bernsteinów
Jamie Bernstein z dramatopisarką Lillian Hellman w Martha’s Vineyard. Hellman współpracowała z Bernsteinem przy jego musicalu Candide.
Dzięki uprzejmości rodziny Bernsteinów
Mówisz o tym, jak wiedziałeś, że twoi rodzice nie byli całkiem jak inni rodzice. Co cię podpowiedziało?
Mój brat i siostra oraz ja mamy tę pół-żartobliwą odpowiedź na to pytanie: To było wtedy, gdy oglądaliśmy Flintstone’ów, a Betty i Wilma szły do „Hollyrock Bowl”, aby usłyszeć, jak dyryguje „Leonard Bernstone”. „O mój Boże, on jest we Flintstonach? Wow, musieliśmy naprawdę trafić w dziesiątkę.”
W piątej klasie, mówisz, stałeś się samoświadomy sławy swojego ojca.
Pierwszym sygnałem musiało być pojawienie się mojego ojca w telewizji, co zaczęło się od Koncertów Młodych, kiedy miałem zaledwie 5 lat. Telewizja była najważniejszą rzeczą w życiu, jeśli chodzi o moje rodzeństwo i mnie. Więc już wiedzieliśmy, że coś się dzieje, ale to był taki kumulujący się proces. Chcieliśmy się wtopić w tłum i być tacy jak wszyscy – to pragnienie bycia normalnym. A mnie to przyprawiało o dreszcze, że nie jestem normalny. To sprawiło, że poczułem się pominięty.
Znalezienie własnej drogi w życiu to wątek, który zdaje się przewijać przez całą książkę.
Ciężko jest żyć w bardzo jasnym słońcu i próbować dowiedzieć się, kim będziesz na własną rękę w tym oślepiającym świetle, i zajęło mi dużo czasu, żeby to zrozumieć. Oczywiście, wszystko utrudniłem jeszcze bardziej, próbując być muzykiem. Opisuję to jako jedną nogę na gazie i jedną nogę na hamulcu, jednocześnie. Był ciągły konflikt, mieszane uczucia i krzyżujące się cele. To było wyczerpujące i neurotyczne, i zajęło mi te wszystkie dekady, by zrozumieć, że jestem o wiele spokojniejszą i lepiej funkcjonującą osobą, jeśli po prostu nie tworzę muzyki własnym ciałem. Było mi trochę smutno z tego zrezygnować, ale ogólnie rzecz biorąc, myślę, że rozmowa o muzyce okazała się bardzo dobrym kompromisem.
Młody Leonard Bernstein, komponujący. Dzięki uprzejmości Leonard Bernstein Office hide caption
toggle caption Dzięki uprzejmości Leonard Bernstein Office
Młody Leonard Bernstein, komponowanie.
Dzięki uprzejmości Leonard Bernstein Office
Mówisz o tym, jak trudno było nie wkupić się w „mit rodziny Bernsteinów”. Ale mówisz też: „Byłem przede wszystkim obleśny jak mój ojciec”. Jaki był Twój ojciec?
Był żywiołowy i po prostu przejmował kontrolę wbrew sobie; nie mógł się powstrzymać. Poza tym był wszystkowiedzący i miał odpowiedzi na wszystko, lubił mówić bardzo długo i był władczy. Był bardzo uciążliwy i myślę, że odziedziczyłem po nim kilka z tych cech. Myślę, że zarówno mój brat, jak i siostra zgodziliby się, że jestem dość władcza, pełna opinii i bardzo pewna, że mam rację w różnych sprawach – choć często tak nie jest. Czasami myślę, że to może być błogosławieństwo, że jestem taką krewetką, bo gdybym była taka, jaka jestem, a do tego wysoka, ludzie pomyśleliby, że jestem nieznośna.
Może to dobry moment, żeby porozmawiać o tym obłąkanym słowie – „nić elfa” – które przemyka przez książkę, prawie jak przekleństwo.
Wielki anagram mojego ojca „nienawiść do samej siebie”, genialny. Nienawiść do samego siebie jest uczuciem, które wielu z nas ma przez większość czasu, a każdy człowiek na tej planecie ma na nią swój własny, mały przepis, jestem tego pewien. Ale mój ojciec cierpiał z tego powodu ogromnie. Zmagał się z wątkiem elfa, jak wszyscy artyści.
Moja osobista recepta polegała na tym, że upierałem się, by próbować być muzykiem; to sprawiało, że czułem obrzydzenie do samego siebie. To jest naprawdę fenomen tego tonącego uczucia, że robisz z siebie kompletnego dupka, i to było uczucie, które nachodziło mnie wielokrotnie i które ustąpiło z wiekiem. Od czasu do czasu wciąż mam to uczucie głupiego idioty, elfiego wątku, ale o wiele rzadziej, więc nie jest to już tak wyniszczające jak kiedyś.
Jest też, jak sądzę, wątek, który się do tego odnosi, a mianowicie idea kryzysu wiary – coś, z czym Twój tata zmagał się w swojej muzyce.
I nie była to tylko wiara duchowa, co do której miał kryzys, ale także w swoim małżeństwie i byciu biseksualnym. Myślę, że wywołało to tak wiele sprzecznych uczuć, że często był w agonii z tym wszystkim.
Słyszałem fantastyczne wykonanie jego utworu Mass na Ravinia Festival. Było to jedno z najwspanialszych wykonań tego utworu, jakie kiedykolwiek widziałem. Ten utwór to taki autoportret mojego taty. Są tam teksty, które brzmią tak, jakby to był jego wewnętrzny głos, gdzie mówi: „To, co mówię, nie czuję, to, co czuję, nie pokazuję, to, co pokazuję, nie jest prawdziwe, a co jest prawdziwe, nie wiem”. Można by napisać całą biografię Leonarda Bernsteina śledząc samą Mszę.
Amerykański Teatr Baletu w londyńskim Covent Garden w 1946 roku, w produkcji baletu Leonarda Bernsteina Fancy Free. Jerome Robbins (po prawej) stworzył choreografię do muzyki Bernsteina. Baron/Getty Images hide caption
toggle caption
Baron/Getty Images
The American Ballet Theatre at London’s Covent Garden w 1946 roku, w produkcji baletu Leonarda Bernsteina Fancy Free. Jerome Robbins (daleko po prawej) stworzył choreografię do muzyki Bernsteina.
Baron/Getty Images
Mówisz o Mszy: „Ze wszystkimi jej wadami, wielkością, śmiałością i ogromnym złamanym sercem – po prostu była tatusiem”. O co chodzi z tym „złamanym sercem”?
Był po prostu tak zrozpaczony światem i tym, że nie potrafimy się naprawić i że ludzkość jest w ciągłym stanie wojny. Był tak przygnębiony z powodu wojny w Wietnamie i wszystkich zamachów, których doświadczyliśmy tuż przed napisaniem tego utworu. Więc to jest część złamanego serca.
Drugą częścią jest to, że był w tak poważnym konflikcie emocjonalnym przez cały czas – o swoją żonę i o swoją seksualność. Nie mówił o tym, ale wiem, że to musiało być coś, nad czym naprawdę cierpiał. Myślę, że cierpiał z powodu tego, że jego małżeństwo i rodzina nie były wystarczające, że było coś innego, czego potrzebował, a czego nie mógł osiągnąć. To było dla niego bardzo trudne i nie chciał, żeby to była prawda. Ale tak było.
Leonard Bernstein, można to śmiało powiedzieć, był skomplikowany i dotyczy to również jego seksualności. W książce pisze Pan: „Trudno było nie odczuć seksualności mojego ojca.”
Nie chodziło mi o to, że jego preferencje seksualne były wyczuwalne. Patrząc na to z perspektywy czasu, żałuję, że nie użyłem słowa „erotyzm”. Chodziło mi o to, że jego aura była tak seksualna, tak erotyczna – bo dla niego muzyka była naprawdę formą kochania się. Myślę, że wniósł tę wrażliwość bezpośrednio do swojej muzyki i przenikała ona praktycznie wszystko, co robił. I tak, wiesz, jeśli jesteś jego potomkiem, to jest skomplikowane.
Twój ojciec był żonaty z Felicją Montealegre przez 27 lat, aż zmarła na raka w 1978 roku. Co pomyślałaś, kiedy po raz pierwszy zdałaś sobie sprawę, że twojego ojca pociągali mężczyźni w romantyczny sposób?
Nie miałam o tym pojęcia, dopóki nie zaczęłam słyszeć tych plotek w Tanglewood, latem po ukończeniu szkoły średniej. Potem, w kolejnych latach mojego pobytu w college’u, wszystko zaczęło się jakby dosłownie… wychodzić na jaw. Kiedy byłam na ostatnim roku studiów, był już w związku z Tomem Cothranem, który pomagał mu organizować Norton Lectures, więc wtedy było już całkiem jasne, co się dzieje.
Mój brat i ja przechodziliśmy przez proces zrozumienia tego razem, ale jak to często bywa w rodzinach, trudno o tym mówić: Ludzie nie mieli słów, by mówić o biseksualnych rodzicach. Teraz taka rozmowa jest możliwa. W tamtych czasach to wszystko było bardzo stłumione. Więc nie usiedliśmy i nie rozmawialiśmy o tym dokładnie, ale w pewnym sensie zaczęliśmy rozumieć, że to wszystko dzieje się wokół nas.
A Twoja mama? Niektórzy ludzie prawdopodobnie nie wiedzą, że wiedziała, w co się pakuje, jeśli chodzi o seksualność Twojego ojca, zanim się pobrali. Był taki list, który w pewnym momencie znalazłeś.
Był taki list, który został zapieczętowany przez wykonawcę naszego ojca, razem z mnóstwem innych rzeczy, w szufladzie na akta w biurze Leonarda Bernsteina. Ktoś natknął się na niego niedawno, może pięć lat temu. Było tam napisane: „Nie odpieczętować do 25 lat po śmierci Bernsteina”, czy coś w tym stylu. Pomyśleliśmy: „Do diabła z tym. Otwórzmy to teraz.”
Więc otworzyliśmy to i był tam list od mojej matki, i to było fantastyczne znalezisko, ponieważ tak bardzo wszystko wyjaśniło. Wiedzieć, że jej oczy były szeroko otwarte na temat tego małżeństwa i tego, w co się pakowała, to było niesamowite odkrycie. To wiele mówiło o naszej matce, że napisała ten list do naszego ojca i powiedziała: „Słuchaj, wiesz, że to rozumiem. To jest skomplikowane. Ale zróbmy to, bo się kochamy. Stwórzmy rodzinę i po prostu idźmy naprzód.”
Leonard Bernstein z córką Jamie i synem Alexandrem, słuchając The Beatles. Dzięki uprzejmości rodziny Bernsteinów hide caption
toggle caption Dzięki uprzejmości rodziny Bernsteinów
Leonard Bernstein z córką Jamie i synem Alexandrem, słuchając The Beatles.
Dzięki uprzejmości rodziny Bernstein
W tym liście twoja matka napisała: „Jestem gotowa zaakceptować cię takim, jakim jesteś, bez bycia męczennikiem i poświęcania się na ołtarzu LB.” Ale w końcu, czy nie zrobiła dokładnie tego?
Właściwie mówię to w książce. Myślę, że dokładnie tak się stało.
Jak się przez to czujesz?
To bardzo frustrujące. Myślę, że odgryzła więcej niż mogła przeżuć. Myślę, że przez jakiś czas szło jej bardzo dobrze, a potem to wszystko stało się nie do zniesienia – w dodatku zachorowała. Cała ta konstrukcja stała się dla niej kwaśna, a ostatnie cztery lata jej życia były upiorne. I jest mi bardzo smutno, gdy o tym myślę.
Powiedziałeś, że czujesz, że odziedziczyłeś kilka rzeczy po swoim ojcu. Jak myślisz, co dostałeś od swojej mamy?
Mam taką poduszkę z igłami, którą dostałem od przyjaciela rodziny. Jest na niej napisane: „Mirror, mirror on the wall, I am my mother after all”. Właściwie, to sprawia, że czuję się trochę nieswojo patrząc na tę poduszkę. Zazwyczaj odwracam ją tyłem, ponieważ zakończenie mojej matki było tak tragiczne, że nie chcę być tą osobą, którą była moja matka.
Ale są też inne rzeczy związane z moją matką, które zaczynam sobie uświadamiać. Podobnie jak ona, uwielbiam mieć środowisko domowe, w którym wszyscy lubią przebywać. Trzymamy się naszego domu w Connecticut, więc rodzina zbiera się tam przy każdej okazji – a ja po prostu uwielbiam mieć wszystkich zebranych razem, to moja ulubiona rzecz. Moja mama też to uwielbiała: Uwielbiała dbać o wszystkich i dawać wszystkim dobry czas, i hojnie obdarowywać jedzeniem i mieć to poczucie grupy.
W tym roku stulecia, był stały przepływ koncertów i nagrań Bernsteina, a niektórzy krytycy ważyli się. W The New York Times pojawił się artykuł o Mszy, a nagłówek brzmiał: „Czy 'Msza' Leonarda Bernsteina jest jego najlepszym dziełem, czy najgorszym?”. Mimo, że artykuł jest pozytywnym opisem pracy ojca w teatrze liturgicznym, czy uważasz, że to uczciwy sposób ujęcia tego tematu?
Oh, to się dzieje ciągle i ciągle: Msza jest bardzo polaryzująca, ludzie albo ją kochają, albo nienawidzą. Widziałeś recenzję Zachary’ego Woolfe’a, kiedy Mass była w Lincoln Center, zaledwie dwa tygodnie temu? Bardzo ją potępił. Kiedy wyszła po raz pierwszy, były same negatywne recenzje. A jednak w tym samym czasie publiczność, która uczestniczy w Mszy – i niektórzy krytycy również – mają to gigantyczne doświadczenie, które ich porusza i wzrusza, i nigdy go nie zapominają. To wywołuje wszystkie te intensywne emocje, które zazwyczaj ukrywamy. I jest to tak doświadczalne, że trzeba tam być. Ma w sobie trochę z tych lat 60-tych, ale naprawdę wykracza poza okres, w którym została skomponowana. A teraz, ponieważ po raz kolejny znajdujemy się w takim momencie rozpaczy w naszym kraju – przynajmniej tak wielu z nas to odczuwa – Msza rezonuje na nowo.
Leonard Bernstein i jego żona, aktorka Felicia Montealegre, na trasie z Filharmonią Nowojorską w Londynie, 1959. Lee/Central Press/Hulton Archive/Getty Images hide caption
toggle caption Lee/Central Press/Hulton Archive/Getty Images
Leonard Bernstein i jego żona, aktorka Felicia Montealegre, podczas tournee z Filharmonią Nowojorską w Londynie, 1959.
Lee/Central Press/Hulton Archive/Getty Images
Ostatnio w The Washington Post pojawił się kolejny artykuł, zatytułowany „Too much Bernstein leaves a critic fed up with his music.” Artykuł mówi o byciu zalanym muzyką Bernsteina w tym roku, i jest tam jedno zdanie, które chcę uzyskać twój stosunek do: „Ekscesy tego człowieka są wyraźnie słyszalne w muzyce, która, jakkolwiek genialna, nieustannie stara się zwrócić na siebie uwagę, udowodnić coś na swój temat, złożyć jakieś oświadczenie.”
Myślę, że wiele z jego dzieł złożyło wielkie oświadczenia, ale nie wszystkie – więc to trochę niesprawiedliwe, by charakteryzować cały repertuar w ten sposób. Mam na myśli taki utwór jak Serenada, która jest moim ulubionym dziełem symfonicznym mojego ojca. Myślę, że jest to jeden z najbardziej satysfakcjonujących utworów mojego ojca. Jest absolutnie piękny, liryczny – i ta rozkręcająca się ostatnia część, i ta wspaniała część wolna. Nie sądzę, żeby to coś udowodniło. Myślę, że jest tam po prostu obecna jako to, czym jest – po prostu piękna muzyka.
Czy czujesz obecność ojca w swoim codziennym życiu?
W tym roku na pewno tak. Nie ma ucieczki od setnej rocznicy. Ciągle podróżuję, aby uczestniczyć w jak największej ilości wydarzeń związanych ze stuleciem, nawet jeśli ja i mój brat i siostra nie możemy uczestniczyć we wszystkich, ponieważ w tej chwili w naszej bazie danych jest ich ponad 3300 i wciąż przybywa. Więc tak, on jest bardzo obecny wśród nas. Ale jednym z powodów, dla których napisałem tę książkę, była próba powrotu do kontaktu z tą częścią mojego ojca, która należała tylko do nas, a nie do całego świata, tak abym mógł utrzymać tę linię przewodnią.
Mam wrażenie, że w książce są rzeczy, które chciałeś z nim omówić, ale nigdy tego nie zrobiłeś.
Są rzeczy, o których teraz chciałbym móc z nim porozmawiać, a którymi być może wtedy nie byłbym tak zainteresowany. Główną z nich jest polityka i FBI, i cały ten bałagan w latach 50-tych z przesłuchaniami McCarthy’ego i jego własny udział w tym wszystkim. Jego akta FBI liczą około 800 stron. A śledzili go od lat 40-tych, ponieważ użyczał swojego nazwiska i dawał pieniądze każdej lewicowej organizacji, która wydawała się robić coś wartościowego; nie zastanawiał się dwa razy nad podaniem im swojego nazwiska. Więc J. Edgar Hoover już go śledził. I kiedy teraz o tym myślę, jestem zaskoczony, że nie został wezwany do złożenia zeznań przed Komisją do Spraw Działalności Nieamerykańskiej – ponieważ, wiecie, wszyscy jego kumple musieli tam iść przed nimi.
Leonard Bernstein, dyrygent. Paul de Hueck/Courtesy of the Leonard Bernstein Office. hide caption
toggle caption Paul de Hueck/Courtesy of the Leonard Bernstein Office.
Leonard Bernstein, dyrygent.
Paul de Hueck/Courtesy of the Leonard Bernstein Office.
Jeśli mógłbyś wysłać jedną myśl do swojego ojca przez eter w jakiś sposób, co by to było?
Powiedziałbym: „Czy możesz dać nam coś, co pomoże nam przejść przez to, przez co teraz przechodzimy?”. Gdyby mój ojciec żył dzisiaj, byłby apoplektyczny z tym, co dzieje się z naszym rządem. Ale, wiesz, wyszedłby na ulice. Tworzyłby muzykę na rzecz rodzin imigrantów. Robiłby wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy, jestem pewien. Przydałyby się nam jego dobre uczynki i dobra energia właśnie teraz.
Powiedz jedną rzecz o sobie i jedną o swoim ojcu, którą, masz nadzieję, czytelnicy wyniosą z tej książki.
Mam nadzieję, że przekazałem, iż wszystko, co robił mój ojciec, w każdym aspekcie swojego życia, zawsze było w kontekście miłości. Gdyby mógł, uściskałby każdą osobę na planecie – i w pewnym sensie to zrobił, poprzez swoją muzykę. Więc kiedy pisałem tę książkę, ja również mam nadzieję, że wszystko, o czym piszę, ująłem w ramy miłości. Jest wiele rzeczy związanych z moim tatą, które są skomplikowane i czasami niesmaczne. Był, delikatnie mówiąc, trudny. Ale mam nadzieję, że przedstawiłem to wszystko w ostatecznym kontekście miłości, ponieważ taki właśnie był.