Landing on Water (1986)
Jeśli inni wielcy z lat 70-tych, w tym Don Henley, przebojem wchodzili w lata 80-te z nowoczesnymi, syntezatorowymi płytami, to dlaczego Neil Young nie miałby spróbować? Pytanie, na które oczywistą odpowiedzią jest: ponieważ mogłoby to zabrzmieć jak Landing on Water, na którym doskonałe piosenki – zwłaszcza druzgocący portret Davida Crosby’ego w jego naćpanej ruinie – zostały zniszczone przez sterylną, niesympatyczną produkcję.
Everybody’s Rockin' (1983)
Jako monumentalny środkowy palec do wytwórni, która żądała od Younga „rockowego” albumu, rockabilly i 50s R&B z Everybody’s Rockin' jest całkiem imponujące. Jako doświadczenie słuchowe, już nie tak bardzo. Cyfrowa produkcja jest okropna, a cover Bright Lights Big City Jimmy’ego Reeda fatalny.
Old Ways (1985)
Ma swoje momenty, My Boy i Are There Any More Real Cowboys? wśród nich, ale płyta country Younga z lat 80-tych – wyprodukowana ponownie, jak się wydaje, głównie po to, by zdenerwować jego ówczesną wytwórnię, Geffen – jest nadprodukowana, przesłodzona i oklepana do tego stopnia, że brzmi protekcjonalnie. Jego późniejsze zabieganie o konserwatywny rynek Nashville poprzez wygłaszanie reakcyjnych oświadczeń w wywiadach jest najlepiej pominięte.
Are You Passionate? (2002)
Ta współpraca z Booker T and the MGs, która przyciągnęła wiele uwagi do wojowniczego, post-9/11-themed Let’s Roll, jest poza tym niezapomniana: kompetentne, bezcelowe piosenki w średnim tempie; mało emocji. Ulga przychodzi, gdy Crazy Horse z gracją wkracza do akcji w Goin' Home.
Peace Trail (2016)
Nie można winić Younga za jego ostatnią etykę pracy, czy zaangażowanie polityczne, ale Peace Trail – jego drugi album z 2016 roku, częściowo zainspirowany protestami ekologicznymi w rezerwacie Standing Rock – to bałagan: szkicowy songwriting, połowiczne pomysły muzyczne, w tym wybuchowy wokal Auto-Tuned, frazesowe teksty. Dobry utwór tytułowy, chociaż.
Life (1987)
Po tym, jak zespół Landing on Water zawiesił się z powodu nieudolnego zastosowania syntezatorów i automatów perkusyjnych, Young przystąpił do tworzenia albumu ze swoimi starymi kumplami z Crazy Horse w dokładnie taki sam sposób. To wkurzające, bo piosenki często były świetne, czego dowodem jest Prisoners of Rock and Roll, wirtualny manifest prymitywnego podejścia Crazy Horse do muzyki: „We don’t wanna be good.”
Fork in the Road (2009)
„I’m a big rock star, my sales have tanked / But I still got you – thanks,” offered Young on the title track. Jest on szczery, ale jego sprzedaż mogłaby być lepsza, gdyby jego późniejsze albumy nie brzmiały coraz bardziej przerysowanie, z większą ilością myśli włożonych w ich przesłanie – tutaj o zanieczyszczeniu środowiska i trwającym kryzysie finansowym – niż w muzykę.
Broken Arrow (1996)
Istnieje wszechobecna teoria, że muzyka Younga ucierpiała od śmierci jego długoletniego producenta, Davida Briggsa, jedynego człowieka, który wydawał się zdolny do okiełznania go i nazwania jego mniej inspirujących pomysłów. Z pewnością pierwszy album, jaki Young nagrał po śmierci Briggsa, był rozległy i pozbawiony kierunku: długie dźwięki Crazy Horse obok bootlegowej jakości utworów koncertowych.
Paradox (2018)
Inkoherentny film Darryla Hannaha o Youngu i jego ostatnich młodych współpracownikach, Promise of the Real, jest testem wytrzymałości, który może konkurować z podobnie bezcelowym dokumentem Journey Through the Past z 1972 roku, ale ścieżka dźwiękowa – mozaika instrumentalnych fragmentów, nagrań outtakes i nagrań na żywo – jest całkiem wciągająca i przyjemna, gdy dryfuje, choć wyraźnie tylko zagorzali fani Younga muszą się do niej stosować.
Colorado (2019)
Najnowszy z serii przeciętnych albumów Crazy Horse, Colorado zawiera kilka zapalczywych występów w patentowym stylu zespołu – w połowie She Showed Me Love jest moment, w którym perkusista Ralph Molina wydaje się przestawać grać przez pomyłkę – ale zawiera również kilka boleśnie dosadnych tekstów politycznych i niewiele w drodze przyzwoitych melodii.
Storytone (2014)
Niezdecydowanie nękało Storytone, który Young wydał w trzech wersjach: jednej orkiestrowej, jednej rozebranej, jednej z odrobiną obu. Być może zdał sobie sprawę, że początkowa koncepcja albumu Neil Young-as-crooner nie do końca się sprawdziła, wahając się pomiędzy uroczym (pełne big bandu I Want to Drive My Car) a schlockowym (Tumbleweed).
Prairie Wind (2005)
Najmniej atrakcyjny z albumów Younga w duchu Harvest, Prairie Wind jest wciąż jednym z mocniejszych ostatnich albumów Younga. Na jesienny, refleksyjny nastrój He Was the King i This Old Guitar miała przypuszczalnie wpływ śmierć ojca i własne zetknięcie się Younga ze śmiertelnością po przebytym tętniaku mózgu.
Silver & Gold (2000)
Kolejny album w country-rockowym duchu Harvest. Główne punkty są wysokie – mroczne zamknięcie Without Rings jest szczególnie dobre – ale jest tu dużo wypełniaczy, a różana nostalgia w peanie Younga na cześć jego byłego zespołu, Buffalo Springfield Again, jest szczególnie mętna.
Greendale (2003)
Ogłaszany przez niektórych jako powrót do formy – co po prostu oznaczało poprawę w stosunku do jego słabego poprzednika, Are You Passionate? – Greendale było rockową operą Younga, okazały tytuł, który wydawał się antytetyczny do jego szorstkiego, bluesowego brzmienia. Piosenki są zbyt nierówne, by utrzymać zainteresowanie: Be the Rain i Bandit są świetne; Grandpa’s Interview jest niekończące się.
Arc (1991)
To Thurston Moore z Sonic Youth zasugerował Youngowi wydanie albumu w całości składającego się z pełnych sprzężeń zwrotnych intro i outro jego występów na żywo. Zmiksowany w studio w jeden 35-minutowy utwór, nie jest tak konfrontacyjny jak „Metal Machine Music” Lou Reeda, ale warto go posłuchać przynajmniej raz.
The Monsanto Years (2015)
Najnowszy zespół wspierający Younga, Promise of the Real, brzmi tu ogniście, a sam Young jest wyraźnie wściekły, ale The Monsanto Years to kolejny album, na którym czuć było pośpiech, do tego stopnia, że przeoczono faktyczne pisanie. Teksty – padające ogniem na GMO – często czują się bardziej jak wściekłe wpisy na blogu, niż piosenki.
Trans (1982)
Zainspirowany przez jego czterokończynowego syna Bena, elektroniczny album koncepcyjny Neila Younga z wokalami vocodered był niezwykle śmiałym posunięciem, do tego stopnia, że Young uzupełnił go bardziej prostym materiałem. Efektem końcowym był osobliwy bałagan; piękno Transformer Man zostało w pełni ujawnione dopiero wtedy, gdy Young zagrał go akustycznie na MTV Unplugged w 1993 roku.
Hawks & Doves (1980)
Zrozpaczony przez rodzinne niesnaski, następca klasycznego Rust Never Sleeps był poszarpaną kolekcją rzuconych razem utworów country i różnych okrawków. Jastrzębi & Doves jest szalenie nierówny, jego tytułowy utwór jest po prostu okropny, ale dobre kawałki – złowrogi Captain Kennedy, piękny Lost in Space, The Old Homestead długa alegoria jego własnej kariery – są fantastyczne.
Mirror Ball (1995)
Jasno dumny ze swojej metki „ojca chrzestnego grunge’u” – połączenie luzu i intensywności Crazy Horse miało kluczowy wpływ na brzmienie – na Mirror Ball Young współpracował z Pearl Jam. Rezultaty były solidne, ale nigdy nie na tyle wybuchowe czy ostre, by nie żałować, że Young nie zdecydował się na współpracę ze swoimi byłymi kolegami z trasy Sonic Youth, którzy mogliby go mocniej przycisnąć.
Chrome Dreams II (2007)
Klasyczny Neil: 30 lat po tym, jak odmówił wydania albumu zatytułowanego Chrome Dreams, wydaje jego kontynuację. Chrome Dreams II opiera się na jednym utworze, zdumiewającym 18-minutowym Ordinary People. Nagrany w 1987 roku, rzuca większość nowszego materiału z albumu w bezlitosnym świetle, ale rozedrgany, ultra zniekształcony Dirty Old Man trzyma się mocno.
Americana (2012)
An album w dużej mierze składający się z folkowych piosenek dramatycznie zmontowanych na nowo – Clementine i Oh Susanna wśród nich – Americana jest sporadycznie świetna, czasami niechlujna, a czasami autentycznie zaskakująca. Nieprzypadkowo, kończy się Crazy Horse’em, który śpiewa God Save the Queen, jak w brytyjskim hymnie narodowym, a nie piosence Sex Pistols.
Neil Young (1968)
„Overdub city,” protestował Young o swoim solowym debiucie, i miał rację. Jest on pełen fantastycznych piosenek, do których Young będzie wielokrotnie wracał na żywo – The Loner, Here We Are in the Years, The Old Laughing Lady – ale często jęczy pod ciężarem wyszukanych aranżacji Jacka Nitzschego. Od tego momentu Young będzie cenił prostotę i spontaniczność.
Psychedelic Pill (2012)
Crazy Horse wyrobili sobie markę grając długie jammy, podejście Psychedelic Pill doprowadzili do ekstremum: otwierający album, Driftin' Back, trwa przez najlepszą część pół godziny. Czy to zasługuje na taką długość, to już inna kwestia, chociaż Ramada Inn, która liczy sobie zaledwie 16 minut, jest wspaniała.
Dead Man (1995)
Pierwszy filmowy soundtrack Younga, Journey Through the Past z 1972 roku, był zlepkiem nagrań na żywo i wyrwanych z kontekstu fragmentów, który zdołał przerazić fanów, którzy myśleli, że jest to kontynuacja Harvest. Wykonywany na żywo do surowego urywka surrealistycznego westernu Jima Jarmuscha Dead Man, jest czymś innym: długim, surowym, momentami brutalnym gitarowym instrumentalem.
American Stars 'N Bars (1977)
Najsłabszy z albumów studyjnych Younga z lat 70-tych, American Stars 'N Bars łączył utwory z niewydanego Homegrown z domowymi nagraniami lo-fi (dziwnie przerażający Will to Love), ołowianym country-rockiem i jednym niekwestionowanym klasykiem Crazy Horse: Like a Hurricane (choć są tam lepsze wersje live).
A Letter Home (2014)
Brzmi to jak nowość – Young nagrywający wersje coverów w winylowej kabinie nagraniowej z 1947 roku należącej do Jacka White’a – ale A Letter Home działa, przeskakując od piosenek, które Young grałby jako folkowy wokalista w kawiarni, takich jak Needle of Death Berta Janscha, do nawiedzającej wersji My Hometown Bruce’a Springsteena.
Living With War (2006)
Szybko nagrana i wydana, wspierana przez 100-głosowy chór, anty-iracka tyrada Living With War ukazuje Younga brzmiącego energicznie przez pilność jego przedsięwzięcia i, jak można podejrzewać, przez furorę, którą musiał wiedzieć, że wywoła. Późniejsza trasa koncertowa Crosby Stills Nash & Young obfitująca w ten materiał została przywitana przez gwizdy i marsze od bardziej konserwatywnych fanów.
Re-ac-tor (1981)
Album Crazy Horse, który jest miażdżący, mroczny i powtarzalny (celowo; ma na to wpływ wyczerpujący program leczenia, któremu poddał się syn Younga), Re-ac-tor to ciężka praca, czasami bez inspiracji, a czasami wspaniała, jak na dzikim zgiełku Surfer Joe i Moe the Sleaze i kończącym Shots.
Harvest (1972)
To, że ogromny sukces komercyjny Harvest wywołał u Younga wybuch rozmyślnego, a nawet przekornego zachowania, nie jest już tak niewytłumaczalne: przypuszczalnie wiedział, że jego największy album nie był w żadnym wypadku najlepszy. Piosenki wahają się od fantastycznych (utwór tytułowy; Words) do niezapomnianych, podczas gdy aranżacje są zgrabne, ale czasami przesadzone, jak w A Man Needs a Maid.
This Note’s for You (1988)
Zdecydowanie najbardziej udany z eksperymentów gatunkowych Younga z lat 80-tych i swego rodzaju twórcze odrodzenie, bluesowy album Younga R&B jest najbardziej znany ze swojego tytułowego utworu, obnażającego rosnące zamiłowanie rocka lat 80-tych do korporacyjnego sponsoringu, ale jego najlepsze momenty są subtelne i niedopowiedziane: nastrojowy „Twilight”, małogodzinna melancholia „Coupe De Ville”.
Hitchhiker (1976)
Dźwięk Younga samotnie w studiu, „odkręcającego kurek”, jak to ujął David Briggs, i pozwalającego nowym piosenkom wypłynąć (prawie wszystkie z nich skończyły się ponownym nagraniem gdzie indziej). Fakt, że Young jest wyraźnie, heroicznie naćpany, tylko dodaje albumowi intymnego uroku.
Le Noise (2010)
Wyprodukowany przez Daniela Lanois, to najlepszy album Younga w XXI wieku, który zabrał go w nowe miejsce. Lanois dodał okazjonalne dezorientujące pętle taśmowe, podczas gdy Young akompaniuje sobie na zniekształconej gitarze elektrycznej, na której gra z głośnością rozsadzającą uszy. Wniesienie tej świeżości podejścia do solowego albumu singer-songwritera zaowocowało mocnym materiałem.
Harvest Moon (1992)
Harvest Moon jest lepszy niż klasyczny album, do którego nawiązuje jego tytuł, a którego muzycy ponownie go zmontowali. Brzmienie pasuje do piosenek, które są smutne i przesiąknięte nostalgią. Tytułowy utwór, którego riff został zaczerpnięty z „Walk Right Back” braci Everly, jest naprawdę pięknym hymnem na cześć małżeństwa i trwałej miłości.
Ragged Glory (1991)
Crazy Horse w najbardziej radośnie prymitywnym wydaniu – Young podobno nagrał swoje wokale stojąc w kupie końskiego nawozu – szalejący przez garażowo-rockowe standardy (Farmer John Premierów), rozedrgane dżemy (Love and Only Love, Mansion on the Hill) i peany na cześć własnych ograniczeń (F!#*in' Up). Wybuch od początku do końca.
Homegrown (1975)
„Czasami życie boli”, napisał Young w wyjaśnieniu do spóźnionego wydania Homegrown w 2020 roku, 45 lat po tym, jak nagrał go w następstwie rozstania z aktorką Carrie Snodgrass. Z pewnością jest to płyta przygnębiająca, której ton nadaje otwierający ją Separate Ways, ale jest to również Young u szczytu swoich możliwości, piszący delikatne, piękne piosenki.
Comes a Time (1978)
Łagodny country-rockowy album, który jego wytwórnia płytowa bez wątpienia życzyła sobie, by wydał jako kontynuację Harvest, Comes a Time jest o wiele lepszy niż jego duchowy poprzednik. Jest bardziej szorstki na krawędziach – Crazy Horse pojawiają się we wspaniałych Lotta Love i Look Out for My Love – i jest domem dla kilku klasyków Younga, w tym utworu tytułowego.
Freedom (1989)
Po zagmatwanych latach 80-tych, oszałamiający powrót Younga do pełnej, wściekłej mocy był idealnie wyczuwalny w czasie, współgrając z rodzącym się ruchem grunge, który pomógł zainspirować. Szeroko błędnie zinterpretowany Rockin' in the Free World był hitem, ale Freedom jest pełen zabójczych kawałków, od długiego, popartego rogami Crime in the City (Sixty to Zero) po wściekły, pełen feedbacku cover On Broadway.
Sleeps With Angels (1994)
W liście pożegnalnym Kurta Cobaina zacytowany został tekst Younga, ku przerażeniu jego autora; tytułowy utwór Sleeps With Angels był jego pełną niepokoju odpowiedzią. Gdzie indziej jest to równie ponuro i przerażająco jak w połowie lat 70-tych, z Crazy Horse w zaskakująco wyciszonej formie. Piece of Crap, w międzyczasie, przedstawia Younga jako zrzędliwego odmóżdżacza w średnim wieku, rolę, którą często będzie odgrywał.
Time Fades Away (1973)
Tylko Neil Young podążyłby za swoim komercyjnym przełomem z chaotyczną pamiątką po katastrofalnej trasie koncertowej. Ale Time Fades Away to nie tylko gest wkręcenia się, to coś zupełnie zniewalającego. Piosenki – rozedrgany, hipisowski zgiełk Last Dance, delikatna fortepianowa ballada The Bridge i autobiograficzny Don’t Be Denied – są niesamowite, a do tego potęgowane przez poszarpane wykonania.
Zuma (1975)
Lżejsza w tonie niż „trylogia rowu” (Time Fades Away, Tonight’s the Night i On the Beach), która ją poprzedzała, Zuma ponownie połączyła Younga z ożywionym Crazy Horse, wywołując wspaniałą ewokację pijanego umysłu błądzącego po Barstool Blues i ponurą, majestatyczną epopeję historyczną Cortez the Killer. A jego lambentne zamknięcie Through My Sails jest ostatnią naprawdę wspaniałą piosenką, jaką Crosby Stills Nash & Young wydał.
After the Gold Rush (1970)
After The Gold Rush czuje się jak poranny album Younga po latach 60-tych, ale w przeciwieństwie do pocieszającego tonu Bridge Over Troubled Water Simona & Garfunkela, jest on ponury, niespokojny i poruszający. Wśród nieszczęść w związkach, jest katastrofa ekologiczna, rasizm i Don’t Let It Bring You Down, który, jak zauważył Young, „gwarantował, że sprowadzi cię na ziemię”.
On the Beach (1974)
Zrozpaczeni i pogrążeni w smutku, ale z piękną muzyką: mieniące się elektryczne pianino w See the Sky About to Rain, epicki, akustyczny finał Ambulance Blues („You’re all just pissing in the wind”, podsumowuje), tytułowy utwór w upalonym, zamglonym ujęciu rocka. Dla kontrastu, jest Revolution Blues, dziki, bezlitosny portret starego znajomego Younga, Charlesa Mansona.
Tonight’s the Night (1975)
Przesiąknięta tequilą, pozbawiona filtrów reakcja Younga na śmierć gitarzysty Crazy Horse, Danny’ego Whittena i ich pomocnika, Bruce’a Berry’ego jest wstrząsająca, niezwykle mocna w odbiorze, pijackie szaleństwo występów współgra z surowymi emocjami piosenek. Moment, w którym głos Younga pęka podczas „Mellow My Mind” jest prawdopodobnie najbardziej wyrazistym w jego katalogu.
Everybody Knows This Is Nowhere (1969)
Debiut Younga z Crazy Horse to niesamowity album: sama potencja jego piosenek i brzmienia; zabójczy riff Cinnamon Girl; sposób, w jaki gra na rozbudowanych utworach Down By the River i Cowgirl in the Sand ucieleśnia ich liryczny gniew, utrzymując słuchacza w całkowitym napięciu nawet po przekroczeniu 10 minut.
Rust Never Sleeps (1979)
Granica pomiędzy albumami koncertowymi i studyjnymi Younga zawsze była elastyczna. Rust Never Sleeps został nagrany na scenie w 1978 roku, a następnie poddany overdubbingowi. Prawdę mówiąc, większość jego albumów z lat 70-tych można śmiało nazwać jego najlepszymi – utrzymywał niezwykle wysoki poziom – ale Rust Never Sleeps oferuje doskonałe podsumowanie wszystkiego, co czyni go wielkim, jego jakość być może została pobudzona przez ruch punkowy, do którego nawiązuje w Hey Hey Hey, My My My (Into the Black) i, bardziej eliptycznie, w Thrasher. Sekwencja akustycznych piosenek na stronie pierwszej zapiera dech w piersiach, a Crazy Horse szaleją w gromkim stylu na stronie drugiej, gdzie znajduje się Powderfinger – rozdzierająca serce saga o przemocy, śmierci i więzach rodzinnych – prawdopodobnie jego najwspanialsza piosenka.