Nie jadłem fast foodów od idącej dekady. Nie jestem snobem w tej kwestii – a przynajmniej staram się nie być – ale 90 procent pozycji w menu mnie nie interesuje. Po części jest to spowodowane tym, że jestem wegetarianinem. Cóż, pescatarianinem (bez czerwonego mięsa, bez kurczaka, tylko owoce morza), ale to głupie słowo, którego nie chcę używać, a w większości sytuacji w Ameryce różnica jest nieistotna. Większość miejsc, które uważamy za fast foody, koncentruje się wokół wołowiny i kurczaka, z tłustszymi częściami wieprzowiny wrzuconymi do środka, więc wege są w wyraźnie niekorzystnej sytuacji. Reszta to kombinacja prób bycia zdrowym i ogólnego preferowania jedzenia zrobionego z… no cóż, prawdziwego jedzenia.
Ale McDonald’s Filet-O-Fish. Poraża moje zmysły i rozbija moje wewnętrzne pragnienia. Nie istnieje żadna mentalna blokada przed śmieciowym jedzeniem, której nie może przebić, Jean-Claude Van Damme dla mojego każdego innego kickboxera. Raz w roku moje dobre intencje zawodzą mnie, a ja schodzę na McDonald’s i rozkoszuję się żarłocznością jego konsumpcji. My FiletHeads (nie FishHeads, z oczywistego powodu, aby nie chcieć dezorientować miłośników zespołów dżemowych) wiemy, że idealna pozycja fast food nie obejmuje mielonej wołowiny, frytek, lub jakichkolwiek stron lub wieprzowiny lub jakiegokolwiek z tych nonsensów. Nie, jest to najzwyklejsza na świecie kanapka z rybą, niewytłumaczalnie pozbawiona czegokolwiek, co samo w sobie mogłoby być zidentyfikowane jako dobry składnik.
Dla ludzi, którzy jedzą hamburgery z McDonald’s regularnie, widząc opcję rybną, jest sprytnym środkiem sugerującym, że może to być „dietetyczny” wybór, jeśli ktoś zdecyduje się zignorować menu żywieniowe i / lub ogólne zrozumienie smażonej żywności. Szybka perusal wartości odżywczych potwierdza podejrzenie, że w porównaniu do burgera, Filet-O-Fish jest tylko zdrowy wybór w sposób, że jedzenie pudełko Buncha Crunch jest zdrowsze niż dumping, że Buncha Crunch do wanny z masłem popcorn.
Co jest fascynujące o Filet-O-Fish jest to, że dla znacznego odsetka amerykańskiej populacji, to prawdopodobnie ich pierwsze spotkanie z owoców morza. To z pewnością było moje. Dorastanie w pozbawionej dostępu do morza środkowej części kraju było jednym z powodów. Również: Dzieci nienawidzą ryb, chyba że w formie patyczków. Jakiekolwiek owoce morza nie przypominające czterobocznego kształtu i młodzi ludzie powoli wsiadają do pociągu. Nie ma krzyki „Papa, więcej koper włoski pieczone arctic char, proszę!” echo z ust narodu 6-latków.
Nie, Filet-O-Fish jest gateway drug, który włącza ludzi do szerszego świata owoców morza. Co jest ironiczne, ponieważ pyszne, jak to może być, nie ma prawie żadnego posiłku opartego na rybach, które smakuje mniej jak ryba. Nawet jeśli McDonald’s z dumą chwali się swoją decyzją z 2013 r., by używać tylko dzikiego mintaja z Alaski, certyfikowanego przez Marine Stewardship Council, to jest to trochę marketingowy fluff – mintaj jest jedną z najtańszych dostępnych ryb białych, o smaku tak neutralnym i łatwym do zaadaptowania, że jest głównym składnikiem wielu imitacji paluszków krabowych.
Postanowiłem wykorzystać tegoroczne coroczne zejście w moje pierwotne konsumpcyjne bachanalia jako sposób na sprawdzenie, co sprawia, że Filet-O-Fish jest tak doskonałym artykułem spożywczym. Udałem się do sąsiedniego McDonald’s i powoli i metodycznie zjadłem cztery kanapki z rybą, za każdym razem skupiając swoją uwagę na jednym z czterech składników, które tworzą ten cud spuścizny Raya Kroca. (Aby być uczciwym, kanapka została tak naprawdę wymyślona w 1962 roku przez Lou Groena, franczyzobiorcę z Cincinnati, który zauważył, że traci wszystkich swoich katolickich klientów w piątki i postanowił coś z tym zrobić). Pomyślałem, że to będzie prosta sprawa. Rozłożę na czynniki pierwsze, w drobiazgowy sposób, każdy z poniższych elementów, które są jedynymi rzeczami, które składają się na Filet-O-Fish:
- Bułka
- Ser
- Sos tatarski
- (nie-prawdziwy rzeczownik) filet-o-fish
Z takich małych początków rodzą się kolosy.
Filet-O-Fish #1: Bułka
Bułka jest jak gąbka. Mała, mięciutka, parzona gąbka. Pojedynczo jest to najbardziej maziowaty chleb, jaki można sobie wyobrazić, jak bułka z etiopskiej injery. Samo w sobie byłoby jak zjedzenie rozmokłej chałki. Niezwykłe jest to, że w porównaniu z innymi kanapkami z wyższej półki w menu McDonald’s (niebędącymi zwykłymi hamburgerami), Filet-O-Fish traktowany jest jak bułka z najmniejszą ilością kości. Większość innych hamburgerów, kanapek z kurczakiem i McRib oferuje pewne ulepszenia w stosunku do podstawowego poziomu pieczywa: To, co McDonald’s nazywa bułką rzemieślniczą, lub tostową dla McChickena, lub sezamowo-serową dla flagowego Big Maca. Nie w przypadku Filet-O-Fish. To najzwyklejsza z możliwych bułek, której oszczędzono nawet próby opiekania, by wydobyć z niej jakiś smak. To po prostu chleb, kropka, funkcjonujący wyłącznie jako dyskretny pojemnik na produkty spożywcze w środku.
Filet-O-Fish #2: Ser
Jakim cudem nigdy wcześniej nie zauważyłem, jak mały był ten wiotki plasterek sera? Jest może o połowę szerszy od fileta, jak żółty schabowy okrywający środek ryby. Celowo próbuję kęsa samej bułki z serem (z maleńką łyżeczką tatara), i jest to smutny amuse bouche, z serem ledwie istniejącym sam w sobie. Odrywam mały kawałek i daję mu do skubnięcia. Smakuje trochę jak ser amerykański (którym technicznie rzecz biorąc jest), a dużo jak lekko pikantny, gąbczasty żel. Jest niewinny i nijaki.
A jednak, ser dostarcza czegoś istotnego. Trudno nawet uznać obecność nabiału, nie mówiąc już o zrozumieniu, co on tu robi; co skłoniło starego pana Groena do dodania cienkiego paska sera do kawałka ryby w pierwszej kolejności? Niestety, Lou Groen zmarł w 2011 roku w wieku superstarym, więc zabrał ten sekret do grobu. Ale oto moje najlepsze przypuszczenie: ser zapewnia warstwę śliskiej miękkości pomiędzy miękkością chleba a chrupkością fileta. Nie jest on środkiem wiążącym, ale raczej oddzielającym, tworząc cienki, błoniasty filtr pomiędzy tymi dwoma elementami i dodając im odrobinę pikantnego smaku. Okazuje się, że Lou wiedział, co robi – składnik jest ledwie obecny na każdym poziomie indywidualnym, ale zauważasz, kiedy go nie ma.
Postanawiam zrobić 10-minutową przerwę przed następną kanapką. Udaje mi się to może z siedem minut.
Filet-O-Fish #3: Sos tatarski
Otwieram kartonowe wieko i wita mnie kanapka, w której połowa sosu nie trafiła do celu. Oczywiście, przy tym konkretnym Filet-O-Fish zachowano szczególną ostrożność. Ale to jest do badań: Zdrapuję przyprawę z kartonu i ponownie nakładam ją na kanapkę najlepiej, jak potrafię.
Sos tatarski jest fenomenalny. To jedyny składnik, który sam się broni. Podczas gdy normalny tatar może być mocny, a w końcu przytłaczający, jeśli nałoży się go zbyt grubą warstwą, sos McDonald’s jest wystarczająco rozwodniony, aby podtrzymać ciągłe pokrewieństwo – twoje kubki smakowe chcą więcej, nie mniej. Nie jest zbyt piklowy ani zbyt podobny do majonezu. To złoty medalion sosów, w sam raz i pysznie kremowy. A jednak, odgrywa on tylko niewielką rolę w ogólnym smaku. Pełny kęs rejestruje jego istnienie, ale nie bardzo jego smak.
Jestem wypchany. Zatrzymanie się teraz byłoby mądrym pomysłem. Ale nie, bo oto nadchodzi pièce de résistance.
Filet-O-Fish #4: The filet
Ryba może być certyfikowanym alaskańskim pollockiem – może być nawet zaskakująco płatkowata, szczególnie w porównaniu z Filets-O-Fish z dawnych lat – ale przywołuje ideę ryby bardziej niż faktycznie przypomina ją w smaku. Smakuje trochę jak paluszki rybne Gortona, inna panierowana potrawa, której udało się wycisnąć całą rybność z produktu opartego na rybach. W większości jest to po prostu jak posiadanie dziwnego białka, które nie smakuje zbytnio jak cokolwiek. Jest to chrupiąca panierka na zewnątrz, która natychmiast mięknie po ugryzieniu, uwalniając wilgoć z białka w środku, zmiękczając chrupkość nawet wtedy, gdy zatapiasz w niej zęby. Jest to rodzaj rzeczy, która sama w sobie nie różni się zbytnio od innych smażonych potraw – twardsza na zewnątrz, soczysta w środku i w dużej mierze przeznaczona do pełnienia funkcji chochli dla wybranej przyprawy.
Ten ostatni, co nie jest zaskoczeniem, zajmuje trochę więcej czasu niż trzy poprzednie. Ale skupienie się na każdym składniku z osobna ujawniło zasadniczą bezsmakowość każdego z nich, chwałę sosu tatarskiego – jak już zostało ustalone, inne elementy negują wiele z jego wpływu w produkcie końcowym.
I to jest magia Filet-O-Fish: Podobnie jak The Black Eyed Peas, bierze cztery mdłe, w dużej mierze nieatrakcyjne składniki i łączy je razem, podnosząc je do czegoś, z czego nie jesteś dumny kochając, ale jest niewytłumaczalnie uzależniające. Ser nie jest dobry na rybach, ale tutaj działa. Bułka jest smutną, parową rzeczą, ale stanowi skuteczną rękawicę. Sos tatarski daje delikatnego kopa, smak o wystarczającej sile i lepkości, by rozłożyć go wśród śmieci, tak by ożywiał, ale nie powodował nadmiernej czy nawet silnej aktywacji kubków smakowych. I jeszcze ta ryba – eksplodująca wilgocią, kiedy ją ugryziesz, ale zapewniająca chrupkość, aby zrównoważyć rozpadające się białko w środku. Przepisy z definicji polegają na tworzeniu czegoś większego niż suma ich części; ten dostarcza poziom transsubstancjacji, który jest niemal religijny w swoim zaprzeczeniu logiki, fastfoodowa woda w wino.