Ale pytanie pozostaje: Tylko co było tak trudne do uwierzenia o The Mamas & The Papas? Że wszyscy oni byli w tej samej wannie, (nawet jeśli byli jeszcze ubrani)? Że John Phillips wyglądał lepiej w jednym z tych kozackich czapek (które sprawiały, że David Crosby wyglądał tak, jakby nie powinien być w Byrds)? Nie wydaje mi się: Phillips nie ma na sobie kapelusza w wannie – pewny znak hodowli. Że Denny wyglądał jak kilku chłopaków, z którymi chodziłeś do liceum (nawet jeśli był z Kanady)? Prawdopodobnie nie. Nikt nie wiedział, jak wyglądają ludzie z Kanady. Rozciągnięta na pozostałych trzech, Michelle jest wspaniała, idealna blondynka z lat sześćdziesiątych! Dobra, teraz zaczynamy coś rozumieć. Głęboki oddech: Mama Cass Elliot, o latarniowej szczęce i końskim wyglądzie, jest gruba. Tłusta! Nie gruba jak na dzisiejsze standardy, ale gruba jak na lata sześćdziesiąte, śpiewająca w wannie z trzema innymi ludźmi! Uwierzycie w to? I pomyśleć, że wpuścili ją do grupy. Wow. Nie wierzę własnym oczom.
To nie powinna być wielka sprawa i wkrótce nie będzie, ale kiedy album się ukazał, była tak niehipisowska, że to było śmiałe. Kariery robiło się i traciło na wyglądzie; piosenkarze byli ukrywani przed opinią publiczną! Oczywiście, Fabian został podpisany, bo wyglądał, jakby umiał śpiewać.
A co z naszymi uszami? W co musiały się zmagać, żeby uwierzyć? Grupa śpiewała HARMONIE! Nie wierzę! Co dalej, dobrze napisane piosenki? No cóż, po to tu dziś jesteśmy… „California Dreamin'”, żeby trzymać się najsłynniejszej z ich piosenek, była dobrze skonstruowanym, uniwersalnym kawałkiem piosenki. I mówiąc uniwersalny, mam na myśli to, że każdy mógłby ją zaśpiewać. Zacznij od Sinatry i zrób listę. Można usłyszeć niemal każdego wokalistę, który ją zaśpiewa.
Pozwólcie, że uściślę ten punkt, proponując przeciwny rodzaj piosenki: czy ktokolwiek mógłby zaśpiewać „Oh, Yoko?”. Nie pytam, czy ktoś chciałby; pytam, czy ktoś mógłby. Maleńki Tim? Być może. Był on, w swoim najlepszym okresie, zdolny do śpiewania najdziwniejszych melodii, ale mimo to… oddajcie „California Dreamin'” to, co się jej należy: piosenka jest melodyjna, nawet przejmująca i dobrze zaśpiewana.
Teksty piosenek wiszą wyraźnie w pamięci: „w taki zimowy dzień. Zatrzymałem się po drodze w kościele, padłem na kolana – zacząłem się modlić!”. (Myśli się o Jake’u Barnesie w The Sun Also Rises; bóg słucha, ale wraca do czytania swojej gazety). Dreamin' wznosi się, ale jego serce jest mroczne. Piosenkarz byłby bezpieczny i ciepły, gdyby był w L.A., ale nie jest. A kaznodzieja wie, że zostanie. Grzech unosi się na obrzeżach piosenki. „Gdybym jej nie powiedział, mógłbym odejść dzisiaj”. Co dokładnie jej powiedzieć? Co się stało?
Dopiero teraz, kilkadziesiąt lat później, zauważa się obecność tajemnicy. Być może właśnie dlatego piosenka przetrwała. A także dlatego, że dobrze brzmi. Co do samego albumu, ma on więcej niż kilka momentów, które się utrzymały. Cass śpiewa ragtime’owy remake „I Call Your Name”, odważny wtedy, dziś tak samo łatwy do słuchania jak „Something Happened To Me Yesterday”, wykonany w tym okresie, w którym każdy musiał zrobić jakąś wersję Winchester Cathedral. Wszystkie covery są dobrze dobrane: „Do You Wanna Dance”; „Spanish Harlem”; „You Baby”; ale zabierzcie „California Dreamin'”, a nie mówilibyśmy o tym dzisiaj.
Phillips zorganizowałby Monterey POP Festival, wydarzenie, które powinno plasować się wyżej niż Woodstock (ale nie plasuje); nagrałby dziwny, ćpuński album z Keithem Richardsem zatytułowany Pay Back and Follow, który jest w komplecie ze zdjęciem Annie Leibovitz przedstawiającym dwóch muzyków leżących na łóżku tak głęboko naćpanych, że jestem pewien, iż żaden z nich nie wiedział, że Annie jest w pokoju; zostałby oskarżony o kazirodztwo przez zmartwioną, zniszczoną córkę i umarłby przedwcześnie, pozostawiając tylko śliczną Michelle wciąż oddychającą. Mimo to, w tej czapce wyglądał lepiej niż David Crosby, a „California Dreamin'” pozostaje mroczną i spreparowaną tajemnicą.