The Q&A: Marcus i Markieff Morris gotowi na kolejny sezon w L.A.

Bliźniacy Markieff (z lewej) i Marcus Morris po 11 latach w NBA są tak blisko jak zawsze.

Trzydzieści jeden lat temu Thomasine „Angel” Morris urodziła bliźniaków: najpierw Markieffa, a siedem minut później Marcusa. Byli identyczni wtedy, i na wiele sposobów, identyczni teraz i bardzo blisko. Markieff mówi: „Dzieliliśmy pokój, dzieliliśmy łóżko, dzieliliśmy wannę. Dzieliliśmy wszystko. To nie może być bliższe niż to.”

Oni również dzielą ten zawód, oczywiście. Obecnie rozpoczynają swój 11 sezon w NBA, bliźniacy Morris są introspekcyjni, często zabawni, przeważnie ujmujący i pełni szacunku … dopóki nie założą butów. W tym momencie są już znani z bycia badass, za co są nie do zdarcia. Obaj są mierzącymi 6 stóp i 8 centymetrów silnymi skrzydłowymi, którzy mają na swoim koncie bójki i grzywny, ale nie bójki – nikt nie jest na tyle głupi, by przekroczyć z nimi tę granicę. Prawdę mówiąc, bracia Morris rzadko kiedy do czegokolwiek namawiają, ale zawsze reagują, gdy zostaną sprowokowani.

Obserwator Los Angeles Lakers, Jared Dudley, który był kolegą bliźniaków w Phoenix w sezonie 2012-13 i zna ich dobrze, mówi: „Jest pewien standard tego, jak będziesz z nimi grał. Ich podejście jest takie: 'Hej, możesz mnie pokonać, możesz mnie punktować, ale nie będziesz się nade mną znęcał i nie będziesz okazywał mi braku szacunku'. Rozumieją, że ostre faule i trash talking to część gry i jeśli im to pokażesz, będą to kontynuować i być może przeniosą to na wyższy poziom.”

Wiele z tego wynika z bycia wychowanym w biedzie w Północnej Filadelfii przez samotną matkę sześciorga dzieci (pozostałe rodzeństwo to też chłopcy: Donte, Blake i David). Okolica była bezlitosna, a dzieci w takim środowisku albo się przystosowują, albo giną na ulicy. Bliźniacy Morris nauczyli się mieć siebie nawzajem za plecami, aby chronić się i przetrwać – w gruncie rzeczy jest to miłość braterska. Początkowo przyjęli futbol, ale będąc w Philly, szybko dali się porwać grze miejskiej.

Marcus (po lewej) i Markieff Morris byli kolegami z drużyny w szkole średniej, college’u i NBA.

Grali razem w szkole średniej, a potem jako pakiet w Kansas, a w 2011 roku zostali wybrani w pierwszej rundzie, Markieff z numerem 13 przez Phoenix, a Marcus z 14 przez Houston. Przez 2 i pół sezonu byli ponownie zjednoczeni, jako koledzy z drużyny z Suns (2012-15), zanim znów poszli swoją drogą. Bracia Morris to nie tylko egzekutorzy. Marcus to solidny strzelec, podobnie Markieff, a do tego nieźle zbierający i broniący. Dudley mówi: „To typ zawodników, których chcesz mieć w swojej drużynie. Są dobrymi ludźmi i świetnymi kolegami z drużyny, a to się czasem gubi. Dogadują się z każdym w szatni.”

Teraz mieszkają w tym samym mieście, ale w różnych drużynach: Marcus z LA Clippers, a Markieff z Lakers. Było głośno o tym, że Clippers byli zainteresowani połączeniem braci podczas wolnej agentury tej jesieni, ale Markieff, po ponownym podpisaniu kontraktu z obrońcami tytułu, zażartował: „To było tylko gadanie, stary. Próbowali przestraszyć fanów Lakersów.” Co oznacza, że będą dzielić tylko Staples Center.

With the season approaching, „Mook” and „Keef” discuss childhood, reputations, their foundation, fatherhood, that takedown of Luka Doncic in the Orlando bubble … and playing in L.A. Jest to prawdopodobnie pierwsze Q & A (&A) w historii NBA.com. Przedstawiamy bliźniaków Morris, nieskrępowanych.

* * *

Pytanie: Obaj byliście wolnymi agentami w tym offseason. Jak blisko byliście bycia kolegami z drużyny z Clippers?

Marcus Morris: (Pauza) Cóż, nie doszło do tego, więc jest szczęśliwy tam, gdzie jest.

Markieff Morris: To było po prostu najlepsze miejsce dla mnie. Po prostu staram się wygrywać od początku do końca. O to w tym wszystkim chodzi.

Marcus, jaka była Twoja reakcja na zdobycie mistrzostwa przez Twojego brata, z Lakersami, ze wszystkich drużyn?

Marcus Morris: Jego wygrana była głównie dla naszej rodziny. Wiele przeszliśmy w tej lidze… To zabrało nas z powrotem do miejsca, w którym dorastaliśmy. Powrót z miejsca, w którym byliśmy, do miejsca, w którym jesteśmy teraz, to było wielkie osiągnięcie dla rodziny Morrisów.

Mówiąc o tym, gdzie kiedyś byliście, kiedy dorastaliście w Philly, czy ktoś był na tyle szalony, żeby rzucić wyzwanie jednemu z was? Bo to oznaczało przejście przez was obu, prawda?

Markieff Morris: Kiedyś walczyliśmy z m–f–s cały czas. Byłem w sytuacjach, w których ja i mój brat walczyliśmy w back to back, jak undercard, a potem main event. Musisz wywalczyć sobie drogę z 'hood.

Marcus Morris: Pamiętam, że byliśmy w liceum i on wdał się w bójkę. Wszyscy spodziewali się, że się wtrącę. A ja tego nie zrobiłem. Powiedziałem 'Naw, on poradzi sobie ze swoimi sprawami'. I on to zrobił.

Markieff Morris: Po jakimś czasie zostawili nas w spokoju. M–f–s w lidze też o tym wiedzą. To nie jest żadna sztuczka. Nie próbujemy sprawić, żeby faceci bali się z nami walczyć. To jest to, kim jesteśmy. Pochodząc z Philly, tak się właśnie robi.

Skąd wytrzasnąłeś swoją twardość?

Marcus Morris: Cóż, moja mama wychowała nas, abyśmy ciężko pracowali, wykonywali swoją pracę. Jednej rzeczy nie lubi, kiedy dostajemy faule techniczne. To jej przeszkadza.

Twój dom rodzinny stanął w płomieniach, kiedy byłeś w szkole średniej. Twoja drużyna AAU zorganizowała zbiórkę pieniędzy, aby pomóc zastąpić twoje ubrania. Zamieszkałeś z dziadkami w małym domku szeregowym bez centralnego ogrzewania i spałeś w piwnicy ogrzewanej przez mały piec naftowy. Czy dużo o tym myślisz?

Markieff Morris: Sufit w piwnicy był około sześć stóp od podłogi, więc nie mogliśmy stać prosto. Były tam podwójne łóżka, które po prostu zepchnęliśmy razem, żeby zrobić jedno duże łóżko. Tak właśnie musieliśmy wtedy robić. Ale łatwo było mi spać w łóżku z bratem. Przeszliśmy przez gorsze rzeczy. To było poświęcenie, które musieliśmy ponieść.

Marcus Morris: Naprawdę nie było z naszej strony żadnego narzekania. Po prostu mieliśmy dokąd pójść i miałem dziadków, których miałem, to była najlepsza rzecz. Jedną z rzeczy jest to, że nie użalamy się nad sobą. Tak nas wychowano. Kiedy to się stało, byliśmy jak, cóż, potraktujmy tę koszykówkę bardziej poważnie. I w końcu wszystko się ułożyło.

Twój dziadek miał na to duży wpływ, prawda?

Markieff Morris: Tak, był oldschoolowy. Ale to po prostu nie był on. Byliśmy wychowywani przez niesamowitą mamę, dziadka i babcię. Oni utrzymywali nas na właściwej drodze.

Czy zawsze byliście przy sobie? Kiedy po raz pierwszy byliście z dala od siebie?

Markieff Morris: Zanim pojechaliśmy do Kansas, spędziłem jeden dzień mojego życia bez niego. To była wycieczka dla seniorów do Myrtle Beach i nie pojechałem. To był jedyny raz. Potem później jeździł na wszystkie obozy koszykarskie, obóz LeBrona i kilka innych, a ja nie byłem zaproszony.

Marcus Morris: Człowieku, pamiętam ten dzień w liceum. To było coś innego. Pierwszy raz go nie zobaczyłem. Ten dzień nauczył mnie, żeby nie brać niczego za pewnik.

Markieff Morris: Kiedy zostaliśmy wybrani w drafcie przez różne drużyny, nasze drogi się rozeszły. Potem, kiedy obaj byliśmy w Suns, on został sprzedany. Ale my budowaliśmy siebie nawzajem, żeby nie być cały czas razem. To miało się w końcu wydarzyć.

Porozmawiajmy o waszym wizerunku w NBA jako graczy, którzy nie cofają się przed niczym. Czy jest to całkowicie uzasadnione?

Markieff Morris: Ludzie nie patrzą na to z perspektywy, że to jest nasza praca. Gramy z pasją. Nieważne jak wyglądam, w prawdziwym życiu nie jestem zły. Tutaj jestem wściekły. Tak powinien być każdy. To co widzisz u nas na boisku to zupełnie coś innego niż to, jacy jesteśmy jako ludzie.

Marcus Morris: Nie uchylam się od tego. To właśnie my. I właśnie dlatego ludzie nas kochają. Z wszystkich w tej drużynie (Clippers) prawdopodobnie mówię najmniej. Ale kiedy wchodzimy między linie, chodzi mi o działanie. Lubię to w ten sposób. Myślisz, że mnie znasz, ale mnie nie znasz. Na boisku jesteśmy złymi skurczybykami, a poza boiskiem załatwiamy nasze rodzinne sprawy jak dżentelmeni.

Obaj byliście starterami przez większość swoich karier i można na Was polegać. Wyobrażam sobie, że czasami to się przysłania?

Marcus Morris: Wielu ludzi o tym zapomina. Myślą, że jesteśmy tam tylko po to, żeby walczyć. Nie przetrwamy tak długo w tej lidze, jeśli nie będziemy potrafili grać w piłkę. Byłem w pierwszej piątce w rzutach za 3 punkty i zdobywałem średnio 20 punktów (w Nowym Jorku) zanim trafiłem tutaj (do Clippers), a przez ostatnie pięć lat zdobywałem średnio ponad 14 punktów. Nie chodzi o to, co myślą ludzie z zewnątrz. Chodzi o moją rodzinę, moich przyjaciół.

Markieff Morris: Te inne rzeczy, które o nas mówią to tylko gadanie w mediach społecznościowych. Nie zwracaj na to uwagi.

W pierwszej rundzie playoffów doszło do kilku incydentów z Luką Doncicem, All-Starem Mavericks, gdzie Marcus został oskarżony o celowe nadepnięcie na jego but, a także ukarany grzywną za brutalny faul, który posłał go na parkiet. Co dokładnie się tam wydarzyło?

Markieff Morris: Widziałeś co się stało tuż przed tym? Luka też jest fizyczny, dużo gada i marudzi do sędziów. Ludzie widzą to, co chcą zobaczyć.

Marcus Morris: Ludzie myśleli, że chcę z nim walczyć. A ja na to: „Stary, zaufaj mi. Nie chcę walczyć z tym człowiekiem. Jestem szczęśliwy dla niego. Jest świetnym graczem, zawodnikiem, nie mam do niego nienawiści w sercu. Nie próbowałem go skrzywdzić. Może pewnego dnia będziemy w tej samej drużynie. Media malują pewien obraz, a ja jestem do tego przyzwyczajony. Ale hej, jestem zawodnikiem i nie żałuję niczego, co się dzieje, gdy postawi się mnie w takiej sytuacji.

Luka Doncic Marcus Morris SCUFFLE - Game 5 | Clippers vs Mavericks | 2020 NBA Playoffs

Markieff Morris: Chcą zobaczyć, jak Luka radzi sobie dobrze, rozumiemy.

Marcus Morris: Zamierzam wnieść tę samą intensywność każdego roku, każdego meczu. Ale nie jestem brudnym graczem. Mój kapelusz polega na tym, że każdego dnia przychodzę do pracy. Moi koledzy z drużyny wiedzą, co zamierzam wnieść, a przez 48 minut drużyna przeciwna wie, że dam im ciężki mecz i jestem z tego powodu szczęśliwy.

A co by było, gdyby to się stało w latach 80-tych NBA?

Marcus Morris: Śmiali by się. Ja zostałem stworzony do oldschoolowej koszykówki.

Jakimi ojcami jesteście Wy dwaj?

Marcus Morris: Nigdy nie mieliśmy naszego taty dorastającego, więc w młodym wieku przysięgliśmy sobie, że będziemy dobrymi ojcami i mężczyznami, na których nasze dzieci mogą patrzeć. Urodziłem moje drugie dziecko, kolejnego chłopca. Chcę pomóc mu się rozwijać i pokazać mu drogę.

Markieff Morris: Mam teraz córkę, którą kocham, a jeśli dostanę kolejną, stracę całą swoją twardość (śmiech).

Fundacja Family Over Everything została założona przez Marcusa Morrisa, Markieffa Morrisa, Thomasa Robinsona i Thomasine Morris. (Zdjęcie via FOEFoundation.org)

Twoja fundacja nazywa się Family Over Everything. Oboje jesteście w nią aktywnie zaangażowani, z obozami dla dzieci, podczas gdy twoja mama i żona Marcusa, Amber, zabierają samotne matki na rozpieszczanie – pedicure, masaże itp. To uderza blisko domu, prawda?

Markieff Morris: Bóg i rodzina idą w parze. To wszystko, co głosimy. Nasza fundacja skupia się na rodzinach w potrzebie, rodzinach samotnych rodziców, wszystko co robimy opiera się na rodzinie.

Marcus Morris: Moja mama zawsze była mamą z sąsiedztwa, zawsze pozwalała przyjść moim przyjaciołom, a dostała to od mojej babci. Cóż, to jest to, co staramy się zrobić dla innych w zamian. Nie przypisuję sobie zasług za robienie tej fundacji. Dostaliśmy to od naszych dziadków. Chcesz dać tym dzieciakom nadzieję.

OK, zawsze kiedy jest Clippers vs. Lakers oznacza to w pewnym stopniu Morris vs. Morris. Czy to jest niekomfortowe?

Markieff Morris: Nie. To jest moja praca, rywalizacja na najwyższym poziomie. On o tym wie. Będziemy rywalizować. Słuchaj, chcę, żeby radził sobie fantastycznie. Chcę, żeby był niewiarygodny. Ale chcę wygrać. Jeśli może zdobyć 50 punktów, niech zdobywa 50. A jeśli ja siedzę na ławce, OK, tak długo jak wygrywamy, to wszystko co się liczy. Obaj chcemy wygrywać, ale ja zawsze chcę widzieć, jak mój brat dobrze sobie radzi.

Nie stało się to tego lata, ale czy obaj chcielibyście znów być kolegami z drużyny? Czy w idealnym świecie nie powinno się tak stać?

Marcus Morris: Mam nadzieję, że tak. (Ale) on jest w świetnym miejscu w L.A., a ja jestem w świetnym miejscu w… L.A. (śmiech). Cóż, chyba tak się złożyło, że jesteśmy przynajmniej w tym samym mieście. Jest fajnie, stary. Jest fajnie.

Markieff Morris: Nieważne jak to się potoczy, tkwimy przy biodrze.

* *

Shaun Powell relacjonuje NBA od ponad 25 lat. Możesz wysłać mu e-mail tutaj, znaleźć jego archiwum tutaj i śledzić go na Twitterze.

Poglądy na tej stronie niekoniecznie odzwierciedlają poglądy NBA, jej klubów lub Turner Broadcasting.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *