Wylew może pozbawił go głosu, ale legendarny piosenkarz country wciąż ma coś do powiedzenia.
Ten głos. Przez dziesięciolecia głos Randy’ego Travisa był gładkim wlewem ciepłego syropu w zimny poranek. Piosenka za piosenką, jego złocony baryton zaokrąglił ostre krawędzie życia milionów ludzi – i ostatecznie zmienił kierunek całego gatunku muzyki, produkując po drodze mnóstwo platynowych płyt i 16 hitów nr 1. Potrafił wziąć teksty, które w innym przypadku mogłyby być banalne lub oklepane i uczynić z nich poezję. W czasach, gdy najjaśniejsze gwiazdy Nashville tworzyły coraz płytsze i coraz bardziej banalne bzdury, ten szczupły, uroczy młodzieniec z małego miasteczka w Północnej Karolinie tworzył muzykę, która brzmiała tak, jakby zawsze istniała gdzieś w twojej głowie, czekając na rozpoznanie. Na koncertach, czasami nucił do mikrofonu, a jego głos wysyłał tłumy kobiet – i wielu mężczyzn – w ekstatyczne uniesienia.
Życie jest teraz inne. Jest to szczególnie widoczne podczas jego występów na żywo, takich jak niedawne podpisywanie książek w Barnes & Noble w North Dallas, około godziny od miejsca, w którym mieszka. Wściekła burza z piorunami spustoszyła okolicę przez cały dzień, a przez okna księgarni wciąż wygląda to jak wnętrze pralki. Ale to nie powstrzymało ponad 200 osób przed walką z deszczem i wiatrem, by się tu dostać. Linia rozciąga się w poprzek sklepu, skręcając i obracając się wokół stołów i półek z książkami, powoli budując się przez godzinę lub dwie.
Niektórzy z tych ludzi przybyli aż z Tennessee. Niektórzy przyjechali aż z Ohio. Przynajmniej jedna para przyleciała zza oceanu – ponieważ nie chcieli przegapić tej szansy.
60-letnia gwiazda country siedzi przy stole otoczona plakatami promującymi jego pamiętnik z 2019 roku, Forever and Ever, Amen, który był również nazwą jednego z jego największych hitów. Fani w kolejce wszyscy trzymają swoje własne kopie – a wielu z nich ma dwie lub trzy. Jeden mężczyzna ma ich sześć. Są tutaj, aby podpisać swoje książki, tak, ale chcą również spotkać się z samym artystą. Chcą spędzić z nim kilka sekund. Większość chce opowiedzieć mu o jakimś momencie z ich życia osobistego, którego doświadczyli słuchając jego muzyki, o chwilach, które utkwiły im w pamięci dzięki sile jego głosu.
Ale kiedy kolejka mija Travisa, ten nie mówi prawie nic. Uśmiecha się w kółko do zdjęć. Kiwa głową i nawiązuje kontakt wzrokowy, gdy nieznajomy za nieznajomym opowiada mu o bolesnych, triumfalnych lub wręcz transformacyjnych momentach w swoim życiu, które teraz na stałe kojarzą się z jego piosenkami. Uśmiecha się tym legendarnym uśmiechem – tym, dzięki któremu trafił do filmów i telewizji sieciowej – i podaje niektórym z nich rękę, ale nie słyszą, by powiedział coś więcej niż „Dziękuję”. Na pewno nie słyszą, jak śpiewa.
To dlatego, że prawie śmiertelny udar w 2013 roku zabrał nie tylko większość ruchów po prawej stronie jego ciała, zabrał też większość głosu. Kiedy jego żona, Mary, mówi o tym schorzeniu – co od czasu ukazania się książki zdarza się dość często – odnosi się do niego poprzez diagnozę medyczną: afazję. Jest to szczególna forma uszkodzenia mózgu, która uniemożliwia mu formułowanie mowy – ale w przeciwieństwie do niektórych pacjentów z afazją, podąża on za rozmową i rozumie, co się wokół niego dzieje.
Podczas gdy Randy podpisuje książki (lewą ręką) i pozuje do zdjęć, Mary stoi kilka stóp dalej, ubrana na czarno, rozmawiając ze swoją własną, mniejszą rzeszą fanów, którzy widzieli ją gdzieś w wywiadzie lub czytali o zdumiewającej podróży, którą odbyła w ciągu ostatnich kilku lat. Kilka osób chce się z nią podzielić, nie tylko tym, co cenią w muzyce jej męża, ale także własnymi doświadczeniami w opiece nad osobami po udarze i innymi chorymi bliskimi.
W krótkiej przerwie między nieznajomymi Mary zatrzymuje się, by chłonąć chwilę. Patrzy na długą i wciąż rosnącą kolejkę ludzi. Myśli o tym, jak każdy z nich walczył z burzą, by dotrzeć do księgarni, jak każdy z nich ma swoją własną historię o swoich powiązaniach z jej mężem – a teraz z nią. Myśli o tak wielu próbach, które doprowadziły ich tutaj.
„To znaczy, to jest po prostu -” mówi, po czym zatrzymuje się na kilka sekund, szukając właściwych słów. „To jest niesamowite. Lubimy tu być. Dla Randy’ego to jeszcze jeden utwór w katalogu momentów, które mogłyby być piosenkami country w prawdziwym życiu.
Przejeżdżając przez bramę rancza, na którym mieszka Randy Travis, tuż za Tiogą w Teksasie – około 25 mil na południe od granicy z Oklahomą – czuje się, jakby wjeżdżało się do prywatnego raju z innego czasu. Wąska, brukowana droga wije się przez akry bujnych, zielonych pastwisk. Po prawej stronie szaleje koń, po lewej trzy amerykańskie bizony zanurzają się w małym stawie, a za linią ogrodzenia masywny wół rasy longhorn wygrzewa się w słońcu. Trzypiętrowy główny dom stoi na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na resztę posiadłości.
Wewnątrz można niemal usłyszeć echa niesamowitych imprez, które musiały się tu odbywać. W jadalni, epicki drewniany stół otoczony jest wystarczającą ilością oprawionych w skórę krzeseł, aby pomieścić 12 osób. Ściany prawie każdego pokoju pokryte są niesamowitymi pamiątkami. Po jednej stronie salonu znajduje się dziewięć gitar akustycznych, które Randy zebrał z różnych tras koncertowych i wydarzeń specjalnych. Na jednej z nich wyryte są twarze Williego Nelsona i Merle Haggarda z koncertu, który zagrali w Nowym Orleanie. W rogu stoi siodło, które w jakiś sposób było wcześniej własnością zarówno Henry’ego Forda, jak i Kareema Abdul-Jabbara. W szklanej gablocie obok drzwi na patio stoi jeden z podpisanych łuków Charliego Danielsa. Są tam zdjęcia Randy’ego z George’em Jonesem i Charleyem Pride’em. Czarny kowbojski kapelusz wiszący za jedną ze skórzanych kanap ma podpisaną markerem wiadomość od Gartha Brooksa.
Ściana w pokoju ma zbyt wiele trofeów, plakietek, wstążek i tabliczek, by je zliczyć: Grammy (wygrał sześć), CMA (też wygrał sześć), Academy of Country Music Awards, American Music Awards – rozumiecie sami.
Jednak teraz Randy siedzi na swoim wózku w kuchni i ogląda programy kulinarne. To jest miejsce, w którym się relaksuje. Uwielbia Food Network. Ogląda też dużo starych westernów – o czym świadczy stos płyt DVD kilka stóp dalej. Obok niego, na wyspie kuchennej, leży rozłożone jedzenie, które Mary dla nas przygotowała: sery, owoce, krakersy, ciasteczka, świeżo zrobiona mrożona herbata.
Wkrótce Mary podciąga stołek i wyciszają telewizor. Ma na sobie czarne dżinsy, czarne botki, czarną bluzkę, a do tego posypkę ze srebrnej i turkusowej biżuterii. Nie siedzi jeszcze długo obok Randy’ego, kiedy zaczyna opowiadać o tym, jak razem z pisarzem Kenem Abrahamem napisali tę książkę, jak to było jak terapia przez ostatnie kilka lat. Często nawiązuje z nim kontakt wzrokowy, gdy mówi, i wielokrotnie opiera prawą rękę na jego udzie i ramieniu.
„To prawdziwe życie”, mówi o pamiętniku. „To wraki samochodów, błędy i złe wybory. To odkrywanie informacji i bycie pobitym, i nie radzenie sobie z tym w taki sposób, w jaki powinno się to robić, a potem rozgryzanie tego.”
Część historii Randy’ego stała się częścią jego legendy, gdy tworzył hit za hitem w drugiej połowie lat 80-tych. Jako chłopiec był muzycznym sawantem o starodawnych upodobaniach. Lubił Hanka Williamsa i Lefty’ego Frizzella. Jako nastolatek dużo pił, rozbijał wiele samochodów, kradł co się dało i spędzał wiele nocy w więzieniu – bardziej żył piosenkami country.
W ostatecznym rozrachunku muzyka pomogła mu uniknąć życia w czystej autodestrukcji. Został odkryty w Country City USA, klubie w Charlotte, w Północnej Karolinie, którego właścicielką była kobieta o nazwisku Lib Hatcher. W wieku 17 lat gotował w kuchni i śpiewał na pół etatu. Kilka lat później jego nazwisko znajdowało się w górnej połowie listy przebojów Billboard Country, a on sam nagrywał duety ze wszystkimi swoimi bohaterami.
To nie była tylko muzyka. Randy był wszędzie. Miał role filmowe, w których występował u boku takich gwiazd jak Patrick Swayze i młody Matt Damon. Gościnnie występował w takich programach jak Matlock, Hey Arnold!, Touched by an Angel i Frasier. Kiedy George H.W. Bush rozpoczął swoją kampanię „Tysiąc punktów światła”, Randy nagrał piosenkę „Point of Light”, aby pomóc w promocji.
Pamiętnik jest również szczery w kwestii jego życia osobistego podczas tego fantastycznego awansu z kucharza smażalni do gwiazdy A-list. Na przykład jego związek z Lib Hatcher. Kiedy się poznali, był ledwie wystarczająco dorosły, by prowadzić samochód, a ona była mężatką. Sąd pozwolił jej przejąć prawną opiekę nad Randym, a on zamieszkał z parą. Wkrótce opuściła męża i przeniosła się z Randym do Nashville, i jak powiedział kiedyś People: „Myślę, że odkryliśmy, jak bardzo się nawzajem potrzebowaliśmy.”
Ponieważ była 20 lat starsza od niego, a także była jego menadżerem, szefowie branży zachęcali ich do utrzymania związku w tajemnicy, co robili przez dekadę – aż do ślubu Lib i Randy’ego w 1991 roku. W książce znajduje się kilka rozdziałów poświęconych chaotycznemu końcowi tego małżeństwa, w 2010 i 2011 roku: Lib zbliżyła się do młodego irlandzkiego piosenkarza i oddaliła od Randy’ego. Następnie Randy zbliżył się do Mary, którą znał dzięki zachodniej firmie koszulowej jej brata. Seria piosenek country.
Rozwód był przyczyną, aby otworzyć finanse. Dokładnie to, co się stało, jest skomplikowane i zagmatwane. Wystarczy powiedzieć, że Randy nigdy nie martwił się o pieniądze, a kiedy zaczął pytać o swoje rachunki biznesmena, któremu zawsze ufał, ten natychmiast zrezygnował. Randy odszedł, czując się zdradzony przez najbliższych mu ludzi – i z dużo, dużo mniejszą ilością pieniędzy, niż myślał.
„Kiedy Randy po raz pierwszy zapytał o swoje finanse” – mówi Mary – „jedno z jego kont było puste.”
Nie chodzi o to, że Randy nigdy się nie odzywa. Po prostu trudno mu sformułować więcej niż słowo lub dwa na raz, a jego słownictwo jest mocno ograniczone. Ale kiedy Mary opowiada o finansowym koszmarze, Randy jest tak ożywiony, jak przez całe popołudnie. Potakuje energicznie.
Potem podnosi lewą rękę i palcami robi kółko, dodając dobitnie „Zero!”
To właśnie działo się w ich życiu, kiedy kilka lat temu Randy zdawał się popadać w kłopoty z prawem w niemal satyrycznym stylu country-music. W lutym 2012 roku został aresztowany na parkingu przy kościele, z otwartą butelką wina na siedzeniu pasażera. W sierpniu tego samego roku pojawiły się doniesienia, że prowadził samochód po pijanemu, rozbił swojego Trans Am’a i został znaleziony nagi na drodze przez policjantów.
W tym domu to jednak nie są żarty. Mary mówi o tym, że tamtej nocy obudziła się sama w łóżku, przerażona, a potem odebrała go z posterunku policji ze szkłem wciąż w skórze. Przypisują cały wieczór złej reakcji Randy’ego na lek nasenny Ambien.
Na początku 2013 roku sprawy miały się lepiej. Życie wracało na właściwe tory. Randy poszedł na ugodę i uniknął więzienia, a także wielokrotnie publicznie przepraszał za swoje zachowanie. Zaczął znowu grać więcej koncertów, pojawiając się na specjalnych wydarzeniach, takich jak futbolowo-stadionowy pogrzeb Navy SEAL Chrisa Kyle’a.
Wtedy przyszedł wylew.
Poszedł do szpitala zaniepokojony zatorami. Wkrótce zapadł w śpiączkę i wtedy właśnie doznał udaru. Ponieważ jego objawy były trudne do wykrycia, lekarze nie leczyli go wystarczająco szybko, aby odwrócić uszkodzenia mózgu. Na początku, sama perspektywa opuszczenia szpitala wydawała się niewielka. Potem nadeszły tygodnie życia na odwyku. Potem ogromne zmiany w domu, gdzie Mary była jego pełnoetatową opiekunką. (Pobrali się dwa lata po udarze, w 2015 roku.)
Podczas pierwszej jazdy samochodem do domu, w aucie grała jedna z jego płyt CD. Nie mógł mówić, ale gestykulował żarliwie i oczywiście: Nie! Nie chciał tego słuchać.
„To było zbyt wiele”, mówi Mary. „Zajęło mu to trochę czasu.”
Minęło osiem miesięcy, zanim był skłonny słuchać dźwięków swojego głosu. Pierwszym razem była piosenka „He Walked on Water”, podczas długiej drogi powrotnej z odwyku. Kiedy Mary zajrzała tym razem, Randy nie potrząsał głową. Siedział nieruchomo, a w kącikach jego oczu tworzyły się łzy.
Przez jakiś czas było ciężko. Lata. Zawsze był taki gładki, taki elegancki. Ten głos zawsze był tak potężny. Teraz nic z tego nie było.
W końcu, za namową Mary, zaczęli częściej wychodzić publicznie. Na koncerty, które grali jego starzy przyjaciele, albo na imprezy branżowe. Gdziekolwiek się pojawili, obcy ludzie mieli dla nich historie, opowieści o tym, jak muzyka Randy’ego wplotła się w przełomowe momenty ich życia. W kółko powtarzano mu, że ludzie czują się z nim związani poprzez jego pracę, że głos, który miał, żyje dalej – tak jak zawsze miał żyć – nawet jeśli nie ma już formy cielesnej.
Po dwóch godzinach tego nowego rodzaju rozmowy – w której Mary mówi większość, ale Randy daje jasno do zrozumienia, co też czuje – ich pies, Luke, wskakuje Randy’emu na kolana. (Mają dwa Yorkies o imionach Luke i Bach.) Randy głaszcze małego pieska po głowie i uśmiecha się tym promiennym uśmiechem Randy’ego Travisa. Spogląda w dół i kiwa głową.
„Tak, tak”, mówi Randy.
W tych dniach życie może być gorączkowe. Są okresowe imprezy książkowe w całym kraju, wywiady telewizyjne, spotkania biznesowe w Nashville.
Spędzają też dużo czasu tutaj na ranczu. W niektóre dni po prostu siedzą wokół domu, obserwując z patio bezkresne niebo. W niektóre dni wybierają się na spacer krętą drogą do stajni dla koni. Lubią chodzić na posiłki do Tiogi. Czasami zapuszczają się do Dallas.
Zeszłej jesieni wyruszyli w krótką trasę z zespołem Randy’ego. James Dupré śpiewał piosenki Randy’ego, z okazjonalną pomocą na słowo lub dwa od samego Randy’ego. Kilka miesięcy temu pojawili się także na imprezie w Grand Ole Opry, zorganizowanej z okazji 60. urodzin Randy’ego. Był tam Charles Esten z telewizyjnego show Nashville. Był też Charlie Worsham z zespołu Old Crow Medicine Show. Aby zakończyć wieczór, dziesiątki gwiazd przemysłu ustawiły się na scenie, a Country Music Hall of Fame songwriter Don Schlitz, który napisał kilka z największych hitów Randy’ego, zagrał „Forever and Ever, Amen.”
Wideo z tej nocy jest przejmujące: Gdy piosenka zbliża się ku końcowi, tłum wybucha w wiwatach i oklaskach. Randy idzie powoli w kierunku centrum sceny, z Mary, która go podtrzymuje. Jego oczy rozszerzają się, gdy spogląda na publiczność i błyska tym swoim niepowtarzalnym uśmiechem.
Kiedy Schlitz zaśpiewał wszystko oprócz ostatniego słowa, wskazuje na Randy’ego, a Randy trzyma mikrofon blisko ust. Wybija ostatnie słowo: głębokie, złamane, żałobne „AAMMMENNNN!”
Jego głos jest trochę bardziej zgrzytliwy niż kiedyś, trochę bardziej chwiejny. Ale to nie ma znaczenia dla zgromadzonego tłumu – ani dla innych gwiazd Nashville na scenie. Gdy kończy, sala wypełnia się radosnym wiwatem. To moment, który przejdzie do historii muzyki country.
Z powrotem w kuchni Mary wyjaśnia, że być może wkrótce sprzedadzą ranczo. Planują przeprowadzić się do Nashville. Chcą mieszkać bliżej szpitala, na wypadek gdyby Randy’emu przytrafiło się coś innego. Chcą też czegoś mniejszego, miejsca bez tak wielu schodów. Mówi, że planują zatrzymać przynajmniej część koni. Nie będzie to łatwe, ale dostosują się do tego. „To po prostu inny rodzaj piosenki teraz.”
Fotografia: Dzięki uprzejmości Scott Slusher.
Z naszego wydania luty/marzec 2020.