What It Really Means to Be 'Kafkaesque'

By Heart to seria, w której autorzy dzielą się i omawiają swoje ulubione fragmenty literatury wszech czasów. Zobacz wpisy Jonathana Franzena, Shermana Alexie, Andre Dubusa III i wielu innych.

Doug McLean

Pisarze, gdy głęboko na nas oddziałują, stają się przymiotnikami. Wizje niektórych autorów są tak rozpoznawalne, że mogą służyć jako swoisty skrót: „proustowska” reminiscencja, „dickensowskie” slumsy, „orwellowski” program inwigilacji. Jest to może użyteczne, ale nieszczególnie precyzyjne. Wielka literatura ma tendencję do bycia złożoną i dyskusyjną, i być może dlatego te słowa – przymiotniki eponimiczne, jak się je technicznie nazywa – tak łatwo poddają się nadużyciom.

Zobaczmy na przykład wszechobecną „kafkowskość”. Nazwisko Kafki „weszło do języka w sposób, w jaki nie weszło nazwisko żadnego innego pisarza”, powiedział Frederick Karl, jeden z głównych biografów Kafki, w 1991 roku. (Słowo to jest nawet tytułem jednego z odcinków Breaking Bad.) Karl nazwał je „reprezentatywnym przymiotnikiem naszych czasów”, ale skarżył się też na jego nadużywanie: „To, czemu jestem przeciwny,” powiedział, „to ktoś, kto idzie złapać autobus i stwierdza, że wszystkie autobusy przestały jeździć i mówi, że to jest kafkowskie. Tak nie jest.”

Moja rozmowa z Benem Marcusem była więc odświeżająca. Chciał omówić „Przesłanie od cesarza”, krótką przypowieść opublikowaną po raz pierwszy w 1919 roku, która stała się dla niego kluczowym literackim modelem; jego dyskusja nad utworem zawierała ostatecznie zwięzły i błyskotliwy wywód na temat tego, co stanowi kafkowskość, choć nigdy nie użył tego słowa. Dla Marcusa kwintesencją Kafki jest afektowane użycie języka, sceneria z pogranicza fantazji i rzeczywistości oraz poczucie dążenia do celu nawet w obliczu ponurej sytuacji – beznadziejnej i pełnej nadziei.

Nowy zbiór Bena Marcusa, Leaving the Sea, zawiera 15 zróżnicowanych opowiadań w różnych stylach. Marcus został sklasyfikowany jako pisarz „eksperymentalny” – po części z powodu szeroko czytanego eseju w Harper’s, w którym zrugał Jonathana Franzena i pochwalił „trudną” pracę – ale ta książka podkreśla Marcusa w jego najbardziej przystępnej formie. Proste (choć niepokojące) narracje znajdują tu miejsce obok gęstych tekstur słownych, a każdy utwór to własny rodzaj surowej, lirycznej prozy. Marcus wykłada literaturę piękną na Columbia University w ramach programu MFA w Creative Writing. Rozmawiał ze mną przez telefon.

Więcej w tej serii

Przesłanie od cesarza

Cesarz – jak się mówi – wysłał do ciebie, tego osobnego, nieszczęsnego podmiotu, maleńkiego cienia, który uciekł daleko, daleko od cesarskiego słońca, właśnie do ciebie przesłanie ze swego łoża śmierci. Posłańcowi kazał uklęknąć przy łożu, a wiadomość wyszeptał mu do ucha. Tak bardzo ją cenił, że kazał mu ją powtórzyć do ucha. Skinieniem głowy potwierdził prawdziwość słów posłańca. I zanim cała widownia jego śmierci – wszystkie przeszkadzające ściany zostały zburzone, a wielkie postacie imperium stały w pierścieniu na szerokich, strzelistych schodach zewnętrznych – zanim to wszystko nastąpiło, wysłał posłańca. Posłaniec wyruszył natychmiast; silny, niezmordowany człowiek; wysuwając do przodu raz jedno, raz drugie ramię, torował sobie drogę przez tłum; za każdym razem, gdy napotykał opór, wskazywał na swoją pierś, na której widniał znak słońca; i posuwał się naprzód z łatwością, jak żaden inny. Ale tłumy są tak wielkie; ich mieszkania nie znają granic. Gdyby przed nim rozciągał się otwarty kraj, jakże by leciał, i rzeczywiście, wkrótce mógłbyś usłyszeć wspaniały stukot jego pięści do twoich drzwi. Ale zamiast tego, jakże bezużytecznie się trudzi; wciąż toruje sobie drogę przez komnaty wewnętrznego pałacu; nigdy ich nie pokona; a gdyby mu się to udało, nic by nie zyskał: musiałby wywalczyć sobie drogę w dół po schodach; a gdyby mu się to udało, nic by nie zyskał: musiałby przejść przez dziedziniec, a za dziedzińcem, drugi zewnętrzny pałac, i znowu schody i dziedzińce, i znowu pałac, i tak dalej przez tysiące lat; a gdyby w końcu wydostał się przez najbardziej zewnętrzną bramę – ale to nigdy, nigdy nie może się zdarzyć – przed nim nadal leży królewska stolica, środek świata, wysoko spiętrzona w swoich osadach. Nikt tu nie dociera, a tym bardziej z wiadomością od kogoś, kto nie żyje. Ty jednak siedzisz przy swoim oknie i marzysz o wiadomości, gdy nadejdzie wieczór.

Wstęp z The Annotated Kafka, pod redakcją i w tłumaczeniu Marka Harmana, ukaże się nakładem Harvard University Press. Wykorzystany za pozwoleniem. Wszelkie prawa zastrzeżone. To tłumaczenie, copyright © 2011 by Mark Harman, po raz pierwszy pojawiło się na blogu The New York Review of Books, NYRblog (blogs.nybooks.com).

Ben Marcus: Myślę, że po raz pierwszy przeczytałem przypowieści Kafki na kursie filozofii w college’u. To było prawdopodobnie moje pierwsze zetknięcie z Kafką. To była prawdopodobnie moja pierwsza ekspozycja na Kafkę. Przypowieści są potężnym punktem wejścia do tego świata niepokoju, strachu i paranoi, ale także tęsknoty, piękna i dziwności, które łączę z dziełem Kafki. Pierwsza przypowieść, którą przeczytałem to „Lamparty w świątyni” – bardzo krótki fragment, piękny, dziwny i niesamowicie logiczny. Później znalazłem „Przesłanie od cesarza”, które stało się moim ulubionym.

Zaczyna się od przekonującej propozycji. Cesarz, największa postać cywilizacji, wysyła do ciebie wiadomość. Ta konfiguracja otwierająca jest zniewalająca: Niezwykle ważna osoba ma ci coś do powiedzenia, i tylko tobie.

Ale utwór skupia się na niemożliwości dotarcia tej wiadomości. Okazuje się, że pałac ma pierścień na pierścieniu na pierścieniu murów, kolejne zewnętrzne pałace, a posłaniec musi przedostać się przez jeden, potem drugi, a potem jeszcze jeden. Gdyby kiedykolwiek mógł to zrobić – a nigdy nie może, narrator mówi nam, że pałac jest zbyt rozległy i niemożliwy – wtedy byłby tylko w centrum miasta, które jest wypełnione ludźmi i śmieciami, wszelkiego rodzaju trudnymi przeszkodami. Nigdy się nie przedostanie.

Zakończenie jest przejmujące: Nigdy nie usłyszysz tej wiadomości, która jest przeznaczona tylko dla ciebie. To łamie mi serce. Coś ważnego zostało ci przekazane, ale ty nigdy tego nie usłyszysz. A jednak będziesz siedział przy swoim oknie i śnił to sobie – i tak jest ogromna tęsknota i nadzieja połączona z poczuciem niemożności i daremności. Te wszystkie nieprzystające do siebie doznania atakują cię w tym samym czasie. To jest dla mnie po prostu perfekcja.

Nie da się nie zauważyć, że na pewnym poziomie „Przesłanie od cesarza” jest przypowieścią o czytaniu. Z jednej strony, jestem odporna na stwierdzenie „to wszystko jest o tym, co to znaczy opowiadać historię!”- ale wydaje się, że to naprawdę tam jest. Lubię myśleć o tym jako o przypomnieniu, jak desperacko chcemy, by do nas mówiono. Chcemy, by do nas przemówiono. Chcemy, żeby było tam dla nas jakieś ważne przesłanie. A jednocześnie: jak daremna może być nadzieja na to. To opowiadanie wykracza poza zwykłą ilustrację literackiego paradoksu: wskazuje na najwyższą trudność nawiązania prawdziwej więzi z kimkolwiek. U Kafki zawsze mamy do czynienia z tym rodzajem ponurej daremności – ale daremność ta nigdy nie wydaje się płaska i pesymistyczna. Pomimo niemożności, wciąż mamy tego posłańca, który heroicznie stara się przebić. Przypowieść jest świetną formą do uchwycenia tego paradoksalnego uczucia.

Ten utwór jest modelem tego, co chciałbym czuć, kiedy czytam. I co chciałbym, żeby inni czuli, czytając to, co napisałem. To, co mnie pociąga, to sposób, w jaki wprowadza w ruch przeciwstawne, pozornie sprzeczne odczucia i sprawia, że wbrew wszystkiemu wydają się one zgodne. Poczucie trudności, bezsensu i ogromnej przeszkody połączone z poszukiwaniem, tęsknotą, pragnieniem i nadzieją.

I tym właśnie jest dla mnie pisanie – sposobem, w jaki mogę przeczytać krótki utwór i poczuć się odmieniony w ciągu niewielkiej ilości czasu, jaką zajmuje przejście od początku do końca. Istnieją celowo mózgowe dzieła pisarskie, które uważam za fantastyczne i piękne same w sobie – ale dla mnie, w końcu, potrzebuję literatury, która sprawi, że coś poczuję. I to nie tylko odrobinę. Chcę, żeby pisanie było najbardziej intensywną formą uczucia, jaką mogę znaleźć. Tak jakbyśmy składali słowa w całość, aby głęboko zmienić, wzmocnić lub wywołać nasze uczucia – aby poczuć się bardziej żywym. To jest część tego, dlaczego piszę historię, dlaczego łączę słowa: ponieważ są one w końcu ogromnym – być może bezkonkurencyjnym – mechanizmem dostarczania intensywnych uczuć. Rodzaj uczucia, którym handluje Kafka, jest dla mnie szczególnie pociągający ze względu na jego sprzeczności i konflikty, a także ze względu na mieszankę strachu i piękna, pozornie nieprzystające do siebie doznania są zawieszone, utrzymane w górze i przedstawione nam.

Bez sięgania po ten rodzaj uczucia nie jestem pewien, co bym robił. To jest to, czego próbowałem w krótkich utworach w Wieku drutu i sznurka. Dykcja, składnia i język, których używałem, wynikały z mojego zainteresowania tym, co pojedyncze zdanie może zrobić z naszymi głowami i sercami. Pojedyncze zdanie może być przenikliwe, prawie jak narkotyk, kiedy we mnie wnika. Czytam, a kiedy czytam, znajduję się w nowym układzie, jestem transportowany i poruszony, jakbym połknął małą pigułkę. Uwielbiam zdania, które natychmiast trafiają do mojego krwiobiegu i wprawiają mnie w drwiny.

Myślę, że emocjonalna siła „Przesłania od cesarza” jest wspomagana przez sposób, w jaki rozwija się w nieokreślonej scenerii. Opisywany świat nie jest naszym własnym. Nie mamy cesarza w pałacu z pierścieniem kwadratów, przez które ktoś musi przejść. Kafka odchyla się od własnego świata w stronę czegoś starożytnego i mitycznego. Jednocześnie umieszcza nas w tej historii za pomocą zaimka „ty”. Stawia nas przy naszych własnych oknach, śniących o tym, co może nam powiedzieć ktoś ważny, Bóg, jakaś niepoznawalna postać (która, jak zaznacza, już nie żyje, tyle czasu zajęło dotarcie wiadomości).

To zdumiewający wyczyn defamiliaryzacji – nie jesteśmy w realnym świecie, a jednak świat jest nam całkowicie znajomy – z opowieści, z mitów, z legend. Jest oniryczny. Nie jest wymyślony do tego stopnia, że musisz zawiesić niewiarę – jest poczucie zwykłej normalności, tej banalnej szczególności, która jest naszym światem, a jednocześnie jest to coś innego niż świat. Zawsze uwielbiałam ten efekt, ponieważ bardzo łatwo zaczynam brać rzeczy za oczywiste w moim własnym życiu: idę ulicą i przestaję myśleć o tym, jak dziwne może być drzewo. Przestaję myśleć o tym, jak dziwne jest to, że można chodzić po powierzchni ziemi, ale nie spaść z niej. Albo jak dziwne jest to, że zbudowaliśmy te wszystkie rzeczy, żeby się w nich ukryć, zwane domami. Ale zaczynam być wyczulony na świat, zdumiony samym jego faktem, kiedy próbuję zapomnieć o tym, co wiem. Jeśli potrafię w jakiś sposób pozbyć się swoich założeń, zapomnieć o tym, co wiem, to jest to sposób na to, by wpaść z powrotem w świat, jakby się go nigdy wcześniej nie widziało. To jest deliryczne, intensywne, przerażające próbować zobaczyć świat na nowo. Ale to jest przestrzeń literacka, którą uwielbiam eksplorować.

Ludzie chcą różnych rzeczy, kiedy czytają, oczywiście, i ja to szanuję. Są tacy, których pierwszym pragnieniem jest „zrozumienie” znaczenia tego, co przeczytali. Jest to całkowicie uzasadnione pragnienie. Ale wiele z tego, co kocham, kocham właśnie dlatego, że wymyka się zrozumieniu. Teraz, oczywiście, nie chcesz czytać tylko sałatki słownej – tekstu, który po prostu nic nie znaczy. Ale mam tendencję do pozostawania zauroczoną pisarstwem, które nie jest tak łatwe do zdefiniowania, które potrafi podtrzymywać sprzeczne odczytania, wytrzymując wiele ponownych lektur. Możemy traktować literaturę jak produkt, który ma się ujawnić w pełni, od razu – i co wspaniałe, mamy to. Możesz pójść do każdej księgarni i określić, że tego właśnie chcesz, możesz to dostać. To jest dostępne. Ale są też rzeczy bardziej enigmatyczne. Myślę, że jest miejsce na to wszystko.

Dobrym przykładem jest najnowsza powieść J.M. Coetzee, Dzieciństwo Jezusa. Widziałem kilka dziwnych i lekceważących komentarzy na temat tej książki – wielu recenzentów nie było zadowolonych. Ale ja uważam, że jest ona tak wciągająca, tak dziwna, tak przekonująca. Coetzee jest kolejnym pisarzem, jak Kazuo Ishiguro, który potrafi przenieść cię w rodzaj kafkańskiej przestrzeni nieokreślonego kontekstu: W tym przypadku, facet przybywa do osady z dzieckiem. Nie ma przeszłości, nie ma kontekstu, nie ma żadnej pieprzonej retrospekcji – wszystkie wyjaśnienia są wstrzymane. Dla niektórych czytelników to jest dealbreaker. A jednak dla mnie, to właśnie brak tych rzeczy jest tym, co mnie przykuwa. To sprawia, że czuję się wciągnięty i ciekawy.

Ciekawość to ciekawa rzecz. Na kursach, które prowadzę, jedną z najczęstszych rzeczy, które można usłyszeć jest to: Jeśli mówisz o jakiejś historii, ktoś powie: „Cóż, ta postać John. Chciałem dowiedzieć się o nim czegoś więcej.” To jest częsta prośba – prosić o więcej informacji o postaci. Ale załóżmy, że wiesz o tej postaci wszystko, co można wiedzieć. Wszystkie dane, które mógłbyś podać: Dajmy retrospekcje, pokażmy dzieciństwo. Czy to sprawi, że historia będzie lepsza? Według mnie, to nie jest takie proste. Można zalać tekst informacjami, ale to nie wzmacnia literackiego doświadczenia, dramaturgii. Myślę, że są czytelnicy, którzy są w stanie żyć z pewnym stopniem niezaspokojonej ciekawości – ciekawość utrzymuje cię przy życiu – ale inni uważają takie wstrzymywanie informacji za irytujące. Chcą wiedzieć, w przypadku Coetzee’go, no cóż, zaraz, czy chłopiec Simon to naprawdę Jezus?

To, co jest szczególnie interesujące w tej powieści, to to, jak wiele pracy wykonuje tytuł. Bo nigdzie w książce nie sugeruje on w jakikolwiek wyraźny sposób, że Simon ma być Jezusem jako młody chłopiec. Ale fakt, że książka nosi tytuł Dzieciństwo Jezusa, jest stale obecny, chwytając cię i przypominając, że czytasz coś, co prawdopodobnie jest o wiele głębiej powiązane z mitologią, niż mogłoby się wydawać. Książka wywarła na mnie niepokojący wpływ. Podziwiam to, jak mało kontekstu Coetzee używa, a jednocześnie jak wciągający jest jego świat teraźniejszy. Zabiera cię do momentu, który jest tak rygorystycznie pusty dookoła – dla mnie to bardzo kafkowskie doświadczenie.

Zazwyczaj nie czuję potrzeby, aby wiedzieć w jakiś krytyczny sposób, co coś było „o”, i wolałbym raczej być prowadzony przez coś tajemniczego. Ale jeśli stwierdzam, że jestem „pewien”, że to jest to, co lubię czytać i co lubię robić – myślę, że to okropne miejsce. Właśnie wtedy zaczynam myśleć, że muszę to wszystko włączyć. Zobaczyć, co tracę, rzucając się na wszystko z takim podejściem. Ciągle poprawiam kurs, bazując na tym, co wcześniej napisałem. Zawsze chcę spróbować czegoś, czego jeszcze nie robiłem – a dzięki temu doświadczyć czegoś, czego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Dlatego denerwuję się, jeśli zaczynam brzmieć, jakbym propagował jakąś jedną wizję tego, czym może być pisanie. Jeśli przez jakiś czas pisałem lub czytałem zmanierowane i dziwne zdania, może powinienem spróbować bardzo prostych zdań, które ukrywają się w zasięgu wzroku.

Bo w pewnym stopniu środki i metody literatury są niepoznawalne. Nie wiemy, co się dzieje, gdy ktoś czyta wiersz. Wiemy, że nawet jeśli pisarz trudzi się, by stworzyć precyzyjny tekst, wiele zostanie utracone w trakcie transmisji – nie mamy nawet pojęcia, jak wiele się przedostaje. Daje mi to ogromny szacunek dla trudności i różnorodności języka. Pisarze wierzą, że jeśli ułożysz słowa w pewnej kolejności, przeniesiesz czytelników: Dasz im odczuć, dasz im sensację, poruszysz głębokie rzeczy w ich wyobraźni. A jednak, nie możemy tego usystematyzować. Nie możemy powiedzieć, ok, to jest dokładnie to, jak piszesz dobrą krótką historię. To jest dokładnie sposób na napisanie powieści. Dzieła literackie muszą być takie, a nie inne. Możemy o tym dyskutować, ale to, że coś raz się sprawdziło, nie oznacza, że można to powtórzyć. Sposób, w jaki książki łączą się w całość, jest dla mnie niewysłowiony. Fakt, że mogę wiedzieć tak niewiele o tym procesie, a mimo to czuć się do niego tak przyciągnięty – cóż, to właśnie sprawia, że wciąż do niego wracam.

Gdy czytam przypowieść Kafki, czuję dziwność i piękno, czuję smutek. Jest pomysłowa, a jednak ta inwencja jest powiązana z głębokim, pogrążającym uczuciem. To są dla mnie ważne wartości: kiedy coś z innego świata chwyta cię emocjonalnie. Dla mnie jest to tekst doskonały.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *