Zaginiona kopalnia złota Holendra odnaleziona ???

Znalezienie Kopalni

Przez Pana X

Oto kilka dodatkowych historii, które mogą być dla Ciebie interesujące:
Wskazówki do kopalni Lost Dutchman
Jak znaleźliśmy skarby Peralta (Lost Dutchman) w górach Superstition
Poszukiwanie prawdziwych faktów
Mapy Peralta Stone
Jaskinia nietoperza z drabiną
Skarby Jezuitów w Superstitions

Znalezienie kopalni ?

Mój sąsiad wskazał na jaskinię, kluczowy punkt orientacyjny poniżej gzymsu, inny kluczowy punkt orientacyjny i wkrótce stanęliśmy na miejscu, którego tysiące ludzi szukało przez ostatnie sto dziesięć lat. Zakrzywiona strzałka na tajemniczej mapie wypisanej na kamiennych powierzchniach wskazywała identyczne miejsce, potwierdzając lokalizację. Teraz musieliśmy tylko kopać, a z pewnością znaleźlibyśmy jeden z najbogatszych i najbardziej poszukiwanych skarbów na świecie – Zaginioną Kopalnię Złota Dutchmans, ukrytą w Górach Superstition na wschód od Phoenix w Arizonie.

Kamienie Peralta

Wszystko zaczęło się pewnego zimowego dnia w 1994 roku, kiedy moja żona i ja zatrzymaliśmy się w sklepie z kamieniami w Holbrook w Arizonie, gdzie kupiliśmy egzemplarz książki Fool’s Gold Roberta Sikorsky’ego. (Książka ta została od tego czasu wznowiona pod tytułem Quest for the Dutchmans Gold). Nie wiedziałem, jak bardzo ta książka zmieni bieg mojego życia, bo właśnie tam po raz pierwszy odkryłem zdjęcia enigmatycznych Kamieni Peralta, kilku małych płyt z drobno naciętymi obrazkami, kilkoma hiszpańskimi słowami (niektóre błędnie zapisane), wycięciem w kształcie serca i inkrustacją w kształcie serca oraz widocznymi liniami i symbolami mapy. Kamienie te, znalezione w tajemniczy sposób w górach Superstition w połowie XX wieku, rzekomo zawierają klucz do lokalizacji legendarnego Zaginionego Holendra.

Byłem szczególnie zafascynowany symbolami i szczegółami mapy. Wyglądało to jak świetna łamigłówka, ale w Złocie głupców na niektórych fragmentach kamieni umieszczono naklejki, które zasłaniały szczegóły. To mnie irytowało, ale przez jakiś czas mapa pozostała w mojej pamięci.

W marcu 1995, moja żona i ja byliśmy w Tortilla Flat, Arizona, gdzie kupiliśmy kopię The Sterling Legend autorstwa Estee Conatser. Książka ta miała rysunki Kamieni Peralta bez żadnych naklejek. Mogłem teraz zobaczyć wszystkie szczegóły.

Jeden z kamieni, czasami nazywany „Kamieniem Mapy Kapłana”, pokazuje wizerunek księdza (lub czarownicy) z krzyżem obok kilku krótkich zdań w języku hiszpańskim z błędami ortograficznymi. W tłumaczeniu, w kontekście, słowa mówią: „idziesz osiemnaście kroków” (po osiągnięciu punktu wyjścia szlaku); „ściana jest niebezpieczna”; „szukaj serca”, odniesienie do ukrytego serca, emblematu nad wizerunkiem konia wyrytego na jednym z innych kamieni; i „szukaj mapy”, odniesienie do drugiej mapy ukrytej w mapie wyrytej na jeszcze innym kamieniu.

Drugi kamień, nazwany „Kamieniem Mapy Koni”, przedstawia wizerunek konia, pięknie nacięty, oraz krótkie komentarze w języku hiszpańskim. W tłumaczeniu słowa te wydają się mówić: „koń świętej wiary”, ale w rzeczywistości oznaczają „rycerz świętej wiary”, co jest wskazówką co do tożsamości osoby, która stworzyła Kamienie Peralta; oraz „pastwisko na północ od rzeki”, co jest wskazówką co do punktu wyjścia szlaku.

Trzeci kamień, „Mapa Szlaku”, ma rozłączne linie i symbole po jednej stronie i źle zużyte słowo „DON” (hiszpańskie słowo oznaczające „dar” lub „dotację”) na odwrotnej stronie.

Czwarty kamień, „Mapa Serca”, ma rozłączne linie i symbole, wycięcie w kształcie serca i zarys sztyletu (który służy jako wskaźnik kierunku) po jednej stronie. Powierzchnia wewnątrz wycięcia w kształcie serca ma rok „1847” i kilka symboli wyrytych w kamieniu. Mapa Serca ma krzyż, symbol kościoła, wygrawerowany na tylnej stronie. W połączeniu, słowo „DON” i krzyż oznaczają „dotację kościelną”. Kamień inkrustacyjny w kształcie serca, zwany „Kamieniem Serca”, ma dziwne symbole wygrawerowane na każdej stronie. Położone obok siebie, kamień z mapą szlaku i kamień z mapą serca, z kamieniem serca w wycięciu, wydają się być powiązane. Sądząc po wykonaniu, podejrzewałem, że co najmniej dwie różne osoby stworzyły różne obrazy na kamieniach.


Na wystawie w Superstition Mountain Museum

Mając wskazówki dotyczące Kamieni Peralta, wyruszyłem, aby rozwiązać zagadkę lokalizacji Kopalni Zaginionego Holendra. Skontaktowałem się z Fundacją A. L. Flagga, kuratorem kamieni, w Mesa, Arizona, aby dowiedzieć się, czy mogę je zobaczyć z pierwszej ręki. Osoba, z którą rozmawiałem, poinformowała mnie, że muszę uzyskać pozwolenie od dyrektora zarządu. Zapytałem, jak to zrobić. Osoba ta odpowiedziała, że informacja ta jest niedostępna. Patrząc ponownie na zdjęcia i rysunki w moich książkach, zdecydowałem, że naprawdę nie muszę oglądać prawdziwych kamieni. Obrazy dały mi wszystkie szczegóły, których naprawdę potrzebowałem, aby rozwiązać zagadkę lokalizacji Zaginionego Holendra.

To, co powinienem był zrobić w tym momencie, to udać się do psychiatry. Ale nie ja, byłem uzależniony. Przez następne trzy miesiące przekonywałem sam siebie, że znalazłem nie tylko miejsce początkowe szlaku, ale także jego koniec. W tym czasie zdałem sobie sprawę, że mapa została wyryta na kamieniach nie raz, ale dwa razy, przez dwie różne osoby. W obu przypadkach zawierała ona tajemnicze instrukcje, jak podążać szlakiem.

W świetle tego odkrycia, dokładnie zbadałem obrazy kamieni za pomocą szkła powiększającego i znalazłem bardzo słabe numery na całej mapie, z których żaden nie wydawał się być przydatny, o ile mogłem to stwierdzić. Uznałem, że cokolwiek zostało pierwotnie wyryte na kamiennych powierzchniach, zostało starte, pozostawiając jedynie ślady bezsensownych obrazów. Odkryłem również, że strona kamienia z napisem „DON” i odwrotna strona kamienia z sercem nie zostały zmienione, a obrazy nie zawierały żadnych użytecznych informacji. To właśnie mapa na kamieniach wskazywała szlak do Superstition Mountains, gdzie miała znajdować się słynna Lost Dutchman Mine.

Na ziemi w Superstition Mountains

Do września 1996 roku, nie byłem jeszcze w Superstitions, aby sprawdzić moje teorie na temat mapy, więc moja żona i ja wybraliśmy się na wycieczkę w góry. Wędrowaliśmy do miejsca, o którym myślałem, że może być oznaczone przez mapę na kamieniach.

Nie przyszło nam to łatwo. Musieliśmy wędrować przez wiele zarośli i kaktusów, chodząc po kamyczkach wielkości grochu, które toczyły się jak marmurki, gdy na nie nadepnęliśmy, co sprawiało, że szło się ciężko. Wydawało się, że na każdą stopę, którą przebyliśmy do przodu, przebyliśmy pięć stóp w bok.

Jak się okazało, nie mogłem połączyć pierwszego miejsca z mapą, ale wiedziałem, że istnieje druga możliwość około pół mili dalej. Moja żona miała już dość upału, zarośli i kamyków, więc wróciła do samochodu. Ja natomiast przeszedłem pół mili. Drugie miejsce okazało się pasować do mapy! To był pierwszy raz, kiedy uwierzyłem, że mogę być w stanie rozwiązać zagadkę, ale teraz byłem już całkowicie wyczerpany. Postanowiłem zakończyć ten dzień. Skierowałem się do samochodu.

Następnego dnia wróciłem z żoną do drugiego miejsca. Ona robiła zdjęcia, a ja próbowałem skorelować to, co widziałem na ziemi z symbolami i liniami na mapie. Nic nie znalazłem. Czułem, że stoimy na jednym z końców szlaku, który na mapie oznaczony jest symbolem w kształcie pączka, ale nie mogliśmy znaleźć nic innego, co mogłoby się wiązać z mapą. Ponieważ szliśmy głównie po skałach narzutowych, nie było tu zbyt wiele miejsca na ukryty szyb kopalniany czy cokolwiek innego. Szukałem jakiegoś możliwego znacznika szlaku i nie mogłem znaleźć żadnego.

Zdałem sobie sprawę, że być może nie znalazłem miejsca wskazanego przez mapę. Istniały inne miejsca, w których mogło się ono znajdować. Dopiero po latach zrozumiałem, że mapa wskazywała tylko przybliżoną lokalizację. W miejscu oznaczonym symbolem pączka nie było żadnego konkretnego znaku szlaku. Takie coś zaoszczędziłoby mi wielu kłopotów.

Zastanawiałem się nad wysokim szczytem na południu i małym kanionem biegnącym do dużego kanionu. Oba kaniony były zarośnięte, z dużą ilością głazów, co czyniło je prawie nieprzejezdnymi, ale jeden z nich miał półkę, na której znajdował się możliwy szlak, wysoko na kamienistej ścianie, w pobliżu miejsca, gdzie wydawało się, że prowadzi kamienna mapa, ale podejrzewałem, że jest to typowy rodzaj możliwości, jakie twój umysł wymyśla w poszukiwaniu Kopalni Zaginionego Holendra. Podobne „wskazówki” muszą znajdować się w całych Górach Przesądów.

Zacząłem wierzyć, że Zaginiony Holender może być tylko wytworem czyjejś nadaktywnej wyobraźni. Nie miałem zamiaru dać się na to nabrać. Po prostu nie zamierzałem iść na tę dziką pogoń za gęsią. Nie, nie ja. Moja żona i ja zakończyliśmy naszą podróż. Dałem sobie spokój z tą kamienną mapą. Oczywiście, to był tylko kolejny przekręt. Ta wycieczka to był żart. Mieliśmy dużo zabawy. To było tego warte. Wyrzuciłem to wszystko z głowy. Mniej więcej tak, w każdym razie.

Zmierzaliśmy do domu, małej społeczności liczącej około 350 stałych mieszkańców, których zdolność do wyjawienia sekretu jest ograniczona tylko przez ograniczenia telefonu. Zawsze patrzyli na mnie dziwnie, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. W całym mieście nie ma zbyt wielu heteroseksualnych ludzi.

Oczy na zdjęciu

Po powrocie do domu moja żona wysłała swoje zdjęcia do wywołania. Dostaliśmy je z powrotem i nie zauważyłem w nich nic niezwykłego, poza tym, że były to bardzo dobre zdjęcia. Moja żona jest fotografem amatorem i czasami ma swoje najlepsze ujęcia powiększone i oprawione, aby powiesić je na ścianie. Wybrała jedno z nich do tego celu i wisiało ono w wyznaczonym miejscu przez dwa lub trzy tygodnie.

Twarz na zdjęciu

Z jakiegoś powodu, pewnej nocy zdjąłem zdjęcie, aby przyjrzeć się mu bliżej. Złapałem oddech. Na samym skraju zdjęcia, odkryłem parę oczu w bardzo niewyraźnej kamiennej twarzy. To nie była zwykła para oczu. Miały one źrenice otoczone bielą. Wyglądały jak prawdziwe oczy, z najpodlejszym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem.

Nasza kolekcja książek o Zaginionym Holendrze powiększyła się od czasu, gdy odkryłem kamienie Peralta w Złocie głupców Sikorskiego, więc wykopałem jedną z nich i odkryłem, że twarz jest częścią legendy. Zacząłem ponownie sprawdzać informacje, które posiadałem na temat punktów orientacyjnych i cech, które miały znajdować się w pobliżu lokalizacji kopalni. Dowiedziałem się, że kopalnia miała znajdować się na półce wysoko na ścianie kanionu, w niewielkiej odległości od miejsca, gdzie mały kanion przechodzi w duży kanion. Oba kaniony były prawie nie do przejścia z powodu zarośli i głazów. Kamienna ściana pojawia się tam, gdzie skręcasz z głównego szlaku lub dwieście jardów bezpośrednio po drugiej stronie małego kanionu od kopalni.

Zbyt wiele informacji pasowało do siebie. To nie mógł być zbieg okoliczności. Próbowałem sobie przypomnieć, że Zaginiony Holender był tylko wytworem czyjejś nadaktywnej wyobraźni. Nie dałbym się na to nabrać. Nie zamierzałem gonić za dziką gęsią. Nie, nie ja.

Druga wizyta

W maju 1997 roku wróciłem z bratem do miejsca oznaczonego symbolem pączka. Tym razem znaleźliśmy stosunkowo łatwą drogę do tego miejsca. Późnym wieczorem drugiego dnia, znaleźliśmy miejsce, gdzie mógł znajdować się szyb górniczy. Znajdował się on u podnóża niewielkiego wzniesienia o prawie pionowej ścianie. W pobliżu szczytu znajdowało się wiele luźnych i niestabilnych skał. Było to niebezpieczne. Trzeba będzie je oczyścić, zanim będziemy mogli bezpiecznie pracować na dole. Robiło się późno. Musieliśmy odejść. Więcej poszukiwań będzie musiało poczekać do następnej wyprawy.

Minęłyby miesiące, zanim udałoby mi się zorganizować kolejną wyprawę. To była czysta tortura, ale przyzwyczaiłem się do tego. Przez następne trzy lata powtarzało się to regularnie, w czasie których moja żona nadal we mnie wierzyła, nawet jeśli nie potrafiła mnie zrozumieć. Często mnie żebrała, prawdopodobnie po to, aby ukryć swoje obawy związane z moimi podróżami do miejsc, które uważała za niebezpieczne. Czuła się jednak lepiej, ponieważ zabierałem ze sobą dobrych, solidnych ludzi do pomocy w poszukiwaniach. Reszta rodziny uważała mnie za wariata.

Trzecia podróż

Podczas następnej podróży, z przyjacielem i jego synem w listopadzie 1997 roku, natrafiliśmy na silne burze. Deszcz towarzyszył nam prawie przez całą drogę do Superstitions. Gdy przejeżdżaliśmy przez góry na zachód od Globe, deszcz stawał się sporadyczny. Kiedy w końcu przestało, woda spływająca ze skał była wspaniałym widokiem, wartym podróży samej w sobie.

Kiedy dotarliśmy na kemping, zacząłem rozładowywać i ustawiać nasz sprzęt. Mój przyjaciel rozpoczął składanie namiotu. Właśnie nabył ten namiot na wyprzedaży garażowej. Nie miał żadnych instrukcji. Rzecz miała boki z siatki z plastikową górą. Zawołał mnie do siebie. Powiedział, że coś jest nie tak. Zacząłem się śmiać. Postawił namiot do góry nogami. Był to bardzo dobry kojec z ziemią, ale nie miał dachu. Właśnie rozprostowywaliśmy namiot, gdy zaczął padać kolejny mocny deszcz. Wskoczyliśmy do naszych samochodów, w których spędziliśmy noc, bo nie mieliśmy czasu na okopywanie się wokół namiotu, a deszcz trwał do późnej nocy. Bylibyśmy przemoczeni, gdybyśmy próbowali zostać w namiocie.

Następnego dnia wyszliśmy i zabraliśmy się do pracy. Musieliśmy usunąć skały z góry, a potem zaczęliśmy kopać. Byliśmy tylko pięć stóp od krawędzi ściany kanionu, która miała ponad sto stóp pionowego spadku. Pod koniec dnia wróciliśmy do obozu, gdzie dołączyły do nas nasze żony. Następnego dnia pracowaliśmy około trzech godzin i natrafiliśmy na skałę macierzystą. Nazwaliśmy to quits i po prostu usiadł wokół, zniechęcony.

Byłem bardzo rozczarowany. Po raz drugi całkowicie zrezygnowałem z poszukiwania kopalni. Zaginiony Holender mógł być tylko wytworem czyjejś nadaktywnej wyobraźni. Nie miałem zamiaru dać się na to nabrać po raz kolejny. Po prostu nie miałem zamiaru gonić za tym dzikim gąskiem. Nie, nie ja. Wyrzuciłem to wszystko z głowy. Cóż, całkiem sporo, anyway.

Podczas gdy siedzieliśmy w naszym obozie, zauważyliśmy dwóch ludzi z wykrywaczami metalu wpełzających do jaskini około ćwierć mili w górę małego kanionu. Nawet nie wiedzieliśmy, że jest tam jaskinia. Późnym popołudniem zobaczyliśmy dwóch ludzi z ekipy poszukiwawczo-ratowniczej, którzy wczołgali się do jaskini. Wyszli około 30 minut później. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się stało. Ta jaskinia, jednak, może służyć jako punkt orientacyjny dla Lost Dutchman.

Ale w tym momencie, nie obchodziło mnie to. Uznałem, że szansa na znalezienie czegokolwiek jest niewielka. Kiedy badaliśmy ten teren dalej, znaleźliśmy ślady zabicia przez lwa górskiego – wciąż tłustą czaszkę javeliny, której kły zostały niedawno złamane. Historia była dość jasna. Lew zabił javelinę, ale ten pekari nie odszedł łagodnie w noc.

Czwarta wycieczka

W ciągu następnych kilku tygodni, inny przyjaciel przestudiował mapę Peralta Stone i chciał dotrzeć do końca szlaków. Teraz już nie miałem do tego entuzjazmu. Nie chciałem kontynuować gonitwy za dziką gęsią, ale z jakiegoś powodu zgodziłem się pójść. Podczas tej wyprawy zbadaliśmy duży obszar i nadal nic nie znaleźliśmy. W drodze powrotnej do domu mój przyjaciel zapytał jednak, czy ta krzywa strzałka na mapie może być przedłużeniem szlaku. W mojej głowie rozległy się dzwony, a ja zdałem sobie sprawę, że nigdy nie dotarłem do końca szlaku. Szukałem w złym miejscu!

Oczywiście, mały kanion łączył się z dużym kanionem w miejscu, gdzie zakrzywiał się, tworząc długi wąski punkt pomiędzy nimi. Podczas wcześniejszej wycieczki znaleźliśmy miejsce, gdzie mogliśmy wspiąć się z góry na następny poziom dużego kanionu. Było to tylko około osiem stóp pionowego spadku i posiadało uchwyty na stopy i ręce. Jedynym problemem było to, że prowadziło ono do dużego kanionu, a my musieliśmy być po drugiej stronie długiego punktu w małym kanionie. Nie widzieliśmy żadnej drogi dookoła tego punktu.

Ciągle więcej wypraw

W ciągu następnych kilku miesięcy zrobiłem jeszcze cztery wyprawy, próbując znaleźć sposób na przedostanie się z jednego kanionu do drugiego. Mapa wskazywała mi miejsce, do którego musiałem zejść z góry. Było to to samo miejsce, które wcześniej znaleźliśmy. Po prostu nie mogłem znaleźć drogi wokół punktu na poziomie, gdzie wierzyłem, że muszę być.

Na następnej wycieczce, moja żona i ja planowaliśmy zrobić zdjęcia z krótkiej drogi w górę małego kanionu. Kiedy tam dotarliśmy, pożar lasu płonął w obszarze dzikiej przyrody Four Peaks zaledwie kilka mil stąd, tworząc duży słup dymu nad głową z górnymi wiatrami spychającymi dym w dół do kanionów w okolicy.

Wykonaliśmy zdjęcia w każdym razie, ale z niewielką nadzieją, że wyjdą dobrze. Kąt nachylenia był zły, więc poszliśmy pieszo dookoła głowy kanionu i w dół po drugiej stronie do miejsca znajdującego się naprzeciwko półki, gdzie zrobiliśmy więcej zdjęć. Zdjęcia wyszły lepiej niż się spodziewaliśmy, ale nie pokazały drogi dookoła punktu, ani niczego innego, co mógłbym wykorzystać. Widać na nich było niewyraźny zarys konia na ścianie kanionu, ale brakowało głowy tuż poniżej uszu. Trzęsienie ziemi w 1887 roku bardzo zmieniło ten teren. To, co pozostało z sylwetki konia, nie stanowiło zbyt wiele jako punkt orientacyjny. Tym razem również nie było oczu ani twarzy.

Na mojej następnej wycieczce zaplanowałem wędrówkę w dół dużego kanionu, aby zobaczyć, czy istnieje droga z dołu do gzymsu. To było około dwóch mil w linii prostej od głowy do miejsca, gdzie znajdowało się ujście małego kanionu. Nie wiadomo było, ile odległości dodadzą zakręty i łuki. Rozbiłem obóz w pobliżu głowy kanionu i wyruszyłem następnego ranka.

W niewielkiej odległości w dół kanionu znalazłem jaskinię, która pasowała do opisu, który przeczytałem. Jedyną brakującą rzeczą był domek skalny, który miał znajdować się w jaskini, ale powódź lub nawet jakaś osoba mogła zniszczyć domek skalny. Aparat fotograficzny zostawiłem w domu (jak zwykle), a jaskinia i tak nie była uwzględniona w dziennej misji. Okazałoby się, że jest to jedyne miejsce w całej okolicy, które zapewnia schronienie, wodę, drewno na opał i pobliskie pastwiska dla bydła. Wszystko, co jest niezbędne do długotrwałego zamieszkania. Po oględzinach stwierdziłem, że podłoga jaskini ma dwa zrobione przez człowieka otwory, z których każdy mieściłby około trzech galonów wody, a gdyby zamurować jaskinię, mogłaby ona służyć jako forteca.

Wędrówka była bardzo powolna i po około czterech milach widziałem, że nie mam nadziei na dotarcie do celu w ciągu dnia. Jedyną rzeczą do zrobienia był powrót do obozu, a dotarcie do niego zanim światło dzienne lub moje nogi wysiądą było wątpliwą sprawą. Spędzenie nocy w kanionie nie było pociągające, ale nie byłoby to katastrofą. Miałem jedzenie i wodę. O zmierzchu wlokłem się do obozu wyczerpany, ale poza tym nie czułem się gorzej. Kanion został wyeliminowany jako sposób na dostanie się na półkę.

Co teraz?

Wiedziałem, że musi być jakiś sposób na dotarcie do półki. Wróciłem do kamiennej mapy. Tym razem znalazłem możliwe miejsce zejścia z góry, co pozwoliło mi obejść punkt dookoła. Tak też zrobiłem podczas kolejnej wyprawy.

Po zejściu ze szczytu poczułem się jakbym wszedł do zupełnie nowego świata. Musiałem wspinać się albo w górę, albo w dół po stromych zboczach, okrążając przy tym bardzo pochyłą ścianę kanionu. Ogromne głazy, zarośla i kaktusy pokrywały cały teren. Nie było zbyt wiele miejsca do manewrowania. Kamyki wielkości ziarnka grochu, które toczyły się pod stopami były wszędzie. Musiałem poruszać się z wielką ostrożnością. To był dziki kraj, niepodobny do niczego, co kiedykolwiek spotkałem. W końcu, docierając do skrzyżowania dwóch kanionów, na końcu punktu, widok był oszałamiający. Rozciągał się na dwie mile w długości i milę w wysokości. Mogłem zobaczyć dno dużego kanionu 500 stóp poniżej. Przeciwległa ściana rozciągała się w górę o kolejne 800 stóp. Kolor był przytłaczający. Niezwykłe formacje skalne były wszędzie. Później zobaczyłem helikopter na dole kanionu. Wyglądał na tak mały jak ważka.

Widok z góry

(Zrobiliśmy z tego miejsca przystanek na odpoczynek. Niezależnie od tego, ile razy go widzieliśmy, ten widok zawsze potrafił zatrzymać rozmowę. Zawsze pozostawiał nas w zachwycie.)

Okazało się, że byłem za wysoko. Musiałam ostrożnie zejść w dół, gdzie było przejście wokół punktu. Kiedy dotarłem na drugą stronę, okazało się, że jestem o 20 stóp za nisko. Czekała mnie jeszcze stroma wspinaczka w górę, by dotrzeć do półki. Gzyms miał kształt odwróconego przecinka z okrągłą częścią o szerokości około stu jardów, ogon był szeroki na około 20 stóp. Zwężał się do dwóch stóp w miejscu, gdzie wchodził na niego szlak, i nachylał się stromo w kierunku zewnętrznym. Pionowa ściana kanionu o wysokości ponad 100 stóp rozciągała się nad ogonem.

Olbrzymie głazy pokrywały ziemię, ale nie było tam zbyt wiele zarośli ani kaktusów, więc po tej stronie szło się nieco łatwiej. Mniej więcej w połowie drogi na ścianie kanionu znajdował się mały gzyms. W tym miejscu podejrzewałem, że półksiężycowy punkt orientacyjny na mapie Peralta Stone wskaże mi drogę do kopalni. Po przeszukaniu gzymsu i ściany kanionu nie znalazłem jednak żadnych śladów wydobycia. Jedyne co znalazłem to kilka prehistorycznych potherdów, w tym część obręczy naczynia. Na podstawie krzywizny mogłem stwierdzić, że średnica ust tego słoja wynosiła około 12 cali. Domyśliłem się, że pojemnik tej wielkości musiał być używany do przechowywania żywności. Trudno byłoby go zdobyć w miejscu, gdzie został rozbity. W końcu odkryłem głaz, który służył jako most do szlaku, który prowadził do końca punktu, dokładnie tam, gdzie uważałem, że chcę być.

Czytaj część II tego artykułu o Kopalni Zaginionego Holendra.


Część druga tej historii

Wskazówki do Kopalni Zaginionego Holendra

Jak znaleźliśmy Skarby Peralta w Górze Superstition

Kamienne mapy Peralta

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *