Dwadzieścia lat temu w tym miesiącu trajektoria młodego mężczyzny do sławy została tragicznie przerwana.
Legendarny artysta sztuk walki i aktor Bruce Lee, charyzmatyczny syn Brandona Lee, wyrabiał sobie nazwisko w filmie, kiedy zginął tragicznie na planie gotyckiego, komiksowego filmu The Crow.
Spędziłem rok z Brandonem zanim jego rakieta wystartowała i to jest ta mała część jego historii, która jest również moją. Pamiętam cię, piękny chłopcze.
Brandon i ja circa 1990 z karawanem.
Następujący fragment jest fragmentem mojej książki Smash, Crash and Burn: Tales From the Edge of Celebrity. Surowe, nieedytowane wideo Brandona i moje ujęcie Edmunda Davida Mameta jest tutaj.
Kwiecień 1990.
Jest pierwsza w nocy i jestem wykończona po długiej zmianie kelnerki dla tłumu Ahmanson Theater w centrum L.A. Właśnie zamierzam zgasić światło w radiu, kiedy dzwoni mój telefon.
Wyobrażam sobie, że to moja dawna współlokatorka z college’u, która dzwoni po tym, jak prowadziła wiadomości o jedenastej w KSBW Monterey. Zbyt zmęczony, by rozmawiać o jej ostatnim wojskowym romansie, pozwalam odebrać automatycznej sekretarce. Moja świergotliwa wiadomość wychodząca działa mi na nerwy, a potem długi sygnał dźwiękowy.
„Shan? Shannon, jesteś tam?”
To Brandon. Nie brzmi jak on sam.
Jego głos jest naznaczony smutkiem, naglący z jakimś nieokreślonym strachem. Adrenalina przepływa przeze mnie, szybko odbieram. „Halo?”
„Jesteś tam.” Brzmi to jak ulga.
„Tak. Wszystko w porządku?”
„Nie wiem. Słuchałem Johna Lennona, wiesz, słuchałem Beautiful Boy … piosenki o jego synu …”
Brandon płacze, czego nigdy nie robił przy mnie. Jest większy niż życie, ma wielkie gesty i wygłaszanie przemówień. Jest pewny siebie, zarozumiały i romantyczny, ale rzadko bywa bezbronny.
„Tęsknię za tatą”, mówi załamany, „Możesz wpaść?”
„Zaraz tam będę.”Wskakuję do mojej Hondy i wyjeżdżam z garażu w sześćdziesiąt sekund. Ratowanie ludzi to moja religia.
Po przyjeździe zastaję Brandona w jego sypialni skulonego pod ciężką kołdrą. Wygląda jak mały chłopiec, z ciemnymi smugami pod oczami.
„Hej, kochanie”, mówię.
„Chodź tu”, wyciąga do mnie rękę. Wchodzę na łóżko obok niego, obejmuję go ramionami. Zauważam, że telewizor jest włączony.
„Co oglądasz?”
„Pogrzeb mojego ojca.”
Na ekranie jest kronika filmowa na kasecie VHS z uroczystego pogrzebu jego ojca w Hongkongu szesnaście lat wcześniej.
W ziarnistym materiale filmowym zwłoki Bruce’a Lee spoczywają w otwartej trumnie wystawionej na widok publiczny na wypełnionym tłumem placu, który jest cyrkiem paparazzi/mediów.
Jego ciało jest owinięte w biały jedwab odsłaniający tylko jego woskową, pozbawioną wyrazu twarz.
Fotografowie pchają się, aby robić zdjęcia. Ochrona powstrzymuje fanów.
Mama Brandona, Linda, w krótkich brązowych włosach, zachowuje stoicki wyraz twarzy za ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi, dopóki nie zostanie zaprowadzona do trumny i nie zobaczy swojego męża. Tam się załamuje.
To dziwne widzieć tę iterację Lindy. Linda, którą znam, jest wesoła, wesoła i blondynka. Ona utrzymuje przyjazny, skromny dom ranczo w Palos Verdes i jest low-key mama z jej stopy posadzone mocno na ziemi. Nie jest tragiczną, publiczną wdową z tej kroniki filmowej.
Następnie pojawiają się ujęcia Brandona, w wieku ośmiu lat, i jego młodszej siostry Shannon, wówczas czteroletniej, podnoszonych przez przewodników, aby mogli spojrzeć na ojca w trumnie.
Wyglądają na oszołomionych. Niezdolne do przetworzenia szaleństwa sytuacji, a tym bardziej faktu śmierci ich ojca.
„Nie możesz już tego oglądać”, mówię. „Torturujesz się.”
Wychodzę z łóżka i wyłączam telewizor. Brandon nie próbuje mnie zatrzymać ani się ze mną kłócić.
„Zostaniesz ze mną?” pyta.
„Oczywiście, że tak.”
Wspinam się z powrotem na łóżko. Całuję jego twarz. Przytulam go.
„Nie odchodź”, mówi w sposób, który sprawia, że włosy stają mi dęba na karku.
„Nigdzie się nie wybieram”, mruczę jak przysięgę, „Kocham cię.”
„Ja też cię kocham.”
Przez chwilę jest cicho. Oddech Brandona wyrównuje się. Jego ciało się rozluźnia.
Myślę, że zasnął. Potem mówi jak mantrę, jak modlitwę: „Umrę młodo. Młodo niż mój tata.”
„Nie mów tak!” krzyczę. „Będziesz żył jako bardzo, bardzo stary człowiek.”
Ale się mylę.
Bruce Lee zmarł w Hong Kongu 20 lipca 1973 roku w mieszkaniu swojej rzekomej kochanki na obrzęk mózgu, prawdopodobną reakcję na lek przeciwbólowy. Raport koronera mówi: „Śmierć z powodu nieszczęśliwego wypadku.”
Miał trzydzieści dwa lata.
Brandon zginie dwadzieścia lat później, 31 marca 1993 roku w Wilmington, w Północnej Karolinie, kiedy atrapa kuli przebije jego brzuch i utkwi w kręgosłupie podczas kręcenia sceny z gotycko-komicznego filmu The Crow.
Będzie miał tylko dwadzieścia osiem lat.
*****
Hollywood, czerwiec 1989.
Jestem aspirującą aktorką (i, jako że noc musi nastąpić po dniu, również kelnerką) przesiadującą w pubie The Cat and Fiddle na Sunset Boulevard z obsadą sztuki Equity-waiver zatytułowanej Fullfed Beast, napisanej i wyreżyserowanej przez Johna Lee Hancocka.
Później Hancock napisałby i wyreżyserował takie filmy, jak The Rookie i The Blind Side, ale w tej chwili walczy o pracę jak reszta z nas.
Moja przyjaciółka Robin, która jest makijażystką w sztuce, zaprosiła mnie na afterparty.
Patrzę, jak aktor o imieniu Brandon gra w bilard. Robin powiedziała mi wcześniej, że jest synem Bruce’a Lee, co wydawało mi się całkiem fajne.
Ale dopiero kiedy wszedł na scenę, pełen charyzmy, moje serce zabiło jak nastolatek na koncercie Davida Cassidy’ego w 1975 roku.
Grał Flea, twardo stąpającego po ziemi kryminalistę, a ja siedziałam w pierwszym rzędzie tak blisko niego, że mogłabym wyrwać mu papierosa, którego nieumiejętnie wysysał prosto z ust.
Ale za każdym razem, gdy podchodzę do Brandona w pubie, on prowadzi mnie do swojego najlepszego przyjaciela, Billa, po czym ucieka.
Nie jestem zainteresowana Billem, który wygląda jak ja, blondyn, niebieskooki, znajomy. To Brandon jest dla mnie rozmarzony. Dla mnie jest egzotyczny, drobnokościsty, o orzechowych oczach, z ciemnymi brwiami i włosami. Porusza się jak sinowłosy kot.
W miarę jak noc się kończy, porzuciłam poszukiwania Brandona.
Siedzę przy stoliku, przygnębiona kończąc piwo, kiedy czuję dwie ręce położone na obu moich ramionach. Odchylam głowę do tyłu i spoglądam w górę, by znaleźć twarz Brandona wpatrzoną w moją.
„Czy ty ze mną flirtujesz?” I demand.
„Czy ja flirtuję z tobą?” On wydaje się rozważać pomysł po raz pierwszy, drażniąc mnie trochę. „Chyba tak.”
„Dobrze”, mówię z pewnością siebie, którą chciałabym mieć, gdy przychodzi do przesłuchań. Zawsze jestem bardzo pewna siebie w kontaktach z mężczyznami, aż do momentu, w którym się w nich zakochuję, po czym staję się nerwowym wrakiem.
Ostatnio zerwawszy z moim ukochanym z college’u, mam nadzieję, że skończyłam z miłością i pozostanę jednocześnie powściągliwa i kochliwa jak kobieta Errol Flynn.
Dwie minuty później jestem na grzbiecie szybko lecącego motocykla Brandona, chwytając się tego skórzanego, dzikiego dziecka za drogie życie.
*****
Pierwszą rzeczą, jaką zauważam, gdy jego motocykl wjeżdża na długi, popękany, cementowy podjazd do jego domu w bungalowie, jest karawan Cadillac z 1959 roku.
„Posiadasz karawan?”
Brandon strzela do mnie mega watowym, wyszczerbionym zębem uśmiechem, „Jest świetny na kemping.”
„Nie robisz tego całego Jamesa Deana, prawda? Skórzana kurtka, buty, motocykl, karawan?”
„Kochanie, jestem o wiele bardziej oryginalny niż James Dean.” Otwierając drzwi wejściowe z rozmachem mówi: „Witam w moich skromnych progach.”
Wejście do jego szykownie rozklekotanego, malutkiego, rzemieślniczego domu w Silver Lake jest jak wejście do uwodzicielskiego, orientalnego wszechświata.
Azjatyckie szale są swobodnie udrapowane na kloszach z tandetnych sklepów. Japońskie składane ekrany dzielą pokoje. Pałeczki spoczywają na bambusowym stojaku do suszenia.
Brandon przechadza się po pokoju, zapalając przypadkowy zestaw świec. Nigdy nie widziałam chłopca poruszającego się z taką gracją i polotem.
Książki Sartre’a, Camusa, Ayn Rand i Stanisławskiego zaśmiecają prowizoryczne półki.
Kasety VHS z Ostatnim tangiem w Paryżu, Mechaniczną pomarańczą i Haroldem & Maude siedzą na wierzchu jego magnetowidu.
Ściany są bielone, poobijane podłogi z twardego drewna pokryte wytartymi perskimi dywanikami.
Ma to całe eklektyczne, tajemnicze, artystyczne podejście do aktora do T, jak sądzę. To działa. Słabe kolana? Sprawdzone. Spocone dłonie? Tak. Motyle w brzuchu? Sprawdzone, i jesteśmy gotowi do startu.
„To jest Mister Wim,” mówi Brandon, wskazując na śpiącego szarego kocura skulonego atrakcyjnie na poduszce, doskonale podkreślając scenę.
„On jest jak Jack Kerouac,” mówi Brandon, pracując nad być może przećwiczonym odniesieniem. „Znika na całe dnie, a kiedy myślę, że już nie żyje, pojawia się w The Road, głodny i naćpany.”
„Ten dom to przynęta na laski.”
„Jeszcze nic nie widziałeś. Chcesz mi towarzyszyć w jamie?”
„Jamie? Czy do legowiska twojej kobiety?”
„Zdecyduj sam.”
Wchodzimy na zamknięte patio z ogromnym, zachęcającym fotelem. Właściwie to bardziej łóżko z workiem fasoli. Nie mogę się powstrzymać od śmiechu.
„Za panią, milady”, oferuje worek niczym siedemnastowieczny baron-rabuś prosto z planu Trzech muszkieterów.
Siadam i natychmiast zostaję wessana próżnią do środka worka, pozornie uwięziona.
Próbuję zmienić pozycję, chrząkając i prężąc się, co tylko jeszcze bardziej mnie pogrąża w morzu kaskadowych fasolek.
„Może to pomoże”, mówi Brandon i siada obok mnie, katapultując mnie prosto w swoje ramiona.
Oboje się śmiejemy. Dla wszystkich jego hip, I’m-a-cool-eclectic-dude duds and home furnishings ma zaskakująco głupi śmiech. Jest ujmujący i nie wymyślony.
„Mogę?” pyta, pochylając się.
„Tak.”
Całuje mnie. To słodki pocałunek. Pyta o pozwolenie i nie robi żadnych założeń.
Odwzajemniam jego pocałunek, który okazuje się być czymś więcej niż pocałunkiem. To zaproszenie do jego życia. Przez jeden krótki rok Brandon Lee będzie moim beau.
Brandon i ja w domu mojej babci w Santa Barbara. 1990.
*****
31 marca 1993
W dniu śmierci Brandona pracuję na zmianie obiadowej w restauracji w Santa Monica o nazwie Ocean Avenue Seafood.
To zwykły dzień. Ale kiedy wracam do domu około trzeciej, na mojej automatycznej sekretarce są dwadzieścia trzy wiadomości.
Moją pierwszą myślą jest to, że mój tata miał atak serca. Lekarze chcą go poddać operacji na otwartym sercu, a on po prostu odmawia.
Z szybko pocącymi się dłońmi naciskam przycisk wiadomości. Dopiero przy piątej wiadomości uświadamiam sobie, co się stało.
Pierwsze cztery wiadomości to dwuznaczne kondolencje od przyjaciół, ale piąta wiadomość wspomina o Brandonie.
„Tak mi przykro z powodu Brandona Lee”, mówi współpracownik. „Umawiałaś się z nim kiedyś, prawda?”
Klikam na wiadomości i Brandon jest na pierwszym miejscu.
Nie widziałam go ani nie rozmawiałam z nim od dwóch lat i trzech miesięcy. Zastanawiam się, dlaczego ludzie do mnie dzwonią? Nie ma go już w moim życiu. On nie ma dla mnie znaczenia.
Ale tej nocy mam najbliższą rzecz do ataku paniki, jaką kiedykolwiek miałam. Moje serce nie przestaje walić. Nie mogę złapać oddechu.
Mój mózg najeżdżają obrazy z horrorów o szokującej śmierci Brandona.
Tak zaczyna się mój rok magicznego myślenia: Z całego serca wierzę, że Brandon szukał Sławy, by wyjść spod cienia ojca, a ceną Sławy było jego życie.
*****
Lipiec 1989
Jest druga nad ranem. Pukanie do drzwi domu Brandona budzi nas.
Szybciej niż zdążę otworzyć oczy, on ruszył się z łóżka i zwinnie podniósł kij baseballowy, który trzyma przy drzwiach swojej sypialni.
„Uważaj na siebie”, szepczę, ale jego już nie ma.
Nerwowo nasłuchuję odgłosów przemocy w salonie, zastanawiając się, co zrobię, jeśli rzeczywiście je usłyszę.
Szukam broni, którą mogłabym wyeksponować poza moimi tenisówkami, kiedy słyszę kobiecy głos, emocjonalny, naglący…
Koniec fragmentu: Pozostałą część tej historii można znaleźć w książce Bradley-Colleary’ego, Smash, Crash & Burn: Tales From the Edge of Celebrity.
Aby otrzymywać darmowe aktualizacje Bradley-Colleary’ego opt-in TUTAJ.
Brandon LeeBrandon Lee ŚmierćBruce LeeEliza HuttonThe Crow