Jak nauczanie domowe zmieni edukację publiczną

Ponad 1,2 miliona uczniów uczy się obecnie w domu, więcej niż jest zapisanych do całego systemu szkół publicznych w Nowym Jorku. Paul T. Hill przedstawia zalety i wady nauki w domu – oraz skutki, jakie nauczanie domowe będzie miało dla szkół publicznych.

Szkolnictwo domowe, nie stanowiąc obecnie zagrożenia dla edukacji publicznej, jest jednak jedną z sił, które ją zmienią. Jeśli wysokie szacunki dotyczące liczby dzieci w szkołach domowych (1,2 miliona) są poprawne, to wszechświat edukacji domowej jest większy niż system szkół publicznych w Nowym Jorku i mniej więcej wielkości systemów szkół publicznych w Los Angeles i Chicago razem wziętych. Nawet jeśli rzeczywista liczba uczniów uczących się w domu jest zbliżona do 500 000, czyli mniejsza niż najniższe obecne szacunki, to jest tam więcej dzieci uczących się w domu niż w szkołach czarterowych i programach bonów publicznych razem wziętych.

Szkolnictwo domowe nie jest nowym zjawiskiem. W czasach kolonialnych rodziny, także te zamożne, kształciły swoje dzieci w domu, łącząc wysiłki rodziców, korepetytorów i starszych dzieci. Wiejskie jednopokojowe domy szkolne zostały stworzone przez rodziny, które połączyły się, by zatrudnić nauczyciela, który mógłby zastąpić rodziców, ale który używałby tej samej mieszanki bezpośredniego nauczania, korepetycji i mentoringu ze strony starszych uczniów.

Nie ma nic nieamerykańskiego w nauczaniu domowym. Rodziny uczące się w domu łamią jednak schemat ustalony od czasów kolonialnych – edukacja stawała się coraz bardziej zinstytucjonalizowana, formalna i odsunięta od rodziny. Jak ważny jest współczesny ruch home-schooling i co on oznacza dla amerykańskiej edukacji publicznej? Nikt nie może powiedzieć tego na pewno. Trudno jest nawet oszacować liczbę dzieci uczących się w domu, a dowody dotyczące nauki i innych wyników są w większości anegdotyczne.

Można jednak wyciągnąć trzy wnioski na temat tego, w jakim kierunku pójdzie nauczanie domowe i jak wpłynie ono na szeroko rozumianą edukację publiczną – która na potrzeby tego artykułu obejmuje szkoły czarterowe i finansowane ze środków publicznych programy bonów, jak również tradycyjne szkoły publiczne.

  1. Szkolnictwo domowe jest częścią szerokiego ruchu, w którym prywatne grupy i osoby uczą się, jak zapewnić usługi, które kiedyś były pozostawione publicznym biurokracjom.
  2. Jak rodziny uczące się w domu uczą się polegać na sobie nawzajem, wiele z nich prawdopodobnie stworzy nowe instytucje, które wyglądają jak szkoły.
  3. Ale choć wiele rodzin home-schoolingowych jest skłonnych przyjąć pomoc od systemów szkół publicznych, rodziny i szkoły, które tworzą, są o wiele bardziej skłonne do przyłączenia się do ruchów czarterowych i bonów niż do asymilacji z powrotem do konwencjonalnego systemu szkół publicznych.

Rozwój nowych nauczycieli

Rodzice, którzy decydują się uczyć swoje dzieci w domu, poświęcają czas i energię na działalność, która kiedyś była pozostawiona wyspecjalizowanym profesjonalistom. Nawet w stanach o najbardziej liberalnym prawie dotyczącym edukacji domowej, rodzice muszą dowiedzieć się, czego zwykle uczy się dzieci w danym wieku, znaleźć materiały i projekty, które uczą konkretnych umiejętności, oraz nauczyć się, jak produktywnie wykorzystywać czas swój i swoich dzieci. Zdecydowana większość rodziców korzystających z edukacji domowej ma nadzieję, że ich dzieci będą uczęszczać do college’u, a więc muszą również nauczyć się, jak oceniać postępy swoich dzieci w stosunku do standardów przyjęć na wyższe uczelnie.

Nawet pobieżne przejrzenie literatury dotyczącej edukacji domowej ujawnia skalę i intensywność poszukiwań pomysłów, materiałów i odpowiednich standardów działania przez rodziców korzystających z edukacji domowej. Strony internetowe poświęcone nauczaniu domowemu nieustannie zamieszczają nowe pomysły i materiały do nauczania przedmiotów od matematyki po dramat. Rodzice mogą znaleźć porady na temat tego, jakie rodzaje programów mogą się sprawdzić w przypadku ich własnych dzieci, a także mogą wejść na czaty z innymi rodzicami zmagającymi się z tymi samymi problemami.

Bez dokonywania oceny jakości tych zasobów, jasne jest, że wielu poważnych ludzi wkłada w to wiele wysiłku. Dostępne materiały nie są amatorskie: Pochodzą one z uniwersytetów, instytutów badawczych, sieci wzajemnej pomocy, okręgów szkolnych i państwowych departamentów edukacji. Ludzie, którzy udzielają się na stronach internetowych home-schoolingu i spotkaniach stowarzyszeń, również prowadzą poważne badania i rozwój. Edukacja domowa jest bardzo dużym programem szkolenia nauczycieli, a wiele dziesiątek tysięcy ludzi uczy się, jak uczyć, oceniać wyniki i stale ulepszać instrukcje. Musi to być również jeden z największych programów szkoleniowych dla rodziców w kraju.

Podobnie jak w przypadku szkół czarterowych, edukacja domowa zależy od tworzenia nowego kapitału ludzkiego. Ludzie muszą się nauczyć, jak, w nowych warunkach i na nowych zasadach, uczyć i motywować uczniów, wykorzystywać uzupełniające się umiejętności dorosłych, znajdować zasoby i efektywnie wykorzystywać ograniczony czas i pieniądze.

Krytycy zarzucają, że wiele z tych wysiłków jest zmarnowanych i że w najlepszym wypadku cały nowy kapitał ludzki wypracowany takim kosztem może jedynie powielać to, co już istnieje w konwencjonalnych szkołach publicznych i prywatnych. Mało prawdopodobne. Chociaż nowi ludzie niewątpliwie wymyślą niektóre koła na nowo, a niektórzy mogą zapuścić się w ślepy zaułek, inicjatywy te wnoszą nową krew i nowe pomysły do pogrążonego w stagnacji sektora edukacji, który wcześniej był zdominowany przez kartele służby cywilnej, a zatem był związany zasadami i niechętny do podejmowania ryzyka.

Współpraca i ewolucja

Szkolnicy domowi to nie wszyscy odludkowie mieszkający w domkach z bali. Rosnąca liczba rodzin uczących w domu mieszka w miastach lub w ich pobliżu, są dobrze wykształcone i mają normalną pracę. Nie wszyscy boją się nowoczesnego świata; wielu z nich jest zagorzałymi użytkownikami Internetu, a duża liczba rodziców uczących się w domu na Zachodnim Wybrzeżu pracuje w przemyśle komputerowym i oprogramowania.

Ale choć duża liczba uczniów domowych to chrześcijańscy fundamentaliści i mormoni, wiele innych religii jest również reprezentowanych. Istnieją aktywne organizacje homeschoolingowe dla luteran, katolików i żydów. W Waszyngtonie, Oregonie i Kalifornii wielu nowych miejskich uczniów domowych nie jest aktywnymi członkami żadnego kościoła.

Zaciekła niezależność uczniów domowych rzadko prowadzi do izolacjonizmu. Coraz częściej rodzice wymieniają się usługami – matka, która była magistrem matematyki, udziela korepetycji dzieciom z kilku rodzin w zamian za lekcje muzyki lub historii. Rodziny łączą się, by stworzyć drużyny koszykówki lub piłki nożnej, organizują imprezy towarzyskie lub wystawiają sztuki teatralne i recitale. Rosnąca liczba uczniów uczących się w domu ceni sobie doświadczenie profesjonalnych edukatorów i chętnie przyjmuje pomoc, porady i pomoc w testach oferowane przez okręgi szkolne.

W takiej atmosferze jest bardzo prawdopodobne, że rodzice będą się łączyć, by współpracować, specjalizować się i wykorzystywać przewagę komparatywną. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy wiele takich kolaboracji stanie się na tyle rozbudowanych, by obejmować płatności gotówkowe za usługi lub zatrudnianie koordynatorów do planowania, integrowania usług i sprawowania kontroli jakości. Jednak niektóre kolaboracje w zakresie edukacji domowej są już na tyle zaawansowane, że grupy rodziców prowadzą organizacje, które wyglądają jak szkoły. W Kolorado, Arizonie i Michigan, kilka takich grup zdobyło karty i działa jako nowe szkoły publiczne. Niektóre grupy home-schoolingowe stworzyły także firmy zarządzające, oferujące tworzenie nowych szkół, które koordynują wysiłki rodziców i wprowadzają wiele wartości i procesów edukacji domowej.

Zalety są oczywiste: rodzice mogą ograniczyć swoje zaangażowanie czasowe i uzyskać dla swoich dzieci korzyści z wiedzy innych. Mogą również uzyskać fundusze publiczne, aby zapłacić za materiały, wyposażenie, czas zarządzania, podłączenie do Internetu i testowanie. Ci, którzy opanowali jakiś przedmiot lub nauczyli się wiele o metodach nauczania, mogą nawet zdecydować się zostać płatnymi nauczycielami.

Jednakże rodzice uczący w domu byliby sceptycznymi i wymagającymi klientami. Wielu z nich dowiedziało się dokładnie, czego chcą dla swoich dzieci i jest mało prawdopodobne, aby trzymać się układu, który tego nie zapewnia. Istnieją jednak wszelkie warunki wstępne do powstania nowych szkół opartych na tym, czego nauczyły się rodziny uczące się w domu.

Chociaż rosnąca liczba osób uczących się w domu otrzymuje cenną pomoc od lokalnych systemów szkół publicznych, masowe powroty do konwencjonalnych szkół publicznych są mało prawdopodobne. Większość rodziców uczących w domu wspominała o czymś, co im się nie podobało w publicznym systemie edukacji – różnie postrzeganym jako pobłażliwa dyscyplina, złe maniery, niskie standardy, niebezpieczne warunki lub wrogość wobec praktyk religijnych.

Na ogół na ich stronach internetowych widać wyraźnie, że uczący w domu boją się biurokracji, związków zawodowych i liberałów. Rodzice narzekają na nauczycieli, którzy nie dostosują się do indywidualnych potrzeb dzieci i na dyrektorów, którzy nalegają, by przepisy dzielnicowe uniemożliwiały stosowanie lepszych metod, zmianę miejsca dzieci, przyspieszenie instrukcji lub zastąpienie złych nauczycieli. Strony internetowe narzekają również na liberalne programy społeczne, szczególnie te związane z homoseksualizmem i atakami na rodzinę.

Chociaż strony internetowe szkół domowych pełne są pomysłów na projekty edukacyjne i to, co konwencjonalni pedagodzy nazwaliby „autentycznymi” miernikami osiągnięć, rodzice są otwarcie podejrzliwi wobec form kierowanej przez uczniów „postępowej” edukacji stosowanej w szkołach publicznych. Zdecydowanie opowiadają się za czytaniem, pisaniem i debatowaniem. Strony internetowe pełne są zasobów do nauczania klasycznych przedmiotów sztuk wyzwolonych (w tym retoryki) i sugestii dotyczących studiowania źródeł pierwotnych.

Zażalenia dotyczące standardów państwowych i edukacji opartej na wynikach są o wiele mniej widoczne w materiałach dotyczących edukacji domowej niż w religijno-prawicowych programach politycznych. Wykształceni uczniowie domowi troszczą się o przygotowanie swoich dzieci do życia w realnym świecie i są otwarci na standardy państwowe i programy testowania, które ukierunkowują działania i dają mierniki postępu.

Te obawy, a także fakt, że wiele rodzin rozpoczęło edukację domową po tym, co postrzegali jako „przejęcie” lokalnych systemów szkół publicznych przez „postępowych” nauczycieli akademickich i lewicowych rodziców, sprawiają, że jest mało prawdopodobne, aby duża liczba rodziców korzystających z edukacji domowej mogła łatwo powrócić do szkół publicznych. Niektórzy uczący się w domu poradzą sobie z pomocą dostępną w systemach szkół publicznych, a inni będą dążyć do tworzenia szkół czarterowych. Niektórzy – ich liczba zależy od kosztów i dostępności prywatnych dotacji – będą również przyciągani do specjalnie skonstruowanych szkół prywatnych, takich jak te tworzone obecnie przez konserwatywne Christian Heritage Schools.

Zważywszy na zależność amerykańskich rodzin od podwójnych dochodów, jest mało prawdopodobne, że nauczanie domowe będzie rosło w nieskończoność. Ale prawie na pewno będzie nadal przyciągać rodziny, które nie mogą znaleźć wygodnego miejsca w konwencjonalnych szkołach publicznych, i nadal będzie kanałem, przez który rodzice przywiązują się do prywatnych i czarterowych alternatyw.

Co jest szkodliwe?

Co może być złego w ruchu, który prowadzi dziesiątki tysięcy ludzi do spędzania ogromnych ilości czasu i pieniędzy na nauce, bliskiej pracy z dziećmi, opracowywaniu nowych materiałów instruktażowych i poddawaniu ich prawdziwym testom? Krytycy zarzucają, że trzy rzeczy są złe w nauczaniu domowym: szkody dla uczniów akademickich; szkody dla społeczeństwa poprzez produkowanie uczniów, którzy nie są przygotowani do funkcjonowania jako demokratyczni obywatele i uczestnicy nowoczesnej gospodarki; oraz szkody dla edukacji publicznej, utrudniając innym rodzicom edukację ich dzieci.

  1. Uczenie się uczniów. Sama natura edukacji domowej sprawia, że trudno jest określić ilościowo wyniki uczniów. Ale najlepsze dostępne dowody są zdecydowanie pozytywne na temat uczenia się uczniów w szkole domowej. Rozważ te wyniki z Uniwersytetu Boba Jonesa testującego usługi dla uczniów uczących się w domu:
  • Prawie 25 procent uczniów uczących się w domu jest zapisanych o jedną lub więcej klas wyżej niż ich rówieśnicy w szkołach publicznych i prywatnych.
  • Wyniki testów osiągnięć uczniów szkół domowych są wyjątkowo wysokie. Mediana wyników dla każdego podtestu na każdym poziomie (zazwyczaj w 70-tym do 80-tym percentylu) jest znacznie wyższa od wyników uczniów szkół publicznych i prywatnych.
  • Uczniowie, którzy byli nauczani w domu przez całe swoje życie akademickie, mają wyższe wyniki testów osiągnięć szkolnych niż uczniowie, którzy uczęszczali do innych programów edukacyjnych.

Jednakże wyniki te pochodzą z małej, samodzielnie wyselekcjonowanej grupy uczniów uczących się w domu, którzy szukali pomocy uniwersytetu w ocenie postępów uczniów. Choć nie istnieje znany profil uczniów uczących się w domu, z którym można by porównać tę próbkę, jest ona prawie na pewno lepiej wykształconą, o wyższych dochodach i lepiej wspieraną (np. przez członkostwo w kościele) grupą niż uczniowie uczący się w domu jako całość.

Tak więc nadal nie można powiedzieć, czy, ogólnie rzecz biorąc, uczniowie uczący się w domu radzą sobie znacznie lepiej niż ich rówieśnicy ze szkół publicznych i prywatnych. Jednak twierdzenie, że uczniowie uczący się w domu radzą sobie źle, jest również całkowicie nieuzasadnione. Dostępne dowody z pewnością wydają się wskazywać na coś innego.

  • Przygotowanie do dorosłego życia. Nikt nie wie, czy edukacja domowa produkuje jakąkolwiek inną mieszankę geniuszy, osób społecznie uzdolnionych, niepowodzeń w nauce lub odmieńców niż konwencjonalne szkoły publiczne. Z tego powodu, nikt nie ma dobrego poglądu na to, jaki jest rozkład tych wyników – lub jaki powinien być – w całej populacji. iektórzy nauczyciele martwią się o plany konserwatywnych przywódców religijnych i rodziców, zakładając, że chcą oni, by dzieci stały się nietolerancyjne, zamknięte w sobie, hiperkonkurencyjne lub przekonane o wyższości religijnej lub rasowej. Obawy te nie mają zbyt wielu podstaw, poza długotrwałymi napięciami między grupami religijnymi (zarówno konserwatywnymi, jak i mainstreamowymi) a akademicką lewicą.

    Inni unikają pułapki oceniania szkół pod kątem aktualnych ortodoksji pedagogicznych, ale martwią się, że edukacja domowa (wraz ze szkołami prywatnymi, czarterami i bonami) odciąga dzieci od społecznie dośrodkowego doświadczenia szkoły powszechnej, w której ludzie wszystkich ras i środowisk są kształceni razem według wspólnych standardów. Ta obawa również ma niewielkie podstawy empiryczne. Osoby uczące się w domu z pewnością nie doświadczają „szkoły powszechnej”, ale najwyraźniej nie doświadcza tego również nikt inny. Niezależnie od tego, czy uczęszczają do szkół prywatnych czy publicznych, ogromna większość uczniów prawdopodobnie uczęszcza na zajęcia i obcuje z osobami bardzo podobnymi do siebie.

    Co więcej, współczesne szkoły publiczne nie spełniają aspiracji tych, którzy oczekują, że będą inkubatorami młodych demokratów. Absolwenci szkół prywatnych (w tym konserwatywnych chrześcijańskich) częściej niż podobni demograficznie absolwenci szkół publicznych wyrażają postawy tolerancyjne, poświęcają czas i pieniądze na cele społeczne i uczestniczą w debatach obywatelskich.

    Nic z tego nie dowodzi, że nauczanie domowe spełnia wszystkie aspiracje Amerykanów wobec ich dzieci. Ale to stawia obawy związane z edukacją domową w odpowiedniej perspektywie i sugeruje podstawę, na której edukacja domowa powinna być oceniana: Musi być porównywana z rzeczywistą wydajnością konwencjonalnych szkół publicznych, a nie z jakimiś wyidealizowanymi aspiracjami.

  • Krzywda dla edukacji publicznej. Nauczanie domowe ogranicza liczbę uczniów w szkołach publicznych, a zatem zmniejsza ilość pieniędzy, które rządy państwowe przekazują lokalnym okręgom szkolnym. Zmniejsza również liczbę rodziców, którzy oczekują, że będą wspierać edukację swoich dzieci poprzez głosowanie na podatki i emisje obligacji. Z drugiej strony, nauczanie domowe zmniejsza obciążenia systemów szkół publicznych, a na obszarach o rosnącej populacji zmniejsza presję na nowe budynki i personel. W przeciwieństwie do czarterów i bonów publicznych, edukacja domowa nie wymusza jawnego transferu funduszy publicznych z istniejącej biurokracji do nowej konkurencyjnej organizacji.

    Podobnie jak w przypadku charters i voucherów, edukacja domowa jest również krytykowana za osłabianie wspólnego przedsięwzięcia obywatelskiego reprezentowanego przez system szkół publicznych. Dla niektórych deliberacja na temat edukacji jest niezbędnym środkiem do stworzenia jednego społeczeństwa z wielu grup. Uważają oni, że ludzie, którzy domagają się wolności od przepisów, sami kształcą dzieci lub płacą za szkoły prywatne, osłabiają krytyczne fora publiczne. Przeciwny pogląd głosi, że różnorodność intelektualna i wartości jest tak ważna dla demokratycznego społeczeństwa, że kwestie dotyczące edukacji nigdy nie powinny być rozstrzygane autorytatywnie. Ludzie, którzy wyznają ten pogląd, wskazują na podatność ustawodawców na zawłaszczanie przez grupy interesów i ich niezdolność do rozstrzygania głęboko kontrowersyjnych kwestii. Mają powody, by sądzić, że stanowe procesy ustanawiania standardów przekształciły się w sesje kłótni między zwolennikami różnych przedmiotów i że stany udają fałszywą jasność co do tego, jakie umiejętności muszą posiadać młodzi ludzie w naszym hałaśliwym, konkurencyjnym, szybko zmieniającym się, napędzanym technologią i nieprzewidywalnym społeczeństwie.

    Powtarzam, w sytuacji, w której tak mało rozumiemy, potencjalne szkody edukacji domowej wydają się o wiele mniejsze niż szkody prób zapobiegania jej lub udaremniania. Każda kwestia poruszona tutaj jest możliwa do udowodnienia, ale abstrakcyjne argumenty i obawy nie wytrzymują konfrontacji z prawami Pierwszej Poprawki rodziców szkół domowych i ich oczywistą gotowością do poparcia przekonań pieniędzmi, czasem i wysiłkiem.

  • Konkluzja

    Kwestie poruszone powyżej są dalekie od rozstrzygnięcia. Naukowe i polityczne dyskusje na temat edukacji domowej są obciążone nierozpoznaną dwuznacznością w naszym użyciu terminu edukacja publiczna, który w niektórych przypadkach odnosi się do zobowiązania do użycia wszelkich niezbędnych środków, aby zapewnić, że każde dziecko nauczy się wystarczająco dużo, by w pełni uczestniczyć w życiu społecznym jako obywatel, zarabiający i rodzic, a w innych przypadkach odnosi się do specyficznego zestawu politycznych negocjacji, zasad, programów, praw pracowniczych i biurokratycznych mechanizmów nadzoru. Różnica między tymi dwiema definicjami edukacji publicznej jest widoczna wszędzie, ale najbardziej bolesna w dużych miastach. Tam aspiracje dotyczące uczenia się uczniów, sprawiedliwości rasowej i wprowadzania uczniów znajdujących się w niekorzystnej sytuacji do głównego nurtu życia społecznego są wysokie. Przywódcy polityczni i edukacyjni bez końca mówią o znaczeniu wysokich standardów. Ale uczniowie zostają w tyle tym bardziej, im dłużej są w szkole, a ponad połowa z nich porzuca naukę przed uzyskaniem dyplomu ukończenia szkoły średniej.

    Nasz dialog o nauczaniu domowym, czarterach i bonach publicznych jest więc zamrożony przez zamieszanie wokół środków i celów. Ludzie, którzy prowadzą i obsługują konwencjonalne szkoły publiczne są przekonani, że obecne rozwiązania są edukacją publiczną. Pytanie – postawione przez edukację domową i związane z nią reformy – brzmi, czy ta definicja nie jest zbyt wąska. Nadszedł czas, by zapytać, czy edukacja domowa, czartery i bony powinny być uważane za część szerokiego repertuaru metod, które jako społeczeństwo wykorzystujemy do kształcenia naszych dzieci.

    Dłuższa wersja tego eseju ukaże się w przyszłym numerze Peabody Journal of Education.

    Paul T. Hill jest wybitnym stypendystą w Hoover Institution; członkiem Hoover’s Koret Task Force on K-12 Education; oraz profesorem badawczym w Center on Reinventing Public Education, University of Washington.

    Drukuj

    Dodaj komentarz

    Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *