The Gestational Diabetes Diet: Taking Carbs from a Pregnant Lady

Gdy w wieku 40 lat zdecydowałam, że chcę spróbować mieć dziecko, wiedziałam, że stoję przed kilkoma podwyższonymi zagrożeniami w porównaniu z młodszymi kobietami: przede wszystkim, mogę nie być w stanie począć dziecka w ogóle. Mentalnie przygotowałam się – na tyle, na ile mogłam – na tę i inne możliwości, w tym większe ryzyko, że dziecko będzie miało wadę genetyczną.

Do tej pory miałam szczęście. Ryzyko, o którym nie myślałam zbyt wiele – większe prawdopodobieństwo wystąpienia cukrzycy ciążowej – jest jedynym, które wpłynęło na przebieg mojej ciąży. Jestem dość zdrowa, w mojej rodzinie nie było przypadków cukrzycy i staram się dobrze odżywiać – dużo świeżych owoców i warzyw, mało wysoko przetworzonych śmieciowych produktów spożywczych.

Ale starsze kobiety w ciąży – a to oznacza nawet kobiety tak młode, jak w wieku 20 lat, wierzcie lub nie – mogą mieć trudniejszy czas na regulację poziomu insuliny, co prowadzi do zwiększonego poziomu cukru we krwi. Cukrzyca ciążowa, jeśli nie jest kontrolowana za pomocą diety i ćwiczeń, może powodować wysoką masę urodzeniową dzieci i potencjalnie prowadzić do komplikacji porodowych, a także zwiększać ryzyko, że dziecko będzie rozwijać otyłość i cukrzycę typu 2 w późniejszym życiu. Dla matki istnieje również ryzyko wysokiego ciśnienia krwi i większe prawdopodobieństwo rozwoju cukrzycy typu 2 w przyszłości.

Jak dotąd nie zdiagnozowano u mnie cukrzycy ciążowej. Ale ponieważ mój poziom cukru we krwi był nieco wysoki podczas wczesnego testu tolerancji glukozy (jest on wykonywany u wszystkich kobiet w ciąży około 28 tygodnia, ale kobiety w moim wieku bywają badane wcześniej), zalecono mi częstsze ćwiczenia fizyczne i stosowanie diety niskowęglowodanowej, czyli te same zalecenia, które otrzymują osoby z taką diagnozą.

Ostatnią rzeczą, jaką chciałaby usłyszeć ciężarna uwielbiająca makarony i mająca apetyt na słodycze, jest to, że powinna odstawić węglowodany. Zawsze byłam sceptycznie nastawiona do szaleństwa związanego z dietą niskowęglowodanową, podejrzewając, że to podstęp miłośników mięsa, którzy chcą, aby jedzenie cheeseburgerów z potrójnym bekonem było akceptowalne, o ile są one przekładane liśćmi sałaty zamiast bułką.

Na szczęście dieta przepisana dla mnie nie była tak ekstremalna. Nie chodzi o to, żeby schudnąć lub całkowicie odciąć się od węglowodanów, ale żeby je ograniczyć i racjonować ich spożycie w ciągu dnia, zawsze łącząc je z białkiem i odrobiną tłuszczu.

W informacjach, które przekazał mi dietetyk, było kilka niespodzianek. Nieprzyjemną z nich było to, że moje zwykłe śniadanie – miska płatków – odpada. Nawet bezcukrowe, wysokowłókniste odmiany płatków znacznie przekraczają mój maksymalny przydział 30 gramów węglowodanów na poranny posiłek. (Poziom cukru we krwi jest szczególnie podatny na poranne skoki, więc przydział na śniadanie jest niższy niż na obiad i kolację). Co więcej, zaskoczyło mnie, ile węglowodanów znajduje się w szklance mleka – około 13 gramów na filiżankę. Moje inne ulubione śniadanie, bajgiel z serkiem śmietankowym, również znacznie przekroczyło limit. Zamiast tego przerzuciłam się na pełnoziarniste angielskie muffiny z masłem orzechowym.

Jak na plus, nie będę głodować. Oprócz trzech regularnych posiłków, mam jeść poranną i popołudniową przekąskę, plus mniejszą przekąskę wieczorną. I nadal mogę mieć makaron, ale zamiast dużej miski to na własną rękę, to powinno być danie boczne lub mieszane z wystarczającą ilością warzyw i białka, więc porcja węglowodanów jest ograniczona. Najszczęśliwsza wiadomość z tego wszystkiego? Przy tych rzadkich okazjach, kiedy wolno mi wcisnąć mały smakołyk, powiedziano mi, że lepiej iść na lody niż na sorbet, ponieważ tłuszcz pomaga spowolnić rozkład węglowodanów. Da się zrobić, doktorku.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *